W ostatni piątek małopolski sejmik podjął wreszcie wyczekiwaną od lat uchwałę, zakazującą palenia w krakowskich piecach węglem i drewnem. Dla Krakowa, miasta, w którym zanieczyszczenia w powietrzu zabijają kilkaset osób rocznie, oznacza to milowy krok w walce ze smogiem. Kraków jest też pierwszą polską gminą, w której zdecydowano o zakazie. Było to możliwe dzięki obowiązującej od niedawna tzw. „ustawie antysmogowej”. Wiadomość jest bardzo dobra, ale – jak mówi przysłowie – jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Liberał, polityk, poseł. Doktor filozofii, kiedyś przedsiębiorca
Batalia o wprowadzenie zakazu przetoczyła się w Małopolsce już po raz drugi. Sejmik podjął podobną uchwałę w listopadzie 2013 roku, jednak niemal rok później została ona uchylona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny. Tym razem powtórki raczej nie będzie – tzw. „uchwała antysmogowa”, przyjęta pod koniec poprzedniej kadencji sejmu, daje wprost samorządom możliwość zakazania palenia w piecach określonymi paliwami, jeśli ich spalanie ma negatywny wpływ na zdrowie i środowisko.
W przypadku Krakowa nie ma najmniejszych wątpliwości, że tzw. niska emisja, czyli dym z kominów, odpowiada za dramatyczny stan powietrza. Stolica Małopolski nie tylko przoduje w niechlubnych polskich rankingach zanieczyszczenia powietrza, ale jest też w „czołówce” europejskiej. To smog odpowiada w Krakowie za kilkaset zgonów rocznie, dzieci rodzą się mniejsze i mniej odporne, a zachorowalność na astmę i nowotwory jest znacznie częstsza, niż w innych miejscach Polski. Oddychanie krakowskim powietrzem szkodzi tak, jak wypalenie 7 papierosów dziennie. Od lat oczywiste jest, że w Krakowie musi się skończyć palenie w piecach drewnem i węglem. Bez tego jakość powietrza się nie poprawi.
Nie chcę być złym prorokiem, ale moim zdaniem ta jedna jaskółka jeszcze wiosny nie czyni. Po pierwsze, powietrze, którym oddychają krakowianie nie zmieni się szybko. Uchwała zacznie obowiązywać od 1 września 2019 roku, a więc dopiero za 3,5 roku. Dodatkowo tym razem, w przeciwieństwie do poprzedniej próby wprowadzenia zakazu, nie ma zapisu zakazującego od zaraz ogrzewanie węglem i drewnem w nowo powstających budynkach. Po drugie, ważniejsze, te 3,5 roku to bardzo dużo czasu. Czasu, w którym sporo się może wydarzyć.
W ostatni piątek małopolscy radni PiS nie zagłosowali – jak przed ponad 2 laty – przeciw uchwale. Tym razem litościwie wstrzymali się od głosu. Ich głosy nie miały większego znaczenia – w Małopolsce od wyborów w roku 2014 rządzi koalicja PO-PSL, wynik głosowania był więc w zasadzie przesądzony. Ale nie jest tajemnicą, że to PiS od lat najmocniej ulega węglowemu lobby. To przecież parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości zagłosowali w sierpniu tego roku przeciw „ustawie antysmogowej”, której kluczowym elementem są właśnie zapisy umożliwiające ograniczenia w spalaniu węgla. PiS w Małopolsce zawsze miał dobre notowania i prawdopodobieństwo, że to właśnie rządząca dziś w kraju partia wygra kolejne wybory do małopolskiego sejmiku jest ogromna. A te zgodnie z wyborczym kalendarzem odbędą się w roku 2018, czyli na rok zanim zacznie w Krakowie obowiązywać zakaz palenia w piecach węglem. Rok to aż nadto, żeby uchylić piątkową uchwałę. Pytanie więc, jak silne wówczas będzie węglowe lobby i jak uległy będzie PiS – bo w praktyce od tego będzie zależało, czy zakaz rzeczywiście wejdzie w życie we wrześniu 2019 roku. Sporo zależy też od Jacka Majchrowskiego. Dotychczasowe działania urzędującego prezydenta Krakowa były, mówiąc krótko, nieudolne – w roku 2014 zlikwidowano zaledwie około 2 tysięcy palenisk węglowych. A jest ich w Krakowie aż 24 tysiące. Łatwo policzyć, że w takim tempie wymiana potrwa 12 lat! Jeśli więc nic się nie zmieni, to PiS uzyska świetny argument, żeby zrezygnować z zakazu – podpierając się nieudolnością prezydenta i dobrem mieszkańców, których nie stać na wymianę. Więc – Panie Prezydencie, do roboty!