Hazing, czyli amerykański odpowiednik 'fali' w studenckich bractwach jest nielegalny w 44 stanach. Głośna sprawa koszmarnych inicjacji na elitarnym Dartmouth College miała swoje echa w światowej polityce - rektor Dartmouth, Jim Yong Kim, zwolennik kultury bractw studenckich, został niedawno nominowany na prezydenta Banku Światowego.
Elle Woods w filmie “Legalna Blondynka” z dumą nosi pierścionek swojego sorority, czyli żeńskiego odpowiednika studenckiego bractwa. Dzięki pierścionkowi nawiązuje przyjaźń z kobietą oskarżoną o zabójstwo męża, także członkinią owego sorority. Nawiązanie tej więzi i wzbudzone zaufanie oczywiście zapewnia Elle wygraną sprawę w sądzie. W drugiej części filmu pierścionek pomaga jej w kongresie USA.
Niestety przynależność do sorority lub bractwa nie zawsze wygląda tak różowo. Co jakiś czas na jaw wychodzą potworne incydenty związane z rytuałami przejścia, a debata o bractwach powraca w mediach i na kampusach jak bumerang. Parę tygodni temu Andrew Lohse, jeden z byłych członków bractwa na elitarnym Dartmouth College ujawnił na łamach szkolnej gazety zazwyczaj ściśle ukrywane metody tzw. hazing, czyli inicjacji - a wśród nich upijanie inicjowanych do nieprzytomności wymagającej opieki szpitala i spożywanie omletu przyrządzonego z wymiocinami. Sprawa stała się głośna, gdy The Rolling Stone opublikował długi artykuł o Lohse, a także gdy okazało się, że rektor Dartmouth Jim Yong Kim został nominowany na prezesa Banku Światowego.
W mediach lawinowo posypały się inne wyznania i artykuły o tzw. “greek life.” (nazwy bractw i sororities pochodzą od greckich liter - Delta Upsilon, Sigma Chi, Kappa Alpha itd.)
Hazing, zjawisko obecne także w sporcie, wojsku (czego polskim odpowiednikiem byłaby ‘fala’), gangach i szkołach, jest zabronione prawem w 44 stanach. Czternastu studentów Boston University właśnie czeka na zarzuty policji związane z inicjacją młodszych kolegow. New York Times przypomniał parę dni temu historię 19-letniego George’a Desdunes, który zmarł w lutym zeszłego roku od zatrucia alkoholowego. Znaleziono go związanego na podłodze bractwa. Times donosi, że wg. profesora Franklin College Hanka Nuwer, od 1970 roku przyczyny śmierci 104 osób związane były z braterską inicjacją, której początki sięgają XVII wieku.
Na wielu amerykańskich kampusach, a zwłaszcza w dużych szkołach w małych miastach, życie towarzyskie kręci się wokół bractw. W pięknych, zabytkowych budynkach, odbywają się dzikie imprezy, z tanim piwem lejącym się setkami litrów. Dla osób z zewnątrz imprezy są często płatne, tak jak i przynależność do bractwa, a mężczyźni (nie bracia) żeby zostać wpuszczonymi muszą zjawić się w licznym żeńskim towarzystwie. Imprezy przyciągają tłumy - alkohol serwowany jest każdemu, nie tylko tym powyżej 21 roku życia, w przeciwieństwie do barów i klubów.
Coraz więcej szkół, w tym wiele małych szkół liberal arts, bojąc się o zdrowie studentów upijających cię na umór w szybkim tempie - 'binge drinking,’ które często odbywa się w bractwach, zaczęło je likwidować.
‘Bracia’ i ‘siostry’ wymieniają wiele powodów dla których wstępują do swoich organizacji: poczucie przynależności do małej, zaufanej społeczności, ‘braterskie’ lub ‘siostrzane’ więzi, odpowiedni status status społeczny wśród innych studentów. Ważnym powodem jest silna i rozbudowana sieć kontaktów, która zdecydowanie ułatwia zdobycie pracy po studiach, lub pomaga w sytuacjach a la sprawa sądowa “Legalnej Blondynce.” Organizacje te często zajmują sie także działalnością charytatywną. Bractwa mogą być lokalnymi oddziałami międzynarodowych organizacji, lub być też stricte lokalne, związane tylko z uniwersytetem. Choć jest wiele bractw dla mniejszości etnicznych i kulturowych, np. Żydowska Alpha Epsilon Pi, i Afroamerykańska Kappa Alpha Psi, typowy przedstawiciel ‘greckiej organizacji’ to wysoki blondyn, grający w football lub lacrosse, z bogatszej klasy średniej, którego ojciec i dziadek także należeli do bractwa.
Takim właśnie typowym “bro” (od ‘brother’) jest Andrew Lohse, jak pisze Reitman w The Rolling Stone. W liceum świetny uczeń, gracz lacrosse, przewodniczący licznych grup, absolwent prestiżowej szkoły muzycznej. Dartmouth było jego wymarzoną szkołą, można powiedzieć, dziedzictwem, gdyż uczęszczał tam jego starszy brat i dziadek - uosobienie “prawdziwego bro” Darthmouth.
Lohse powiedzial Reitman, ze prawdziwy bro Dartmouth pije niezliczone ilości piwa, wymiotuje i imprezuje dalej, a parę lat później zdobywa jedne z najwyższych wynagrodzeń w Stanach. Dartmouth, odizolowane w małym miasteczku w New Hampshire, gdzie 50% studentów należy do bractwa lub sorority, ma opinię szkoły najbardziej opanowanej przez ‘greckie’ organizacje w tzw. Lidze Bluszczowej.
“Jako inicjowany, przestałem byc człowiekiem- zostałem “wielorybim gównem.” Bylismy zachęcani by traktować kobiety z takim samym szacunkiem z jakim traktowaliśmy siebie: czyli z śadnym.” Popularną grą są wyścigi w picu piwa, gdzie zwycięzca może zwymiotować na przeciwnika.
Lohse opisuje niektóre z zadań, ktore musiał spełnic by zostać prawdziwym bratem, prawdziwym twardzielem: "wykąpać się w basenie dla dzieci wypełnionym wymiocinami, fekaliami, nasieniem i zgniłym jedzeniem, zjeść omlet zrobiony z wymiocin, duszkiem wypijać kubki wypełnione octem.”
W sororities, żenskich odpowiednikach bractw, często wcale nie jest lepiej. Przeczytawszy artykuł Lohse, Ravital Segal, blogerka dla Huffington Post, zdecydowała opisać swoje traumatyczne doświadczenie z inicjacji na Dartmouth, po ktorym obudziła się w szpitalu z zatruciem alkoholowym, posiniaczona i z dwoma złamanymi zebami.
Zanim opublikowal swoj artykul, Lohse wielokrotnie rozmawiał z władzami szkoły o wyczynach braci podczas inicjacji. Zamiast oczekiwanej reakcji ze strony administracji przeciwko całemu systemowi greckich organizacji, Lohse został sam oskarzony o branie udzialu w inicjacji młodszych kolegów, i może się okazać jedynym ukaranym w sprawie. Ponad stu profesorów opowiedziało sie za podjęciem kroków by obalić system, ale rektor pozostał bierny.
W rozmowie z absolwentami, którą odbył po podjęciu stanowiska, zapewniał, że nie pozbędzie się greckich organizacji. Podkreślając swoje wykształcenie w dziedzinie antropologii, powiedział, że nie powinno się angażować w nową kulturę i tak po prostu ją zmieniać.
Stwierdzenie wywołało kontrowersje wśród obserwujących proces wyboru na prezesa Banku Światowego “Bedąc liderem instytucji, czy to Dartmouth czy Banku Swiatowego, nie jest się już tylko antropologiem studiującym tubylców w ich rodzimym srodowisku. Jako lider, naszym zadaniem jest zmiana zwyczajów: w naszej gestii jest by popierać pozytywne elementy istniejącej kultury i eliminowanie negatywnych,” pisze Bea Edwards, szefowa organizacji GAP monitorującej organizacje rządowe i korporacje.