Nie jestem heavy userem Foursquare’a, chociaż moje pierwsze miesiące z appką mogły na to wskazywać. Jednak lubię tę aplikację, od czasu do czasu checkinuję się w ulubionych miejscach, odkrywam nowe, sprawdzam gdzie są w danym momencie moi znajomi. Nie raz udało mi się kogoś spotkać, bo właśnie na FS widziałam, że jest w danym miejscu. W mniejszym stopniu sprawdzałam rekomendację o nieznanym lokalu, chociaż i takie sytuacje podczas mojego obcowania z aplikacją się zdarzyły. Moja przyjaźń z aplikacją trwała w najlepsze, aż pewnego dnia FQ postanowił to wszystko zepsuć i kazał mi zainstalować Swarma.
Katarzyna Dworzyńska - entuzjastka rozwiązań mobilnych. Pomysłodawczyni oraz organizatorka warsztatów Warsaw Speaks Mobile, na które zaprasza najlepszych specjalistów z branży.
To nie jest tak, że my się ze Swarmem nie darzymy sympatią – wręcz przeciwnie. Aplikacja bardzo przypadła mi do gustu. Szczególnie podoba mi się opcja pokazująca znajomych w promieniu 300 metrów, idealne rozwiązanie na piątkowy bezdzietny wieczór w centrum miasta ;) Poza tym Swarm pokazuje mi także to samo co Foursquare – czyli lokalizację znajomych. Gorzej ze sprawdzeniem miejsca, w którym akurat znajomi Ci się znajdują – klikam i automatycznie przeskakuję do FS. I potem znowu wracam do Swarma, potem znowu do FS i tak w kółko. A ja się pytam po co? Czy tych kilku dodatkowych opcji, które daje Swarm nie dało się zmieścić w jednej aplikacji?
Kiedyś korzystanie z appek społecznościowych było dużo prostsze. Człowiek odpalał na swoim smartfonie takiego Facebooka i wszystko robił w środku: publikował zdjęcia, wrzucał posty, rozmawiał ze znajomymi, zarządzał fanpejdżem (jeśli takowy miał) etc. Aplikacja Facebooka była dokładnie tym samym Facebookiem, którego znamy z kompa. I tak jak to zwykle bywa w przypadku sytuacji, kiedy jest po prostu za dobrze, wszystko musiało się zepsuć. Najpierw Facebook kazał przenieść rozmowy do osobnej aplikacji, potem FS wymyślił sobie Swarma, a i Instagram kombinuje z Boltem, tak samo jak Twitter z Vine’em. Litości! Zaraz powstanie jedna aplikacja do zarządzania dziesięcioma innymi. Bo już teraz w komórce, żeby być na bieżąco muszę odpalać Facebooka, FB Messenger’a, Twittera, Foursquare, Swarma a do tego jeszcze pcha mi się Snapchat, Vine, Instagram, nie wspominając o LinkedInie czy Endomondo – to przecież też są aplikacje społecznościowe. Można zwariować!
Rozumiem, że appki walczą o miejsce na naszym smartfonie, chcą być zawsze na pierwszym ekranie. Strategia podobna do wystawionego na półce towaru w sklepie. Klient wchodzi do Rosmanna i widzi 100 szamponów. Ma szampon Nivea do włosów długich, krótkich, cienkich, z łupieżem, farbowanych i jeszcze bóg wie jakich. Wszystkie rozpychają sie na półce pod tą samą marką krzycząc: pick me! pick me! A ten biedny Klient wszedł do sklepu bo ma tłuste włosy, które chce umyć – i na tym mu najbardziej zależy! Nie chce 100 szamponów na każdą okazję, nie chce spędzać pod prysznicem pół godziny nakładając na łeb pół litra płynów! Tak samo i ja – nie chcę surfować po ekranie smartphona zastanawiając się z której aplikacji społecznościowej chcę w danej chwili skorzystać.
Korzystałam z Foursquare bo miałam potrzebę. Bardzo prostą zresztą – chciałam się check’in’ować. Teraz check’in’uję się w Swarmie. Opinie o lokalu? Poszukam w necie. Także ten tego – na chwilę obecną Foursquare’owi serdecznie dziękuję. Deleted.
Czy taki sam los spotka Facebooka po tym, jak wydzielił Messenger’a? Nie sądzę. W przypadku Facebooka te przejścia pomiędzy aplikacjami nie są jeszcze aż tak upierdliwie, to raz. A dwa – Facebook, w przeciwieństwie do Foursquare’a nie zabił swoich podstawowych funkcji w głównej aplikacji.
Rozwiązanie idealne?
Uwaga! Istnieje! A gdyby tak nie wyrzucać z Fejsa chatu i zostawić go wewnętrz aplikacji, a tak czy siak wdrożyć Messengera? Czy to nie byłaby sytuacja win-win? Chcę korzystać w aplikacji – proszę bardzo. Chcę mieć dedykowany produkt, bo tak mi jest wygodniej – voila! Czy to w końcu Klient nie powininen dyktować warunków? Hello – czy ktoś może mnie zapytać, czego ja chcę?