Messi, Messi, Messi, Messi…i jeszcze raz Messi. Osobista „Manita” Argentyńczyka w meczu z Bayerem to wyczyn nie lada. Ale powszechny zachwyt towarzyszący kolejnym dokonaniom Zdobywcy Złotej Piłki powoli zaczyna przypominać religijne uwielbienie. A wiadomo jak to jest z religią – wierni wyznawcy pozostają ślepi na fakty. Na przykład takie, że historia Ligi Mistrzów de facto nie zaczyna się w '92 roku, tylko w '55. Najlepszy przykład –nikt nie mówi np. o Realu Madryt , że ma „6 Pucharów Europy i 3 zwycięstwa w Lidze Mistrzów”. Historia Pucharu Europy to historia Ligi Mistrzów. Tak jak historia Premiership to tylko część historii Ligi Angielskiej. Gdyby przyjąć to, jak nam się zdaje, dość racjonalne założenie to Messi rzeczywiście jest pierwszym z pięcioma golami w meczu ALE….od 32 lat.
Nie zrozumcie nas źle, nie chcemy umniejszać osiągnięcia „Atomowej Pchły”. Bynajmniej, i to nie ze strachu przed polskimi fanami Barcelony, których ostatnio zastanawiająco dużo. Messi po prostu wielkim piłkarzem jest. Może nawet Tym Największym („może” skreślimy po sukcesie na Mundialu, no, przynajmniej na Copa America). Mamy inne powody.
Chcemy zwrócić uwagę na powszechny, w mediach i nie tylko, pęd by każdemu newsowi nadać rangę „wielkiego wydarzenia”. I każdemu „wielkiemu wydarzeniu” rangę historyczną, albo wręcz epokową. Często za wszelką cenę i nie patrząc na niuanse. W kinie przejawia się to np. w odtrąbianiu, co parę lat, kolejnych „rekordów kasowych”, nie biorąc pod uwagę inflacji i wyższych z roku na rok cen biletów. W muzyce stopniowym obniżaniem progów przyznawania „złotej płyty”. W Polsce w tym momencie to 15 tysięcy egzemplarzy(!).
Powód drugi - pragniemy przypomnieć, albo przedstawić, kilka zapomnianych nazwisk. Zawodników, którzy dawno, dawno temu wsławili się podobnym co Messi wyczynem.
Żaden portal o nich nie wspomniał, to wspomnimy my.
Gerd Muller –Bayern-Omonia 9:0, 1972.
Celem futbolu jest strzelanie bramek. A mało kto w historii futbolu robił to równie dobrze jak Gerd Muller. Głową, nogą, brzuchem, tyłkiem – wszystko jedno. Ważne i nieważne. Ładne i brzydkie (najczęściej brzydkie). Jan Tomaszewski do końca życia będzie opowiadał jak niemiecki napastnik przechytrzył go podczas słynnego „meczu na wodzie w ’74. To też świadczy o wielkości – uzyskał szacunek Tomaszewskiego!
Biorąc to pod uwagę, tylko ktoś kompletnie nieznający się na piłce (np. Kazimiera Szczuka) mógłby podejrzewać, że niemiecki bombardier nie strzelił nigdy 5 goli w meczu Pucharu Mistrzów. Manita miała miejsce w 1972 roku, a ofiarami strzeleckiego instynktu Gerda byli piłkarze Omonii Nicosia.
Malkontentom, którzy są zdania, że to typ piłkarza, „co tylko dostawia nogę”, polecamy obejrzeć jakiś mecz Gerda w całości np. finał Mundialu 74, dostępny tu.
Jeśli ktoś nie ma czasu przypominamy, że tylko w reprezentacji Gerd skutecznie dostawił nogę 68 razy. W 62 meczach. Szacuneczek.
Florian Albert, Ferencvaros-Keflavik 9:1, 1965
Chcesz udowodnić koledze, że lepiej znasz się na piłce? Zapytaj o jedynego Węgra, który otrzymał Złotą Piłkę France Football. Na bank odpowie: „Ferenc Puskas”. A ty wtedy triumfalnie: „Pudło!” Nagrodę francuskiego miesięcznika Albert zdobył w 1967, wyprzedzając m.in. Bobby’ego Charltona, Eusebio, Beckenbauera.
To ten typ piłkarza, który urodził się o kilka lat za późno. Gdyby załapał się na okres totalnej dominacji węgierskiego futbolu, byłby bogatszy o olimpijskie złoto, a może i triumf na Mundialu. A tak musiał zadowolić się jednym tylko występem na Mistrzostwach Świata w ’66. Zwycięstwo w plebiscycie „France Football” było jego największym sukcesem. Z czasem gnębiony kontuzjami zaczął obniżać loty. Nie mógł dostosować się do coraz bardziej kontaktowego i agresywnego stylu gry. Węgierski dziennikarz pisał: „Lubił mieć dużo miejsca i czasu na boisku, by kręcić swojego piłkarskiego czardasza”
Takiego, jak choćby w ’65 roku w meczu z drużyną mistrza Islandii Keflavik. To był pierwszą mecz drużyny z małego islandziekiego miasta w europejskich pucharach. Debiut nie wypadł dobrze, Islandczycy przegrali 1-9, a 5 bramek strzelił właśnie Albert.
Paul Van Himst, Haka-Anderlecht 1:9, 1966
Jeśli sformułowanie „belgijska legenda futbolu” wydaje się Wam oksymoronem, zapewne nie słyszeliście o Paulu Van Himstcie.
Można pisać o jego snajperskich wyczynach (233 gole dla Anderlechtu), ocieraniu się o Złotą Piłkę (raz 5-ty i raz 4-ty), albo o tym, że polscy dziennikarze porównywali go do Włodzimierza Lubańskiego. Ale o pozycji Van Himsta w futbolu lat 60. i 70. najbardziej świadczy co innego. Zagrał w „Ucieczce do Zwycięstwa”. Razem z Deyną, Bobby Moorem, Ardillesem, Pele i w końcu, „last but not least”, z Sylvestrem Stallone. Nienajgorsze towarzystwo.
Aha, 5 bramek zdobył w 1966 roku w meczu wyjazdowym z mistrzami Finlandii – FC Haka, zakończonym wynikiem 1:9.
Jose Altafini, AC Milan-Union Luxemburg 8:0, 1962
Kolejny dowód na to, że nie wszystkie rekordy strzeleckie należą (jeszcze?) do Leo Messiego. Kto zdobył najwięcej bramek w jednej edycji rozgrywek Pucharu Mistrzów? Ano brazylijski Włoch, albo włoski Brazylijczyk - Jose Altafini.
To właśnie jego wygryzł ze składu Pele podczas Mundialu ’58. Altafini nie wyszedł jednak na tych mistrzostwach najgorzej – po turnieju wylądował w Milanie i zaczął ścigać Silvio Piolę w rankingu najskuteczniejszego gracza w historii Serie A. Nie udało mu się prześcignąć legendarnego Włocha, ale 216 bramek to też nienajgorzej. O jego umiejętnościach mogli się przekonać piłkarze luksemburskiego Unionu w 62 roku.
Zresztą, co będziemy pisać, zobaczcie ten filmik.
Nasz faworyt – bramka nr.9. Palce lizać! Coś jak Paul Gasgoigne w meczu ze Szkocją, tylko że lepiej.
Soren Lerby, Ajax-Omonia 10:0, 1979
Ostatni przed Messim strzelec 5 goli w meczu Pucharu Mistrzów. Duński lewoskrzydłowy był tak wielkim profesjonalistą, że kiedyś zagrał dwa mecze tego samego dnia. 13 listopada 1985 wczesnym popołudniem rozegrał mecz kwalifikacyjny do mistrzostw świata. Po meczu szybki lot do Monachium i wieczorem ligowe spotkanie z Bochum.
Jego charakterystyczną sylwetkę – spuszczone z ochraniaczy getry – na pewno zapamiętają gracze Omonii (znowu!)Nikozja, których pokarał 5 golami w ’79 roku.
Na koniec, garść nazwisk o których nawet Internet powoli już zapomina: Ove Olsson, Bent Løfqvist, Ray Crawford, Nikola Kotkov, Claudio Sulser. Wszyscy zaliczyli 5 bramek w jednym meczu.