Kiedy władza ludowa po 1945 roku zmieniała przedwojenny system edukacji na 7 klasową szkołę podstawową , 4 letnie liceum , 3 letnie zawodówkę lub 5 letnie technikum wiadomo było, o co chodzi. Żeby jak najszybciej zdobyć zawód i iść do pracy. Wiele ludzi zginęło w czasie wojny , wielu czekało na awans społeczny. Kiedy 7 klas zmieniono na 8 klas (jestem pierwszym takim rocznikiem ) w drugiej połowie lat 60, chodziło o to, żeby dłużej się uczyć, bo pojawiał się problem z miejscami pracy. Kiedy w połowie lat 90 zmieniano system na 3 stopniowy – było to z jednej strony przystosowanie do standardów unijnych, z drugiej zaś zbliżenie do systemu przed 1939 . O co chodzi teraz, nikt nie ma pojęcia .
Anna Zalewska zdecydowała i ogłosiła, bo ogólnopolska debata o edukacji, która miała mieć miejsce, nie odbyła się . Trudno bowiem nazwać debatą spotkanie, które odbyło się w Siedlcach skoro do tej pory oprócz publikacji prasowych żadnego sprawozdania znaleźć nie można . Taka nagła zmiana systemu edukacji mogłaby być uzasadniona, gdyby się okazało , że nasze szkoły są na niskim poziomie. A okazuje się , że patrząc na wyniki PISA - badania Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów koordynowanego przez OECD- z 2013 roku nasi 15-latkowie zdobyli 1. miejsce w Unii Europejskiej z matematyki (ex aequo z Holandią, Estonią, Finlandią). Są to realne osiągnięcia uczniów w gimnazjach. Można się obrażać na poprzedników, ale przekładanie politycznych ambicji ponad dobro ucznia przez ministra edukacji jest nieporozumieniem.
Oświata jest jednym z najważniejszych priorytetów każdego z polskich samorządów, bez względu na przynależność partyjną któregokolwiek z włodarzy. Zmiany, które w tej dziedzinie są wprowadzane powinny być poprzedzone długą i wyczerpującą dyskusją, bo wprowadzają zmiany w życiu niemal każdego obywatela – ucznia, rodzica, opiekuna czy przyszłego rodzica. Postawiona przed faktem dokonanym Warszawa musi w ciągu kilku tygodni znaleźć odpowiedzi na szereg zagadnień, na które MEN nie daje odpowiedzi . Dyrektorzy placówek, którzy dopiero co opanowali burzę wywołaną przez MEN w zakresie sześciolatków muszą teraz zmierzyć się z tsunami reformy szkoły powszechnej. W ich szkołach razem z sześciolatkami znajdą się 15- latkowi. Zaplanowanie odpowiedniej liczby klas przy takim rozstrzale wiekowym to ogromny problem. Wszystkim uczniom należy zapewnić przestrzeń, bezpieczeństwo, świetlicę szkolną, stołówkę czy szatnię. Na budowę i modernizację szkół podstawowych i gimnazjów za mojej kadencji Warszawa wydała kilkanaście miliardów złotych – teraz mówi się o tym, że obecna zmiana będzie bezkosztowa, co jest absolutnym pustosłowiem. Tak samo jak zapewnienie, ze nauczyciele nie stracą pracy, bo będą przenoszeni na do innych szkół. Taki sam problem przeżyły gminy ledwie 2 miesiące temu, kiedy zapewniano nauczycieli 6 latków, że mimo drastycznej reformy nie stracą pracy. Dzisiaj ZNP, cieszy się, że pracę straciło ledwie 7000 nauczycieli, bo spodziewali się dużo większej liczby. A przecież MEN podkreślał, że takich zwolnień nie będzie. Smuci mnie fakt, że pracę tracić będą młodzi ludzie pracujący zaledwie kilka lat, bo jak domniemywa w swoich omamach PiS z pewnością zostali zatrudnieni przez rząd PO. Nawet jeśli zgodnie z zaleceniem PiS-u nauczyciele zostaną przeniesieni (niestety nie wszyscy)do innych szkó, to trzeba będzie im z racji rozwiązania umowy o pracę wypłacić 6 miesięczne odprawy. Mam nadzieję, że ten aspekt uwzględnił rząd w kolejnej subwencji oświatowej.
Zmiana, którą zaproponował PiS zdezorganizuje pracę szkól na wiele lat. Już dzisiaj mogę powiedzieć, że to będzie największe wyzwanie dla Warszawy. Kilkadziesiąt tysięcy uczniów , kilkaset szkół, tysiące nauczycieli - pogodzenie interesów każdego z tych podmiotów jest bardzo trudne, zwłaszcza z braku czasu, którego nie zagwarantował rząd.
Widząc, co się dzieje z praworządnością w Polsce, jak z polskiej giełdy "wyparowują" kolejne miliony złotych, jak powiększa się pakiet świadczeń socjalnych przy braku dochodów to rzeczywiście zmiana liczby klas szkoły podstawowej z 6 do 8 jest priorytetem dla Polski.
Każdy, kto się choć trochę zna na edukacji ( jako edukujący bądź edukowany) wie, że tak naprawdę wszystko zależy od konkretnych nauczycieli i programu nauczania. Naprawdę nie widzę szczególnej różnicy między moim mężem , który zdawał maturę w 11 klasie a sobą, która zdawała maturę w 12 klasie. Myślę, że dotyczy to tak samo następnych pokoleń. A może w tej zmianie chodzi o wprowadzenie innych podręczników do historii i do WOSu, bo to akurat zmieniało się za każdym razem na właściwą miłej władzy interpretację faktów. Ale muszę zasmucić panią minister. Pomimo tego, że w moich czasach był zakazany Czesław Miłosz przerabiałam jego utwory ze swoją polonistką panią prof. Teresą Tomczyszyn Wiśniewską . Bo najwięcej zależy od nauczyciela i oczywiście od rodziców.