Hiszpanie lubią pić wino i sami też są znanymi na świecie producentami dobrego wina. Turyści, spędzając wakacje w Hiszpanii, też chętnie wypiją kieliszek wina do posiłku, a i między posiłkami czymś lekkim, z niewielką ilością procentów, nie pogardzą.
Letnią porą przez hiszpańskie bary, kawiarnie i restauracje przelewają się hektolitry sangrii. Przechodząc w okolicy kawiarnianych i barowych ogródków widzimy, że na na każdym prawie stoliku stoi dzbanek tego orzeźwiającego napoju, a ci, którzy nie zamówili sobie pełnego dzbanka, tylko kieliszek, a właściwie kielich, siedzą nad wypitą już zwykle jednym haustem porcją i wyjadają kawałki owoców, którymi wino jest wzbogacone. Bo sangrię trudno jest sączyć.... Zwykle wypija się ją szybko, bo doskonale gasi pragnienie w upalnych warunkach klimatycznych. Przy tym, jest to dość tani napój, gdyż litrową butelkę albo kartonik z zawartością można kupić już za jedno euro.
Drugim lekkim napojem alkoholowym, który niedawno odkryłam w Hiszpanii, jest tzw. letnie wino, czyli "tinto de verano". Ktoś, kto je wymyślił, wpadł naprawdę na dobry pomysł. "Tinto de verano" to mieszanka pół na pół czerwonego wytrawnego wina z cytrynową gazowaną lemoniadą. Można sobie zmieszać samemu, albo poprosić kelnera o gotowy, schłodzony już napój. I też nie można się powstrzymać przed wypiciem wszystkiego od razu, zwłaszcza, że jest to napój znacznie mniej słodki niż sangria i można go popijać także do posiłku.
A do posiłków wybór win jest niesamowity. Nie wspominam tu o trunkach najwyższej klasy, ale o takich winach, które są bardzo dobre i mają przystępną cenę. Nie jestem też znawcą win, choć staram się trzymać zasady, że do ryb i owoców morza powinno się pić białe wino (ewentualnie różowe), a do mięs i cięższych dań - czerwone. Zwracam tylko uwagę na to, czy na etykiecie jest zaznaczone, że wino posiada DOC, czyli certyfikat pochodzenia, bo on świadczy o tym, że nie jest to żaden bełt, ale już całkiem przyzwoity trunek, który i tak można stosunkowo tanio nabyć. Moje ulubione wina, oczywiście z DOC, takie z lekkopółśredniej półki, kosztują około trzy euro za butelkę. Bardzo rzadko jadam mięso w Hiszpanii, w zasadzie najcięższym daniem, które tam przyrządzam, jest jajecznica na hiszpańskiej kiełbasie chorizo, ale lubię pić czerwone wino do przystawek, o których wspominałam w poprzednim wpisie, czyli do sera manchego, oliwek i kawałków bagietki maczanych w dobrej oliwie.
Zdobywając wiedzę o hiszpańskich winach, wybrałam się kiedyś z małą grupką znajomych do andaluzyjskiego miasta Jerez de la Frontera, położonego już na Costa de la Luz. A tam! Zawrót głowy już w chwilę po wyjściu z samochodu. W całym mieście w powietrzu unosi się intensywny zapach alkoholu, gdyż Jerez jest najważniejszym ośrodkiem produkowanego w Hiszpanii wina sherry. I tu muszę wyraźnie zaznaczyć, że wino sherry nie ma nic wspólnego z polską wiśniówką, choć zdecydowana większość moich znajomych, Polaków, jest przekonana, że ma. Otóż nie!. Wino sherry jest produkowane ze specjalnego szczepu winogron, które są uprawiane na specjalnej wapiennej glebie i do tego winnice muszą być usytuowane w miejscach, gdzie ziemia jest mocno nasłoneczniona przez minimum 330 dni w roku. Czyli w Andaluzji.... Nazwa tego wina jest zastrzeżona dla trunku produkowanego na małym obszarze geograficznym, który obejmuje trzy miejscowości: Puerta de Santa Maria, Sanlucar de Barrameda i właśnie Jerez de la Frontera. Podobnie, jak szampanem można nazywać wina musujące produkowane w regionie francuskiej Szampanii. Nazwa sherry pochodzi od nazwy miasta Jerez, które w dawnej przeszłości wymawiane było jako "szeresz", a potem wymowa ulegała stopniowo kolejnym fonetycznym zmianom.
Do Jerez de la Frontera warto się wybrać na dwa dni, bo atrakcji jest tam co nie miara. Oprócz toru Formuły 1 i toru wyścigów konnych, Jerez jest największym chyba w Hiszpanii ośrodkiem "flamenco puro", czyli muzyki flamenco zachowanej w czystej swojej formie od stuleci, bez domieszek jazzu, bluesa, czy jeszcze innych rodzajów bardziej nowoczesnej muzyki. To miasto pulsuje wprost rytmem flamenco, co w połączeniu z oparami alkoholu w powietrzu, przyprawia o jeszcze większy zawrót głowy.
Ażeby podpatrzeć, jak produkowane jest wino sherry i spróbować jak smakują jego różne odmiany, najlepiej wykupić sobie kilkugodzinną wycieczkę po jednej z tamtejszych bodeg (czyli winiarni), połączonej z degustacją produktów. Tego samego dnia już raczej nie pójdziemy na flamenco...
My zwiedziliśmy bodegę Gonzales-Bias, jedną z najsłynniejszych w Jerez. Obejrzeliśmy poszczególne etapy produkcji tego wina, zobaczyliśmy dla jakich znanych osobistości przechowywany jest tam trunek w specjalnie oznaczonych i podpisanych imiennie beczkach oraz co nieco popróbowaliśmy.... Pokazano nam, na czym polega metoda składowania najlepszych win, zwana systemem "solera". Otóż beczki z winem składowane są w ustawionych pionowo rzędach - od trzech do pięciu rzędów. Jeśli mamy trzy rzędy beczek, oznacza to, że wino będzie tam leżakować przez trzy lata. Każdego roku przelewa się taką samą ilość wina z najwyżej położonego rzędu do beczek ułożonych w rzędzie poniżej. W beczkach niżej powstało na to dość miejsca, bo część wina znajdującego się w nich do tej pory, została już przelana do kolejnego niższego rzędu, a z owego - jeszcze niżej. Z beczek leżakujących najniżej pobiera się taką samą ilość wina gotowego już do sprzedaży. Mieszanie win z kolejnych roczników pozwala na wyprodukowanie niemal idealnie wyważonego trunku. Bo w jednym roczniku wino wychodzi zbyt cierpkie, w innym zbyt słodkie, jeszcze w innym ma najpiękniejszy od lat kolor, a w jeszcze innym np. zapach. Wina produkowane metodą "solera" zwykle są już winami z wyższej półki i posiadają odpowiednie oznaczenie na etykiecie.
Bodega Gonzalez-Bias produkuje także znaną na całym świecie brandy Soberano, o lekko pomarańczowym aromacie. Chociaż w brandy nie specjalnie gustuję, tej napiłam się z dużą przyjemnością. Jeden z moich kolegów jest jej wielkim fanem i mówi o niej "moja Sobierano". Może dlatego, że lubi wychylić sobie kieliszek tej ambrozji nawet o dość wczesnej porannej porze. Ale pić brandy do śniadania!? Brrrrrr! No chyba, że podelektować się nią tuż po spożyciu hiszpańskiego "pitufo", czyli najzdrowszego śniadania na świecie.
Zapraszam również do lektury książki o współczesnym Egipcie pt. "Księżyc zza nikabu", którą napisałam wspólnie z moją córką Moniką Abdelaziz oraz bloga www.polskamuzulmanka.blog.pl, którego również jestem współautorką.