Polacy mieszkający na Litwie znów mają kłopot. Wileński Okręgowy Sąd Administracyjny nakazał usunięcie tablic z dwujęzycznymi nazwami ulic w rejonie solecznickim, gdzie 80 proc. mieszkańców to właśnie Polacy. To niewątpliwie kolejny powód do tego, żeby przypomnieć, że Polacy na Litwie oczekują nowej ustawy o mniejszościach narodowych, po tym jak 2010 r. zawieszono poprzednią. To też pretekst, żeby przypomnieć tamtejszym władzom, że Litwa jest w strukturach UE już od 8 lat, a to zobowiązuje.
Europarlamentarzysta. Magister historii i doktor politologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Polacy na Litwie stanowią 6,6 proc. ludności. Rejon solecznicki jest wyjątkowy, bo 80 proc. tamtejszej społeczności to Polacy, a więc zdecydowana większość. Zawieszona w 2010 r. ustawa o mniejszościach narodowych dopuszczała stosowanie dwujęzycznych nazw ulic. Jej brak powoduje, że obecnie sądy mogą bez przeszkód i skrupułów wydawać wyroki, które ograniczają prawa mniejszości, a w tym wypadku nawet większości. To nie są europejskie standardy. Państwa UE w swych aktach prawnych dążą do poszanowania praw różnych mniejszości, w tym narodowych. I nie jest usprawiedliwieniem na brak takich działań historia obu narodów - polskiego i litewskiego.
Sytuacja Polaków na Litwie może niepokoić w kontekście wypowiedzi samego premiera Algirdasa Butkevicziusa, który informował media, że w najbliższym czasie kwestia dwujęzycznych nazw ulic nie będzie rozstrzygana. Warto, więc być może przypomnieć premierowi, że kwestię legalizacji podwójnych nazw ulic ma zapisaną w programie swojego rządu. Europejczyk i polityk powinien doskonale wiedzieć, że to zobowiązuje i że choć od wyborów do parlamentu niewiele czasu minęło, to następne już za niespełna 4 lata. Będą się odbywały również w rejonie solecznickim.