Siedemnastoletniego Harambe media społecznościowe poznały w dniu jego śmierci. Zginął od strzału z broni palnej w sobotę 28 maja 2016, w ogrodzie zoologicznym w Cincinnati. Był urodzonym w niewoli gorylem. Jak to się stało i dlaczego tak bardzo ludzi to obeszło?
Promujemy postawę szacunku wobec zwierząt. Zwierzęta nie są rzeczami.
Fakty
Na wybiegu dla goryli będącym częścią domu Harambe znalazło się nagle małe dziecko. Według jednego ze świadków, matka chłopca miała ze sobą jeszcze trójkę dzieci, w tym jedno na rękach. 4-letni maluch prześlizgnął się między barierkami i spadł około 3 metry niżej do płytkiej fosy.
Do dziecka zbliżył się samiec goryla, 17-letni Harambe. Na nagraniu video udostępnionym m.in. przez portal cnn.com widać jak Harambe stoi w fosie, a pod nim znajduje się dziecko. Następnie goryl chwyta dziecko za nogę i ciągnie je przez fosę do innego miejsca, po czym chłopca puszcza. Dziecko siedzi spokojnie, a Harambe stoi koło niego. Nagranie trwa może minutę. Z materiału dziennikarskiego wiadomo, że całe zajście trwało około 10 minut, a ludzie będący jego świadkami krzyczeli ze strachu i filmowali zdarzenie.
Goryl został zastrzelony przez pracowników zoo. Dziecko z lekkimi obrażeniami trafiło do szpitala, skąd zostało wypisane tego samego dnia wieczorem.
Reakcje
W mediach społecznościowych zawrzało, ludzie mieli pretensję albo do zoo albo do rodziców chłopca. Powstała nawet petycja, której twórcy żądają pociągnięcia rodziców dziecka do odpowiedzialności za zaniedbanie. 31 maja wieczorem liczba podpisów pod tą petycją sięgała już ponad 350 tysięcy.
W poniedziałek, czyli 2 dni po zdarzeniu, zoo zorganizowało konferencję prasową na temat decyzji o zastrzeleniu goryla. Dyrektor zoo, Thane Maynard, jak można było zobaczyć w materiale filmowym przedstawianym przez CNN, tłumaczył, że zdecydowano się zastrzelić, a nie uśpić, goryla, gdyż działanie środka usypiającego jest skuteczne dopiero po paru minutach, a nie chciano narażać dziecka na dalsze ryzyko utraty życia. Dyrektor zoo poinformował też, że od zbudowania wybiegu w 1978 roku nie było żadnych problemów dotyczących bezpieczeństwa.
Laikowi trudno odczytać intencje goryla, szczególnie nieznajomego goryla. Harambe raz stał nad dzieckiem w sposób sugerujący ochronę, innym razem wlókł je przez fosę za nogę lub rękę i nie wiadomo dlaczego lub po co to robił. Pracownicy zoo na pewno znali Harambe dużo lepiej niż ludzie odwiedzający zoo, ale sytuacja w jakiej znalazł się młody goryl była dla niego nowa i zaskakująca. Oprócz tego, że w fosie znalazło się dziecko, którego przecież nie znał, to znad wybiegu dobiegały go krzyki przerażonego tłumu. Nawet dobrze znający go opiekunowie nie byliby w stanie przewidzieć jak zachowa się Harambe.
Decyzja o zastrzeleniu zwierzęcia była de facto decyzją w obronie życia dziecka. Możemy sobie dywagować post factum z pewnością siebie znaną głównie ignorantom, że nic by się nie stało, bo przecież Harambe nie zaatakował chłopca od razu. Niemniej mieliśmy do czynienia ze zwierzęciem, które waży blisko 200 kg, jest silniejsze od paru mężczyzn razem wziętych, a orzechy kokosowe zgniata przy użyciu dłoni. Podanie środków usypiających nie wyeliminowałoby od razu ryzyka. Przez kolejne minuty życie dziecka mogło wisieć na włosku.
To rzeczywiście była kwestia życia lub śmierci. To prawda, nie było pewności, że Harambe skrzywdzi dziecko. Jednak nie było też żadnej pewności, że go nie skrzywdzi.
Tylko goryl czy aż goryl?
Mimo że sytuacja była bardzo poważna, zarówno ogród zoologiczny jak i matka chłopca (tylko na początku anonimowa), stanęli w ogniu krytyki w Stanach Zjednoczonych, a także szerzej w anglojęzycznych mediach społecznościowych i w Polsce. Wobec tego postawiłam sobie dwa pytania i spróbuję na nie odpowiedzieć.
Po pierwsze, czy Harambe zginął, bo był (tylko) gorylem? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przeprowadziłam prosty eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że dziecko porwał człowiek. Jest nim bardzo silny i sprawny mężczyzna, który nie odpowiada za swoje czyny ani moralnie ani prawnie, bo jest niepoczytalny. Niemniej, jest niebezpieczny i krzywda z jego ręki jest jak najbardziej realna. Próby negocjacji nie są w tej chwili możliwe, gdyż porywacz przechodzi ciężką psychozę i istnieje wysokie ryzyko, że nie tylko nie posłucha negocjatorów, ale że nawet stanie się jeszcze bardziej agresywny i okaleczy lub zabije dziecko. Wyobraźmy też sobie, że obawy policji nie są bezpodstawne: ten mężczyzna już próbował kogoś zabić. Był w szpitalu w leczeniu i na obserwacji, ale stamtąd uciekł. Czy policja miałaby prawo zabić tego mężczyznę aby uratować dziecko? Przecież mężczyzna nie jest niczemu winien. To wina choroby. A jednak wydaje się, że zabijając mężczyznę policjanci działaliby w ramach obrony koniecznej, a więc legalnie. Podejrzewam, że większość ludzi zgodziłaby się z taką decyzją. Czy zabicie mężczyzny byłoby karą wymierzoną jemu? Nie, byłoby obroną dziecka. Czy oznaczałoby, że życie tego mężczyzny jest mniej warte niż życie dziecka? Nie, sytuacja obrony koniecznej wymaga po prostu zastosowania odpowiedniego środka nawet jeśli jest nim pozbawienie życia napastnika. Mój eksperyment pokazuje, że mogą zaistnieć sytuacje, gdzie w obronie koniecznej trzeba będzie zabić kogoś niewinnego (zwierzę pozaludzkie lub niepoczytalnego człowieka) i będzie to usprawiedliwione, choć wszyscy woleliby tego uniknąć. Tak więc fakt, że Harambe był gorylem a nie był człowiekiem nie przesądzało o jego losie. Przesądziły okoliczności.
Po drugie, czy gwałtowny sprzeciw jaki wzbudziło zabicie Harambe jest związany z tym, że Harambe był (aż) gorylem? Zastanówmy się, jaka byłaby reakcja, gdyby chłopiec trafił na wybieg zwierząt nienależących do tak emblematycznego gatunku, nienależących nawet do gatunku zagrożonego. Wyjdźmy poza ogród zoologiczny i przejdźmy się na arenę „walk byków”. Niech chłopiec trafi tam, by zetknąć się oko w oko z agresywnym bykiem (którego drażniono już wcześniej zadając rany piką). Powiedzmy, że torreador dostał od byka rogiem w bok i mężczyznę wyciągnięto z areny, by zawieźć go do szpitala. Dziecko wykorzystało zamieszanie i wiedzione ciekawością weszło niepostrzeżenie na arenę. Podejrzewam, że nikt nie miałby większego problemu z zabiciem byka to idącego w kierunku dziecka, to przyspieszającego kroku. Byk i tak miał być zabity – powiedziano by. To tylko byk – dorzuciłby ktoś inny. Przecież wszyscy jemy hamburgery – padłby trzeci głos. Słuszny trop, bardzo słuszny. Wiedzie nas w kierunku utrwalanego przez kulturę podziału, który brzmi: Jedne kochamy, drugie zjadamy. Albo: jedne szanujemy, drugie eksploatujemy. Problem w tym, że to my dokonujemy tego podziału i robimy to arbitralnie. Zwierzęta podobnie czujące, myślące i chcące żyć traktujemy tak odmiennie. Stąd wielki krzyk o śmierć Harambe, zupełnie niezasłużoną, to prawda, ale zadaną przecież w obronie życia chłopca. Stąd też głucha cisza wobec śmierci świni czy krowy, też całkowicie niezasłużonej i na dodatek zadanej w obronie naszego ....stylu życia! Często tak niewiele trzeba, by ten styl życia zmienić. Potrzebna jest jedna decyzja – przejść na weganizm.