Minister Jacek Rostowski prześciga ostatnio samego siebie w pomysłach, jak podreperować finanse publiczne. Jeśli jego najnowszy pomysł wejdzie w życie, za każdym razem, biorąc na stacji benzynowej fakturę za paliwo, będziemy mieli prawo się obawiać, że urząd skarbowy wejdzie nam na konto.
Liberał, polityk, poseł. Doktor filozofii, kiedyś przedsiębiorca
Brzmi absurdalnie, ale to prawda. Zgodnie z ostatnim ministerialnym projektem nowelizacji ustawy o VAT, w pewnych przypadkach końcowy nabywca określonych towarów, w tym i paliw, może odpowiedzieć finansowo za nieuczciwość tego, od którego kupił, albo firm, które były poprzednimi ogniwami łańcuszka. Jeśli nie odprowadzą VAT-u, to właśnie końcowy klient będzie musiał niezapłacony podatek zwrócić państwu ze swoich pieniędzy. W majestacie prawa, choć z pełną świadomością, że słowo „zwracać” nabiera nowego znaczenia: zabierania mi mojej własności.
Mechanizm solidarnej odpowiedzialności za zobowiązania podatkowe jest z gruntu niesprawiedliwy – bo niby czemu mamy być karani za cudzą winę? Rostowski i jego prawnicy zdawali sobie z tego sprawę, dlatego w ustawie znalazł się zapis, że odpowiedzialność ta pojawia się wtedy, kiedy kupujący wiedział albo mógł mieć uzasadnione podejrzenia, że zbywca może być nieuczciwy. To znakomita wiadomość dla naczelników urzędów skarbowych. Minister daje im dodatkowe pole do arbitralnych decyzji, wyciągających pieniądze z kieszeni przedsiębiorców. To prowokowanie patologii – takiej, jakiej przykłady możemy zobaczyć w „Układzie zamkniętym” Bugajskiego. Kiedy więc powinniśmy mieć „uzasadnione podejrzenia”, że ktoś, od kogo kupujemy, może mieć złe zamiary względem fiskusa? Zdaniem Rostowskiego wtedy, kiedy transakcji towarzyszyły „szczególne okoliczności” albo została dokonana w „szczególnych warunkach”. Abyśmy nie obawiali się zakupów podczas burzy z gradobiciem, minister Rostowski określił, co „w szczególności” może być okolicznością szczególną. Może nią być mianowicie sytuacja, kiedy płacimy za towar cenę niższą od ceny rynkowej. Jeśli więc stacja benzynowa ogłasza promocję i sprzedaje benzynę o 20 groszy na litrze taniej, niż konkurencja, obywatelu, bądź czujny. Mylisz się, jeśli myślisz, że właśnie zadziałały wolny rynek i konkurencja o klienta. Zapewne masz do czynienia z oszustem. Dlatego nie kupuj najtaniej, bo za kilka miesięcy możesz się dołożyć do budżetu. A raczej fiskus może dobrać się do twojego konta.
Oprócz tego, że jest niesprawiedliwe, patologiczne i nieracjonalne – bo przeczy zasadom wolnego rynku – to mamy też poważne obawy, że to rozwiązanie jest niekonstytucyjne. Artykuł 2. Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym”. Co to w praktyce oznacza? To, że jej obywatele powinni zawsze w relacjach z państwem i jego organami móc przewidzieć skutki prawne swoich decyzji. Jeśli Rostowski swój pomysł wprowadzi w życie, ta zasada zostanie złamana. Bo płacąc za paliwo na stacji benzynowej nie będziemy wiedzieć, czy tego skutkiem nie będzie w przyszłości zajęcie naszego konta przez fiskusa.
Co w tej sprawie można zrobić? Protestować – co już robią przedsiębiorcy. Wezwać ministra do wycofania się z tej propozycji – co zrobiłem dziś w interpelacji. Jeśli się nie wycofa, poprawić ustawę podczas prac w Sejmie i usunąć z niej fragment o solidarnej odpowiedzialności. Zgłosimy stosowne poprawki i będziemy namawiać wszystkie kluby opozycyjne i PSL, żeby je poparły. A jeśli i to zawiedzie, zaskarżymy ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Czyli wykorzystamy wszystkie dostępne środki. Zarówno w przypadku tego, jak i każdego z kolejnych absurdalnych pomysłów na łatanie budżetu kosztem uczciwych przedsiębiorców oraz uczciwych obywateli.