Doniesienia o nieprzeciętnie drogiej firmie ochraniającej prezesa Kaczyńskiego, który nie chce skorzystać z pomocy BOR mogą wzbudzać pytania o faktyczne zagrożenie dla jego życia. Gdy przyjrzymy się uważniej widać dobrze zaplanowany mechanizm propagandowy.
REKLAMA
Stworzona przez emerytowanych członków GROM-u firma, pochłaniająca rocznie ponad milion złotych, której główne dochody pochodzą z kieszeni polityków PiS (czyli z podatków obywateli) pilnuje prezesa całymi dniami. Czy rzeczywiście Jarosław Kaczyński tak bardzo obawia się o swoje życie by poruszać się jedynie w obstawie małego oddziału ex-komandosów ?
Efekt propagandowy jest wyśmienity – prezes stał się osobą tak wybitną i cenną dla Polaków, że musi być chroniony przez prywatną armię, gdyż pomoc państwa (BOR) jest w kręgu podejrzanych, czyhających na jego życie. Chamowaty redaktor Warzecha (najwyraźniej wciąż pokutujący za książkę-wywiad z Radosławem Sikorskim) poucza na Twitterze, że „wszyscy przeciwnicy JK powinni być za tę ochronę wdzięczni, bo gdyby ktoś mu coś zrobił to wolę nie myśleć, co by się działo w kraju”.
Jarosław Kaczyński nagle stał się Polskim dobrem narodowym, osobą ważniejszą od prezydenta, premiera i wszystkich innych razem wziętych. Według wykładni pana, który co tydzień spisuje głosy, które słyszy „pod drzwiami”, ewentualny wypadek czy też przeziębienie największego z Polaków mogłyby wywołać jakąś wojnę lub rzeź w stolicy. Ciekawe dlaczego późniejsze docinki o „sekcie” i rozwijanie skrótu PiS jako „Paranoja i Spisek” dziwią medialnych klakierów prezesa.
Wracając do bezpieczeństwa Kaczyńskiego – skoro już wydaje ponad milion złotych na mini-armię to dlaczego nadal pracuje w starym budynku przy Nowogrodzkiej ? Biuro znajdujące się na pierwszym piętrze jest praktycznie bezbronne. Jeden ochroniarz przy drzwiach i prosty korytarz. Obiekt jest tragicznie zabezpieczony a jedyną zaletą jego lokalizacji wydaje się być niedalekie sąsiedztwo redakcji „Gazety Polskiej”.
Ciężko uwierzyć, iż to sam prezes wpadł na pomysł z ex-GROM-owcami. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to taki, iż wymyślili to jego PR’owcy, strasząc co bardziej ociężałych umysłowo członków wizją zamachu, która tak jak jakikolwiek inny rozwój sytuacji zakładający zniknięcie Jarosława Kaczyńskiego wiązałby się z błyskawicznym rozpadem partii na kilka mniejszych i słabych bytów.
Natomiast jeśli rzeczywiście pomysł wypłynął od samego Kaczyńskiego rodzi się pytanie o przyczyny jego obaw. Czy uwierzył w krążącego po mieście skrytobójcę, którym straszą jego zwolennicy czy może ma jakieś fobie odnośnie zwykłych nieprzychylnych mu ludzi. Przynajmniej „Niepokorni”, (którym ostatnio znowu spadła sprzedaż: „Sieci” o niecały tysiąc, „Do Rzeczy” aż 13 tysięcy mniej) będą mieli znakomity temat do pobudzania swojego elektoratu.
