Nie napiszę, co sądzę o pomysłach prezesa Kaczyńskiego dotyczących repolonizacji mediów, repolonizacji Opolszczyzny, repolonizacji Polski oraz wszechświata. Nie napiszę też co sądzę o tym, co sądzi Pan Prezes o polskiej niepodległości. Nie napiszę o tym, bo mi się nie chce.
dyrektor programowa i redaktor naczelna Polskiego Radia RDC od maja 2013. W latach 2003-2012 szefowa Radia TOK FM
Jarosław Kaczyński jest niestety coraz bardziej archaiczny i dzięki Bogu coraz mniej denerwujący, a jego polityczne znaczenie i oddziaływanie raczej zbliżają się ku nieuchronnemu końcowi. Obawiam się natomiast, że wielkimi krokami zbliża się w Polsce era naprawdę konserwatywnej, naprawdę twardej i naprawdę groźnej prawicy. Uważam, że jakiś „PiS-BiS” pomieszany z ONR i Młodzieżą Wszechpolską ma szansę - jeśli nie wygrać, to przynajmniej nieźle namieszać przy kolejnych wyborach. I obawiam się, że jeszcze zatęsknimy za dobrodusznym i jednak przewidywalnym wujkiem Jarkiem.
Dlatego, niejako w zastępstwie ustosunkowywania się do słów Prezesa, chciałabym ustosunkować się do małego reklamowego kłamstewka nowego pisma prawicy - „W sieci”. Tak, wiem - reklama zawsze kłamie, a jak nie kłamie, to co najmniej koloryzuje, ale są w naszej pięknej i mądrej Ojczyźnie ludzie, którzy reklamę biorą za informację – dobrze więc czasami co nie co w tej materii wyprostować.
To nowe pismo reklamują zdjęcia jego autorów malowniczo udrapowanych na więźniów sumienia, ze wzrokiem najczęściej wyzywającem, czołem podniesionem oraz dumnie wypiętą piersią. Trzymają oni - autorzy niepokorni - różne tabliczki z hasłami, a jedno z nich brzmi: „piszę samodzielnie”. I na tymże haśle mój wzrok zdumiony nieco dłużej się wczoraj zatrzymał. Zatrzymał się, ponieważ dziennikarz, który reklamuje się takim hasłem albo udaje, że nie wie, o co chodzi albo - o zgrozo! - rzeczywiście nie wie. Dlaczego tak uważam? Bo coś takiego jak samodzielna praca dziennikarska w profesjonalnych mediach nie występuje. Profesjonaliści nie piszą samodzielnie, ani samodzielnie nie robią programów radiowych czy telewizyjnych.
Samodzielnie to Jasio może sobie antysemickie hasła na płocie bazgrać, natomiast profesjonalne dziennikarstwo to jest zawsze praca grupowa. Autor artykułu współpracuje z całym zespołem – z redaktorami, którzy sprawdzają jego pracę, dyskutują, podsuwają rozwiązania, wskazują mielizny i wyłapują błędy, a w niektórych redakcjach – w tych, które na to jeszcze stać - bywają też resercherzy gromadzący teksty źródłowe, raporty, tabelki, literaturę tematu czyli całą potrzebną dokumentację. A na sam koniec tej zespołowej pracy jakiś kierownik redakcji, wydawca, redaktor prowadzący lub redaktor naczelny weryfikują, sprawdzają, dopuszczają do druku, kolaudują na antenę, albo oceniają po emisji programu na żywo.
Takie chwalenie się brakiem profesjonalizmu i „sobiesamosiostwem” oprócz tego, że głupie i nieprofesjonalne, wydaje mi się też jakoś typowo polskie – profesor Czapiński powtarza to jak mantrę – że największym nieszczęściem Polski jest, że Polacy nie potrafią pracować w zespole, że w ogóle nie rozumieją sensu pracy zespołowej - znaczenia burzy mózgów, konsultacji, dyskusji, wymiany myśli, dokładania kolejnych cegiełek do wspólnej budowli.
Samodzielnie pisać artykuły czy robić programy może tylko partacz-amator albo geniusz, a w polskim dziennikarstwie tych pierwszych nadmiar, natomiast tych drugich - jakoś nie widać. Ale może się mylę, może właśnie jesteśmy świadkami narodzin pierwszego w Polsce medium, które zgromadziło niezwykły, być może unikatowy nie tylko na naszą skromną rodzimą skalę ale i na skalę światową, zespół składający się wyłącznie z indywidualnych dziennikarskich geniuszy. No, jeśli tak to szacun Panie i Panowie! Jeśli to prawda, to czekam z niecierpliwością na efekty pracy tej Waszej swoistej medialnej Mensy. Zwłaszcza, że uważam, że to Wy i i Wasi koledzy z byłego Uważam Rze, Rzepy oraz Gazety Polskiej, Gościa Niedzielnego, ND, RM, Trwam etc będziecie teraz stawali się przewodnikami polskich odbiorców mediów. Taka dziejowa wolta. Że mnie to nie cieszy, to oczywiste, ale to nie zmienia faktu, że sam proces – bardzo ciekawy. W napięciu i z prawdziwym zainteresowaniem będę obserwować, jak Wam pójdzie i gdzie wylądujecie - w oparach smoleńskiej mgły, czy w jakimś bardziej cywilizowanym miejscu - np. gdzieś w pobliżu brytyjskich torysów.