Reklama.
Kampanii referendalnej nie widać. Media nie chcą nagłaśniać działań małych stowarzyszeń (takich jak np. Kierunek Zmiana) czy innych ruchów założonych w celu informowania o kwestiach referendalnych. I mimo, że te małe podmioty dwoją się i troją, by dotrzeć z informacjami do jak największej liczby obywateli – ich zasięg jest ograniczony. Szukają więc pomocy w prasie, telewizji, stacjach radiowych… Niestety, media – zwłaszcza komercyjne – nie są zainteresowane działalnością edukacyjną a zarabianiem pieniędzy. Poza tym, czemu to akurat mediom ma zależeć na nagłaśnianiu referendum, skoro nawet politykom na tym nie zależy?
Ci drudzy zresztą nie dość, że nie chcą brać udziału w kampanii referendalnej, w informowaniu obywateli o tematach, na jakie przyjdzie nam odpowiadać 6 września, to jeszcze sami oficjalnie negują nasz przywilej a nawet namawiają do jego bojkotowania! Referendum zostało sprowadzone do roli narzędzia, które wykorzystywane jest dla celów partyjnych, do walki o władzę, o wpływy i ławy sejmowe. Takie założenie stoi w sprzeczności z prawdziwym przeznaczeniem tej formy demokracji bezpośredniej, gdzie politycy wybrani przez naród, z szacunku do obywateli mieli prosić ich o pomoc w wypowiedzeniu się na temat ważnych i spornych kwestii. Tym razem tak się nie stało. Politycy działają wbrew demokracji, podkopują ją, a przecież są jej przedstawicielami i ich obowiązkiem jest ją wspierać. Sami przecież zostali wybrani w wolnych, demokratycznych wyborach. To powinno zobowiązywać.
I tu dochodzimy do kondycji naszej – budowanej przez ponad 25 lat – demokracji, wywalczonej z trudem i poświęceniem. Nie wygląda to dobrze. Podejście polityków do referendum pokazuje jasno, że coś jest nie tak z naszym systemem politycznym. Dlatego nasze święto demokracji może okazać się katastrofą. Kompromitacją.