Jakieś 2 miesiące temu w jednym z bardzo popularnych portali internetowych, należącym do potentata medialnego pojawił się artykuł obalający, jak twierdził autor mity na temat GMO. Nie pojawiło się tam nic nowego poza dobrze znanymi hasłami rodem z folderów reklamowych Monsanto. Niemniej poważne medium nie miało skrupułów by to puścić (nie po raz pierwszy zresztą). Skontaktowałem się więc z redaktorem za to odpowiedzialnym z propozycją polemiki. Nie od dziś wiadomo, że media powinny być obiektywne, pokazywać dwie strony medalu etc. I co? Zgodził się, a następnie dwa miesiące byłem wodzony za nos słysząc zapewnienia o tym, że już za kilka dni, w przygotowaniu etc. W pewnym momencie przestał odbierać telefon… Nie podaję nazwy tej redakcji bo mam jeszcze nadzieję na współpracę w przyszłości ale mam już dość czekania i bycia robionym w balona, a że polemika jest świetna, postanowiłem się nią z wami podzielić wykorzystując nowy kanał czyli bloga. Autorką tekstu jest jedna z dwóch przemiłych dziewczyn, o których wspominam w poprzednim wpisie – Klaudia Wojciechowicz z inicjatywy GMO TO NIE TO. Miłej lektury, Jacek Winiarski.
Zwiększenie produkcji żywności za pomocą zastosowania modyfikacji genetycznych (GMO) to jak dolewanie wody do dziurawej wanny, nie rozwiąże problemu. Głód na świecie, nie jest spowodowany brakiem żywności, ale jej marnotrawieniem i złym system dystrybucji. Ocenia się, że obecnie produkowana ilość żywności spokojnie wystarczyłaby do wyżywienia 9 mld ludzi (liczba, którą populacja ziemi osiągnie dopiero w 2050r.) Raporty ONZ pokazują, że zastosowanie ekologicznych metod uprawy jest w stanie podwoić ilość produkowanej żywności w ciągu dekady i zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe ludzkości.
Dobrym przykładem rozwiązania problemu głodu jest miasto Belo Horizonte w Brazylii (2,5 miliona mieszkańców), które poradziło sobie bez GMO, a jedynie dzięki zastosowaniu tak prostych rozwiązań jak ogrody społeczne i przyszkolne, umożliwienie lokalnym rolnikom sprzedaży produktów w miejscach publicznych oraz minimalizacja odpadów i niewykorzystanej żywności. Koszt? 2% rocznego budżetu miasta. Efekt? Spadek niedożywienia i śmiertelności niemowląt o 50%. Bo do rozwiązania problemu głodu na świecie nie potrzeba nowych, drogich i skomplikowanych technologii ale prostych, mądrych i sprawiedliwych rozwiązań.
W UE wolno uprawiać tylko dwie rośliny GMO: kukurydzę MON810 (odporną na szkodniki) i przemysłowego ziemniaka Amflora. Żadna z nich nie ma wartości odżywczych większych niż ich tradycyjne odpowiedniki. Wbrew zatem temu, co sugerują ilustracje zamieszczane zazwyczaj w artykułach o GMO, nie ma także na europejskim rynku genetycznie modyfikowanych pomidorów, truskawek ani innych warzyw i owoców. Nie ma. Jest natomiast soja. I ta znowu nie została zmodyfikowana, by podnieść jej wartości odżywcze, przeciwnie. Soja GMO ma 12% - 14% mniej fitoestrogenów, niż naturalna. Tymczasem fitoestrogeny chronią między innymi przed zawałem i osteoporozą.
Unijny rejestr żywności i pasz GMO, które wolno importować do Europy, obejmuje jedynie siedem pozycji. Są to: soja, kukurydza, rzepak, bawełna, ziemniak Amflora, burak cukrowy oraz paszowa pulpa z GM bakterii i drożdży.
Twierdzenie, że nie ma odwrotu od GMO świadczy jedynie o braku wiedzy, wyobraźni i nieznajomości historii. Jeszcze w XVIII wieku bowiem75% produkcji światowej oparte było o system niewolnictwa, a sytuacje tę sankcjonowała wielowiekowa tradycja. Prawdopodobnie niewiele osób w XVIII wieku wyobrażało sobie, że da się to odkręcić... GMO to technologia bardzo młoda, napotykająca na szeroki opór społeczny, a 80% upraw GMO prowadzi się tylko w czterech krajach – Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Argentynie i Brazylii. Naprawdę nie ma odwrotu?
Przekonują, że opór przeciwko GMO jest wyrazem braku wiedzy ewentualnie zabobonnego strachu, nie mogąc uwierzyć, że zwykli obywatele potrafią aktywnie szukać informacji, czytać ze zrozumieniem i łączyć fakty. Tymczasem przeciwnicy GMO w rolnictwie protestują nie dlatego, że brak im wiedzy, ale właśnie dlatego, że taką wiedzę posiadają. GMO to faktycznie sprawa skomplikowana, jednak nie chodzi o poziom skomplikowania samej technologii, a o złożoność problemu, który obejmuje obszar zdrowia, ochrony środowiska, ekonomii, relacji społecznych i stosunków międzynarodowych i nikt nie wydaje się wystarczająco kompetentny, by w pojedynkę ogarnąć tak złożoną kwestię . Czy osoba będąca specjalistą w dziedzinie syntezy białek jest w stanie objąć całą złożoność problemu? Czy ekonomiści są w stanie zrozumieć wszystkie implikacje dla środowiska? Czy politycy, poddani silnemu lobbingowi ze strony przemysłu biotechnologicznego są w stanie podjąć decyzje uwzględniające argumenty wszystkich zainteresowanych stron? Przekonanie, że zwykły człowiek nie wie i nie może wiedzieć, co jest dla niego dobre i powinien swój los złożyć ślepo w ręce specjalistów którzy powiedzą mu jak żyć i co jest dla niego dobre na pewno jest na rękę producentom GMO. Jednak takie przekonanie niewiele ma wspólnego z demokracją. Większość nie zawsze musi mieć rację, jednak zakładając nawet, iż racja stoi po stronie koncernów, obywatele nadal mają prawo nie chcieć GMO, i jeżeli jest to wola większości powinna zostać uszanowana, na tym opiera się demokracja.
