Przepraszam bardzo, nie chciałem
Nie chciałem pisać nic politycznego, ani społecznego. Chciałem sobie zręcznie ominąć te tematy. Nie wchodzić w to, nie wgłębiać się, nie jątrzyć, nie tracić czasu na jałowe kłótnie. Nie ma dnia, żeby się radio, telewizja i internet nie wyrzygały na człowieka kwasami żołądka Narodu Polskiego, więc chciałem odpocząć od tego, choć raz nie myśleć. Dla spokoju duszy. Ale radio, telewizja i internet to nie wszystko – jest jeszcze rzeczywistość, która też lubi się wyrzygać. A potem jeszcze połknąć, przeżuć i wypluć.
Wojciech Fułek (rocznik 1957), sopocianin od zawsze i na zawsze. Tadeusz Fułek (rocznik 1986), sopocianin, chwilowo odcięty od morza
Wysyłałem dnia dzisiejszego przesyłkę. Zwykła paczka, folią bąbelkową owinięta. Nie jestem zbyt bystry w dziedzinie poczty i nigdy nie pamiętam co trzeba wypełnić do czego. Po odczekaniu swojej kolejki spytałem przemiłego Pana w okienku o kopertę i o formularz do wypełniania. Dostałem, zacząłem wypełniać. Po chwili do okienka podszedł Pan z oburzeniem stwierdzając, że to nie jest miejsce na wypełnianie i dowiedziałem się, że należało to zrobić wcześniej. No cóż – każdemu może się spieszyć, więc powiedziałem, że proszę nadać, ja to wypełnię w tym czasie. Myślałem, że będziemy oboje zadowoleni. Jednak co to, to nie. Do pakietu razem z Panem była dołączona jego żona, przy której on okazał się ostoją dobroci. Od niej się dowiedziałem, że jestem niekompetentny, bo nie wiem jak się korzysta z poczty. Pan w okienku dowiedział się, że jest niekompetentny, bo nie wie, jak sobie radzić z niekompetentnymi klientami. Potem dowiedziałem się, że jeszcze trochę i takie lemingi jak ja niedługo wymrą, że ja nic nie wiem i nie rozumiem. Na moje uwagi, że nie życzę sobie takich uogólnień, i że ja Pani nie oceniam, dowiedziałem się, że ona wcale nie chce, żebym był dla niej miły („nie chce Pani, żebym był miły?” - „nie, po co?”) i co najmniej gardzi takimi „bezjajecznymi” (jej określenie) ludźmi, jak ja. Przypuszczam, że najchętniej widziałaby mnie w tym momencie na palu, jak Tuhaj-beja, ześlizgującego się w wielkich męczarniach, po centymetrze za każdy kolejny kolor mojego szalika, którego Pani nie była w stanie przetrawić.
Chciałbym bardzo nie wyciągać tutaj żadnych uogólnień, tylko założyć, że to wyjątkowa była dama, nadmiernie sfrustrowana, która może dopiero wyszła z pracy po bardzo złym dniu. Niestety wydaje mi się, że Pani nie była wyjątkiem, a regułą. Regułą, która coraz częściej dobija się do głosu. To nie kwestia poglądów politycznych, ale takiego nakręcenia spirali, że pogarda staje się coraz częściej podstawowym uczuciem, z którego zbudowane jest społeczeństwo. Rzeczona dama jawnie mną po prostu gardziła. Bez zawahania przypisała mnie do grona lemingów (widać zbyt barwnie się ubrałem) i naprawdę by się ucieszyła, gdyby zaraz po wyjściu z poczty ziemia się pode mną rozstąpiła i pochłonęła mnie żywcem.
W głowę zachodzę cały czas, jakiej reakcji ode mnie oczekiwała owa Pani, oraz jej mąż. Z tego co mówiła, bardzo by chyba dopełniło jej światopogląd, gdybym ją zwyzywał lub co najmniej uderzył. Wydaje mi się, że była też całkiem kontenta, że po prostu okazałem się „za miałki” i nie zrobiłem nic. Ja tylko chciałbym powiedzieć, że bardzo przepraszam, że zdenerwować jej nie chciałem i nie zamierzałem. Z wyprzedzeniem chciałem też przeprosić i wyrazić mój żal niezmierny, ale niestety, cokolwiek by Pani nie zrobiła, nie będę dla Pani niemiły. Nie dam się zmusić do bycia chamskim i tyle. Może mnie Pani nawet zwymyślać po raz drugi, jeśli taka Pani chęć. Proszę spróbować. Jutro o 17.30 na Poczcie Głównej. Zobaczymy, kto ulegnie. Bring it on, niemiła damo z kolejki do działu nadawania przesyłek na poczcie.
To będzie list bardzo osobisty, mimo, iż ta przesyłka z założenia jest otwarta dla postronnych czytelników. Jeśli zachowanie tej niezupełnie miłej damy z kolejki stanowi rzeczywiście Regułę, to muszą też istnieć Wyjątki. Piszę te wyrazy z dużej litery, gdyż mam wrażenie, że są to żywe stworzenia, czerpiące swoje witalne soki z otaczającej nas dookolnie rzeczywistości oraz z naszego wnętrza. I jeśli Reguła stosuje się do zjawisk z grubsza przewidywalnych do bólu, to Wyjątki muszą chodzić swoimi drogami, nie oglądając się na wytyczone ścieżki. Wyjątki nie walczą z Regułą, choć często – zgodnie ze swoją nazwą - wyją z wewnętrznego bólu - jak słynny szekspirowski „ranny łoś”, bo „takie są świata dzieje”. Reguła z reguły (proszę nie poprawiać!) niczym walec zgniata wszystko i wszystkich, którzy staną jej przypadkiem na drodze. W tym pogromie ocaleją tylko Wyjątki, które nie podporządkowują się automatycznie żadnym Regułom, uznając tylko zwierzchnictwo zdrowego rozsądku, logiki, prawdy i dobrych obyczajów.
Tyle wstępu. Teraz pora na okrutne słowa prawdy. Niestety, Synu, to ty jesteś jednym z takich Wyjątków. Niewątpliwie okazaliśmy się złymi rodzicami, skoro ani Ciebie, ani Twoich Braci nie przygotowaliśmy odpowiednio do samodzielnego życia. Nasza wina jest ewidentna i nic nas nie usprawiedliwia! Nie umiecie się bowiem samodzielnie poruszać w skomplikowanym świecie, którym rządzą wyłącznie Reguły. Kłaniacie się sąsiadom, pomagacie staruszkom przechodzić przez ulicę, a nawet – o, zgrozo! – uśmiechacie się do znajomych i nieznajomych. Wpajaliśmy wam zupełnie nieprzydatne w dorosłym świecie standardy dobrego wychowania, poznaliście kompletnie niezrozumiałe przez wszystkie Reguły bezsensowne słowa i zwroty: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, „dzień dobry”, „do widzenia”, „czy mogę w czymś pomóc” i tak dalej. Uczyliśmy empatii, współczucia i tego, że należy sobie wzajemnie pomagać. No i okazało się na koniec takiej rodzinnej edukacji, że jesteście całkowicie bezbronni w świecie, którym rządzą twarde, bezwzględne Reguły i prawo silniejszego. Bo w wyścigu szczurów jednostki słabsze, nieprzystosowane nie mają żadnych szans i zawsze przegrywają. Skąd mieliście się dowiedzieć, że trzeba mieć twarde łokcie, wszystkie chwyty są dozwolone, a cel uświęca środki, skoro akurat tej wiedzy Wam oszczędziliśmy?! Mea culpa, mea maxima culpa!
Dawno, dawno temu, w szczęśliwej (?) peerelowskiej krainie, kolejki stanowiły nieodłączny element życia codziennego. Stało się wszędzie i po wszystko, bo przecież Regułą wtedy były tzw. „przejściowe trudności z zaopatrzeniem”. Może ten syndrom kolejkowy wytworzył nieistniejące już dziś poczucie pewnej wspólnoty? W końcu przecież – niezależnie od niezbędnej dawki agresji i nieuprzejmości, które w każdej kolejce się przydarza – ludzie byli z taką rzeczywistością pogodzeni, starając się ocalić w niej swoją godność, poczucie przyzwoitości i zasady dobrego wychowania. O kolejkach już dość dawno zapomnieliśmy i może dlatego kolejna generacja jest do życia w nich całkowicie nieprzygotowana? I stąd tyle frustracji, bezinteresownej polskiej zawiści, agresji i nieuprzejmości, wylewającej się w takich miejscach jak poczta? Z drugiej zaś strony – życie pędzi dziś tak szybko, iż trudno za nim nadążyć, a kolejki (to kolejna Reguła) poruszają się zawsze za wolno. Gdzie szukać wtedy wewnętrznego spokoju i wyciszenia?
Aha, poza tym muszę się Tobie przyznać do jeszcze jednego grzechu śmiertelnego. Nie nauczyliśmy bowiem swoich dzieci prawidłowo wypełniać pocztowych druków, co jest niezbędnym – w każdej rzeczywistości – elementem edukacji dzieci i młodzieży, bez którego trudno sobie wyobrazić ciągłość łańcucha pokoleń i przetrwanie w betonowej dżungli współczesnej cywilizacji. Może kiedyś nam jednak wybaczysz?