Każdy konflikt zbrojny przynosi ofiary i pisze swoją własną historię. Ocena tego typu wydarzeń nigdy nie jest czarno-biała i zależy od miejsca, z którego się patrzy. Niemcy postrzegają wyniki I WŚ jako wysoce niesprawiedliwy. Rosjanie na przekór całemu światu, II WŚ nazywają do dziś wielką wojną ojczyźnianą. Amerykanie każdy kolejny rozpoczęty na świecie konflikt motywują walką o wolność, demokrację i pokój. Różna jest optyka Waszyngtonu, Berlina czy Moskwy, a zupełnie inna Warszawy, Kijowa, Pragi czy Budapesztu. Jakże odmienne były polskie oceny II WŚ, gdyby zamiast „zdrady jałtańskiej” udało się pozyskać Śląsk, Pomorze i Mazury, a nie stracić kresów w postaci Lwowa, Grodna i Wileńszczyzny.
Grzegorz Majewski. Łodzianin, matematyk, polityk i społecznik.
Od 2011 roku przy pełnej kooperacji PO-PiS dzień 1 marca jest Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Huczne uroczystości, przemówienia prezydenta, towarzyszące obchodom poczucie autentycznego uniesienia, pochody i biegi ku czci poległych, gloryfikowanie bohaterów, inscenizacje walk, apele i akademie szkolne, w których udział bierze cały kraj. I tylko od czasu do czasu idylliczny nastrój psują jacyś krnąbrni defetyści. Ktoś delikatnie zwraca uwagę na ekscesy czy bandyckie czyny jakich dopuszczali się owi bohaterzy. Czy musimy sobie wyobrażać taki dzień? Nie, bo taki dzień istnieje i jest obchodzony 14 października, tylko że nie w Polsce, a na Ukrainie i jest to święto narodowe, które przypada w dzień utworzenia UPA.
Każdy swoją rzepkę skrobie
W okresie PRL (1945-1989) ówczesna władza otaczała szacunkiem jedynie Ludowe Wojsko Polskie i Bataliony Chłopskie, wykorzystując do tego każdą rocznice ich powstania, bardziej istotnych stoczonych bitew w trakcie radzieckiej ofensywy na zachód czy wreszcie daty zakończenia wojny.
Wraz ze zmianą ustroju sukcesywnie postępowała także zmiana akcentów w polityce historycznej. Święto Wojska Polskiego z rocznicy bitwy pod Lenino (12 października) przeniesiono na dzień „Cudu nad Wisłą” (15 sierpnia), który tylko przypadkiem wypada także w dzień święta w Kościele Katolickim. Za wzór patriotyzmu zaczęto wskazywać Polskie Państwo Podziemne i jego wojskowy pion w postaci Armii Krajowej.
Kolejna „zmiana ustrojowa” w postaci IV RP potrzebowała swojego mitu założycielskiego. Zanim miała miejsce katastrofa smoleńska, do tego celu wykorzystano wraz z IPN tzw. „żołnierzy wyklętych”, którzy po zakończeniu działań wojennych nie złożyli broni i kontynuowali walkę partyzancką.
Pan prezydent Andrzej Duda w swym dzisiejszym wystąpieniu (i to jedyna część w której się z nim zgadzam) powiedział: „Bez honoru jest Państwo, które nie pamięta o swoich bohaterach”. Dlatego pytam dziś prezydenta: kto dziś jest prawdziwym żołnierzem wyklętym? W czym gorsi są dla niego żołnierze Ludowego Wojska Polskiego i Batalionów Chłopskich? Kiedy ostatnio oddał im hołd? W czym gorszych widzi bohaterów Pierwszej Dywizją Piechoty im. Generała Tadeusza Kościuszki, którzy brali udział w bitwie pod Lenino i całej ofensywie na zachód? W czym są gorsi od członków Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego? Bo w czym lepsi to akurat wiem.
Jaki patriotyzm chcemy dziś budować?
Polska przez cały niemal okres II WŚ była teatrem działań wojennych w związku z czym poniosła najdotkliwsze i niepowetowane ofiary wśród ludności (ponad 17% populacji) oraz głębokie straty materialne paraliżujące późniejsze odrodzenie się państwa. Proces odbudowy wymagał poświęcenia praktycznie od wszystkich grup zawodowych. Począwszy od rolników, którzy po reformie rolnej zaczęli gospodarzyć na własnej ziemi, przez nauczycieli, którzy walczyli z analfabetyzmem (około 20% populacji), przez inżynierów próbujących odtworzyć polski przemysł, po budowniczych polskich miast i ofiarność całego społeczeństwa polskiego.
Była też inna grupa, która postanowiła nie zgodzić się z decyzjami, które zapadły ponad głowami wielu narodów. Przeszli do podziemia i prowadzili działania, które nie wiedzieć czemu nazywali wojennymi. W ramach prowadzonej przez siebie partyzantki upodobali sobie uprzykrzanie życia Polkom i Polakom próbującym zacząć normalnie żyć w nowych globalnych warunkach oraz Polkom i Polakom, którzy poprzez swoje pochodzenie bądź wyznawaną wiarę nie pasowali do wyobrażeń owych partyzantów o nowym narodzie. Zazwyczaj sprowadzało się to do okradania z pieniędzy i/lub jedzenia ludności cywilnej, bądź narażania jej poprzez wymuszanie zapewnienia ukrycia. W wielu jednak przypadkach, potwierdzonych także przez IPN, spotkania partyzantów z ludnością kończyły się morderstwami na tej drugiej. Ci co chcieli realizować Polskę pozytywizmu byli zaszczuci, upokarzani, a czasami zabijani przez Polskę wypaczonego romantyzmu.
Prezydent Duda dużo dziś mówił o honorze, niezłomności oraz trwaniu w przysiędze, a przecież każdy żołnierz składając przysięgę właśnie zobowiązuje się do wykonywania rozkazów wydawanych przez swoich zwierzchników. Rebeliantem, maruderem albo zwykłym terrorystą należy nazwać każdego, kto nie wykonuje rozkazów dowództwa głównego. Gloryfikowani dziś buntownicy i rabusie nie wykonali dwóch:
- jednego z dnia 19. stycznia 1945 r. o rozwiązaniu Armii Krajowej wydanego przez gen. Leopolda Okulickiego,
- drugiego z dnia 6. sierpnia 1945 r., kiedy została rozwiązana rozkazem płk. Jana Rzepeckiego Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj,
dlatego nie są dla mnie ani bohaterami, ani tym bardziej żołnierzami. Są zwykłymi terrorystami. Terroryzm bowiem, ze swej natury to działanie które nie ma szans na odniesienie sukcesu militarnego, a jego jedynym efektem jest wzbudzanie strachu wśród ludności cywilnej. Takie właśnie były skutki poczynań zarówno UPA na Ukrainie, jak i podawanych za przykład do naśladowania „żołnierzy wyklętych”.
Przeciw hipokryzji
Dlatego dziwi mnie dzisiejsze świętowanie, oparte na tak świeżych i nie zabliźnionych jeszcze ranach minionego XX wieku. To swoiste igranie z ogniem i podsycanie atmosfery, która tak naprawdę nikomu nie służy. Wewnętrznie wciąż dzieli, a na zewnątrz może spotkać się jedynie z brakiem zrozumienia. Zdziwienie moje potęguje zachowanie prezydenta Andrzeja Dudy, który z jednej strony słusznie wymaga wrażliwości od Ukraińców, względem tego czego dopuścili się bandyci z UPA, a sam bierze udział w obchodach upamiętniających i lansujących na bohaterów m.in. członków NSZ. Jak w dniu dzisiejszym mogę wytłumaczyć swoim znajomym z Ukrainy udział prezydenta mojego państwa w ceremonii hołubiących formacje, wśród których znajdowali się zbrodniarze i faszyści? W tym kontekście 1 marca powinien być dniem pamięci ofiar bestialsko zamordowanych przez te organizacje, a jedyne słowa jakie byłyby godne tego święta nie powinny brzmieć: "Cześć i chwała bohaterom. Wieczna chwała poległym", tylko wyrażające empatię, odzwierciedlające punkt widzenia i uwzględniające zrozumienia sytuacji z każdej strony: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”.
Człowiek, godność, społeczeństwo!
Trzeba dziś zrezygnować z budowania tożsamości narodowej na bohaterach, których zasługi w odrodzeniu Polski ograniczają się do zwalczania „konfidentów”, ludności innej narodowości, czy nawet pobratymców biorących udział w reformie rolnej bądź chcących w ograniczonych warunkach suwerenności odbudować kraj ze zniszczeń wojennych. Należy negować i piętnować postawy i działania przeciwstawiające się wyraźnym rozkazom wobec siły zwierzchniej, a niosących jedynie cierpienie ludności cywilnej. Nie powinno się opierać fundamentów państwa i współczesnego patriotyzmu na zjawisku ogólnym pn. „żołnierze wyklęci”. Trzeba odejść od pompatycznego wezwania: „Bóg, honor, ojczyzna” na rzecz prawdziwie patriotycznej postawy czasu pokoju, zdefiniowanej przez pozytywistyczną pracę u podstaw i lewicową wrażliwość, wyrażającą się maksymą: „Człowiek, godność, społeczeństwo!”.