Właściwie nie ma takiego dnia, w którym moje Biuro Poselskie nie byłoby odwiedzane przez mieszkańców Krakowa skarżących się na problemy, z jakimi spotykają się w różnych urzędach. Niedawno podjąłem interwencję w sprawie przewlekłości działania pracowników Starostwa Krakowskiego, którzy zamiast załatwić jedną sprawę w ustawowym czasie 30 dni, rozpatrują ją już prawie 9 lat, i nic nie wskazuje na to, by spieszyli się z wydaniem ostatecznej decyzji.

REKLAMA
Co najgorsze, dziś urzędnicy nie mają szczególnych powodów, by działać szybko. Teoretycznie ustawa obliguje ich do tego, by „standardowe” sprawy załatwiali w ciągu miesiąca, zaś te bardziej skomplikowane w czasie dwóch miesięcy. Jednakże, nawet jeśli petent wskaże urzędnikom przepisy określające terminy rozpatrywania spraw, to dziś każdy funkcjonariusz państwowy może – cynicznie się uśmiechając – odpowiedzieć, iż zapisane w ustawie terminy mają jedynie „charakter instrukcyjny”.
Obecnie nawet najmniej kompetentny urzędnik (nawet taki, który nie wie, czy słowo urząd pisze się przez „rz” czy samo „ż”) doskonale potrafi zdefiniować pojęcie prawne „terminu instrukcyjnego” i odmienić je przez wszystkie możliwe przypadki. Otóż każdy urzędnik wie, iż terminy na załatwienie sprawy są tylko pewną instrukcją, wskazówką, niewiążącym w żaden sposób zaleceniem. Z pewnością dochowanie terminu może spowodować uśmiech na twarzy obywatela, jeśli jednak urzędnik spóźni się z wydaniem decyzji dzień, tydzień, miesiąc czy nawet rok, to poza złością „jakiegoś tam petenta” nie poniesie żadnych negatywnych konsekwencji.
Myślę więc, że wielu przyzwyczajonych do błogiego lenistwa urzędników z niepokojem będzie śledzić piątkowe posiedzenie Sejmu. Pod koniec tego tygodnia będzie bowiem miało miejsce głosowanie w sprawie projektu ustawy o karach dla urzędów, którego założenia prezentowałem w ubiegłym tygodniu na sali plenarnej. Jeśli ustawa wejdzie w życie, to za każdy dzień zwłoki w rozpatrywaniu sprawy urząd będzie płacił 500 zł kary. Łatwo domyślić się, iż kierownik urzędu, który spostrzeże, że przez opieszałość jednego z podwładnych urząd stracił prawie wszystkie środki finansowe, szybko rozwiąże umowę o pracę z nieszanującym terminów pracownikiem administracji.
Mam nadzieję, że większości posłów nie zabraknie odwagi, by przegłosować ustawę o dyscyplinowaniu urzędów, a tym samym do przeszłości przejdzie sytuacja, w której obywatel nie może spóźnić się nawet jednej sekundy z wypełnieniem skomplikowanego druku bądź formularza, a opieszały urzędnik do terminów może podchodzić w sposób „instrukcyjny”.