Niedźwiedź w lesie
Wojciech Fułek (rocznik 1957), sopocianin od zawsze i na zawsze. Tadeusz Fułek (rocznik 1986), sopocianin, chwilowo odcięty od morza
„Ludzie dzisiaj nijacy są, gnuśni. Młodzież leniwa i wszystkiemu niechętna, pokolenie bierne i pozbawione woli walki” - takie to mniej więcej słowa usłyszałem ostatnio w Tok FM, a pochodziły od pewnego pana 50+, którego tożsamość pominę. Pominę, ponieważ dokładnie takich słów nie użył, ale mówił dokładnie w takim tonie. Dokładnie w takim stylu, który słyszę kierowany do mnie i do ludzi mojego pokolenia na okrągło.
Zabawne, że wszystko działa w myśl malkontenctwa, którego ślady znajdywano już na papirusach starożytnego Egiptu: „młodzież paskudna, nic nie warta i się nie słucha”. A w domyśle - „my – sztandary chwały i uosobienie cnót wszelakich”. Mniej lub bardziej uzasadnione narzekania na młodsze pokolenie słychać od zawsze i wszędzie. Nie wiem dokładnie, co każe ludziom po przekroczeniu pewnego wieku stwierdzić, że młodzież już na stracenie tylko się nadaje (stawiam na głupotę, krótkowzroczność i egoizm), ale robią to dość namiętnie. Ostatnio to w tej namiętności wręcz się zatracają. Moje pokolenie jest wciąż oskarżane o (w dowolnej kolejności): bezideowość, gnuśność, lenistwo, debilizm, brak wykształcenia, brak chęci zdobywania wykształcenia i rozwijania się, brak kultury, brak patriotyzmu, brak zmyślności, nieprzystosowanie do rynku pracy, brak innowacyjności, rozwiązłość, demoralizację i parę jeszcze innych, niezbyt chwalebnych przymiotów. I bardzo mnie to wszystko bawi, ale jednocześnie i piekło się we mnie gotuje mocą wszystkich swoich kotłów piekielnych, bo to nie my się wychowaliśmy, nie my się tu pchaliśmy. Zaproszono nas na gotowe.
Jesteśmy dziećmi dumnych i kontentych 50+latków, którzy z PRL bój na śmierć i życie toczyli i komunę obalili tymi rękoma, bo ich rodzice Nazistów z kraju wypędzali tymi rękoma, a ich rodzice coś tam jeszcze chwalebnego tymi rękoma z pewnością zrobili. Jesteśmy dziećmi ludzi, którzy dbali, żeby lodówka pełna była („bo moje dziecko nie musi już wiedzieć co to kartki”), którzy napędzali raczkującą gospodarkę wolnorynkową („bo moje dziecko będzie mieć dżinsy, o których ja tylko mogłam pomarzyć”), którzy słali nas za granicę po wykształcenie („bo moje dziecko będzie mieć szanse, których ja nie miałem”). I to oni teraz utrzymują nas na kolejnych studiach i po kolejnych studiach, narzekając że pracy nie możemy znaleźć („choć tacy wykształceni!”). Ale to oni nas nie zatrudniają, bo nie mamy kompetencji.
Najpierw mówili: „Nie wchodź do lasu, bo nie wiadomo, jaki zwierz tam czyha. Ja tam byłem i tam nie jest fajnie” i to jest zrozumiałe. Po to o Polskę wolną i niepodległą walczyli, żebyśmy teraz mogli sobie w spokoju żyć i rozwijać się wedle woli, a nie z szabelką ganiać i rozkrwawiać się na ulicach miasteczek i miast. Ale sentymenty się obudziły i pokolenie teraz starsze, do spokoju nienawykłe, pretensje ma, że w tym lesie na niedźwiedzia z rusznicą się nie zasadzamy.
To już nawet nie belka w oku własnym, ale las cały niektórym wzrok zarasta. Nam się małość zarzuca, ale tak naprawdę to malkontenci swoją małość na nas projektują. A nas nikt nie pyta o zdanie, nikt nie pyta czego byśmy chcieli i co dla nas znaczy wielkim być. Gdyby wielcy moralizatorzy spytali, może dowiedzieliby się, że jesteśmy dla siebie wystarczająco duzi i że nas los gigantów historii obchodzi coraz mniej. I że niedźwiedzia w lesie już nie ma. A poza tym to ciekawsze rzeczy teraz mamy na głowie, od waszych małych krucjat.
PS Poza tym ja już przekroczyłem połowę swej trzeciej dekady na tym padole łez, więc coraz mniej młodzieżą jestem i polecam zainteresować się już tymi, którzy teraz osiemnastki dobiegają. Bo jeszcze bardziej możecie się zdziwić.
Wydanie drugie, poprawione
Jak świat światem, „starszyzna plemienna” zawsze narzekała na kolejne młode pokolenie, zarzucając im egoizm, brak wychowania i kindersztuby, bezideowość, brak patriotyzmu i tak dalej. Nie chcę tu prawić banałów, ale zawsze byłem przekonany, iż tak naprawdę nie istnieje konflikt pokoleń, a tylko postaw. To, czy ktoś czuje się (de facto zatem jest) młody, zależy – według mnie - nie od metryki czy siwych włosów , ale od stanu ducha. To trochę jak odwieczny dyskurs czy „poetą się tylko bywa” w opozycji do przekonania, że „każdy jest poetą”. Młodość to sposób widzenia , odczuwania i przeżywania świata, niezależny od tego, czy masz profil na FB czy nie. Prawo do młodości ma zatem każdy, niezależnie od wieku – takie mam głębokie przekonanie. Znam bowiem w swoim otoczeniu 90-letnich młodzieńców, ciągle aktywnych i zgorzkniałych dwudziestolatków, którzy są od nich znacznie „starsi”. Im dedykuję popularne niegdyś hasło „Nie wierz nikomu powyżej trzydziestki”. Czy przekroczenie przez Was tej granicy coś zmieni w Waszym życiu?
Jeden z takich wiecznie młodych duchem, ciągle aktywny, ojciec chrzestny polskiego rocka Franciszek „Papa” Walicki , menedżer i odkrywca talentów m.in. Krzysztofa Klenczona, Czesława Niemena i Tadeusza Nalepy, przeprowadzał kiedyś wywiad z Mickiem Jaggerem na początku kariery grupy The Rolling Stones, zadając my pytanie o to, czy starsze pokolenie zrozumie ich muzykę i przesłanie. Wtedy 23-letni Mick Jagger, nie zastanawiając się długo, odpowiedział: „oni nie muszą nas rozumieć, oni mają nas się bać”. Nie wiem czy dziś, kiedy 70-letni Mick Jagger wciąż szaleje na rockowej scenie, podtrzymałby swoje ówczesne stwierdzenie, ale jego doskonała kondycja to kolejny dowód, obalający tezę o pokoleniowej wojnie. To wciąż bardziej konflikt postaw, wynikający z różnych poziomów wrażliwości i postrzegania świata.
Ja na młode pokolenie raczej nie narzekam, choć czasami wręcz trochę przeraża mnie przeniesienie całej sfery komunikacji interpersonalnej z poziomu osobistych rozmów i spotkań do przestrzeni wirtualnej. Ale to z pewnością znak czasów, więc należy również takie formy zaakceptować i poznać, a nie odrzucać. Bo zrozumienie zaczyna się od akceptacji. Pokolenie dzieci nigdy nie będzie takie same, jak ich rodzice. I całe szczęście. Nigdy nie będzie też jednorodne. Bunt pokoleniowy w moim głębokim przekonaniu to bunt przeciwko niezrozumieniu i braku akceptacji dla odmiennych postaw, światopoglądów i pomysłów na życie. Oczywiście nie unikniemy też powtarzalności tych samych błędów, które każde pokolenie przerabia na nowo. Ale to chyba nieunikniona droga do życiowej samodzielności – uczyć się na własnych błędach. Dobrze byłoby uczyć się też na błędach swoich rodziców, ale własne potknięcia i klęski zapamiętuje się za to zdecydowanie lepiej i szybciej.
W tym nieustającym pokoleniowym dyskursie ja staję często po stronie moich synów, uważając ich generację za „wydanie drugie, uzupełnione i poprawione”. Cieszę się też z tego, że mogę się od nich uczyć wielu nowych dla mnie umiejętności i odmiennego spojrzenia na wiele spraw. Czasami oczywiście się spieramy, a w niektórych sprawach nawet kłócimy, ale z wiekiem jakoś łagodnieję i na pewno dziś zdecydowanie częściej zgadzam się z ich podejściem i argumentacją, niż kiedyś. Poza tym – ciągle się uczę i wyciągam wnioski, mimo, że trzydziestkę dawno już przekroczyłem.