Religia zniknęła z listy szkolnych przedmiotów opłacanych z budżetu państwa. Teraz ma być finansowana z pieniędzy samorządów. Ale na to gminom może zbraknąć pieniędzy. Pojawia się pytanie - co wtedy?
Z założenia ma to być blog o tematyce kryminalno-społecznej. Jak wyjdzie? To się okaże… Komu się chce to sprawdzić ze mną – zapraszam do śledzenia
Do niedawna religia i etyka znajdowały się w planie nauczania, finansowanym z budżetu państwa. Ostatnio jednak pani minister Szumilas podpisała nowe rozporządzenie według którego na nauczanie religii muszą się znaleźć pieniądze w samorządach.
Władze lokalne skarżą się jednak, że na to może zabraknąć funduszy.
W świetle nowych przepisów samorząd może odmówić finansowania pracy katechetów.
To z kolei powoduje święte oburzenie kleru.
Księża powołują się na umowę konkordatową i skarżą się na działania rządu.
Według nich takie postępowanie ograniczy uczniom dostęp do lekcji religii nawet jeśli będą chcieli w nich uczestniczyć.
A mnie w tym wszystkim zastanawia dlaczego kościół nie przejawia żadnej inicjatywy aby takie lekcje sfinansować z własnych pieniędzy?
Poza tym, czy przypadkiem krzewienie wiary nie jest obowiązkiem każdego przedstawiciela kościoła? A jeśli jest, to dlaczego, do cholery, księża chcą brać za to pieniądze? Czy nie zostało też zapisane w "jedynej słusznej księdze", że kościół ma pełnić funkcję służebną wobec wiernych? Nie oszukujmy się - księża z głodu i tak nie umierają. Nie muszą dostawać pensji za to, do czego w istocie są przeznaczeni. Zarówno wierni jak i Państwo i tak łożą na ich utrzymanie!
Inaczej jest w przypadku katechetów świeckich - oni nie mają zapewnionego utrzymania, więc za nauczanie powinno im się płacić. Ale tu też myślę, że kościół mógłby się nieco do sprawy dołożyć - przecież nauczanie religii katolickiej jest w jego dobrze pojętym interesie. Dlaczego więc bardziej pilnym wydatkiem ma być kolejny olbrzymi gmach w odległości 200 metrów od poprzedniego, niż niewielka sala katechetyczna dla tych, którzy akurat o tej religii chcą się uczyć? Czy te bogato zdobione, strzelające pod niebo świątynie naprawdę sprawiają, że ludzie są bardziej uduchowieni?
Mimo że mogłabym w tym miejscu ironizować, drwić i szydzić nie chcę tego robić. Chcę zrozumieć jak to jest w ogóle możliwe w świeckim państwie, aby kwestia lekcji religii była tak trudnym i nierozwiązywalnym problemem? Chciałabym, żeby ktoś z "drugiej strony barykady" wyjaśnił mi dlaczego nauczanie jednej uprzywilejowanej religii ma być opłacane z budżetu państwa czy lokalnego samorządu. Chcę usłyszeć racjonalne, spójne wewnętrznie argumenty.
Prawdopodobnie jestem ograniczona, ale naprawdę tego nie rozumiem.