Reklama.
Tymczasem istotą problemu jest ujawniona przez Snowdena gigantyczna w swoich rozmiarach inwigilacja obywateli, jakiej dokonują amerykańskie służby specjalne, i to w dodatku nie tylko u siebie w kraju, ale także poza jego granicami. Amerykański wywiad wie o nas absolutnie wszystko, znając szczegóły każdej, nawet najbardziej osobistej wiadomości wysłanej w Internecie oraz naszych rozmów telefonicznych. Służby specjalne mogą z łatwością sprawdzić w swoich kartotekach jakie są upodobania obywateli oraz dokonywane przez nich wybory życiowe i polityczne. W relacjach z amerykańskim Wielkim Bratem nie istnieje już bowiem słowo „prywatność”.
Najbardziej zatrważający jest jednak fakt, iż Amerykanie nawet nie próbują się usprawiedliwiać. Republikanie po cichu cieszą się, że Demokraci nie odeszli od ideałów George’a W. Busha, zaś Barack Obama posługując się językiem swojego poprzednika masową inwigilację tłumaczy względami bezpieczeństwa. O Unii Europejskiej nawet nie ma co wspominać, gdyż ta w tej sprawie pozostaje bierna, podobnie zresztą niestety jak praktycznie we wszystkich ważnych kwestiach międzynarodowych.
Zdumiewa także względnie słaba reakcja organizacji społecznych. Wszyscy zachowują się tak jakby pogodzili się z faktem, iż inwigilacja obywateli przez państwowe służby jest czymś naturalnym. Jest to niestety symptom głębokiego kryzysu Zachodu. Wartości kiedyś uważane za fundamentalne i nienaruszalne, takie jak prawo do prywatności, czy ochrona tajemnicy korespondencji, dziś są niestety często i łatwo poświęcane.
Nie wiem, w którym państwie Edward Snowden dostanie azyl i z czego będzie się utrzymywał. Wiem natomiast, że wiele niestety wskazuje na to, że niezależnie od tego, czy ów gentleman będzie przebywał w Rosji, w Stanach Zjednoczonych, czy w Hondurasie, to inwigilacja życia prywatnego obywateli przez państwowe służby w dalszym ciągu będzie trwać w najlepsze, a nawet się nasilać.