“Nie mam za grosz tolerancji wobec homofobów, również we własnej partii” mówił w czerwcu ubiegłego roku Donald Tusk i zapowiadał, że zajmie się “tą sprawą” zaraz po wyborach. Tą sprawą, czyli związkami partnerskimi, partia rządząca zajęła się jednak dopiero teraz, a mówiąc dokładniej zajęła się (skutecznie) ukręceniem jej łba.
Dziennikarka, publicystka oraz prezenterka telewizyjna, prowadząca programy informacyjne.
Dzięki wspólnej akcji posłów PO, PiS i PSL projekt ustawy o związkach partnerskich przepadł w głosowaniu w sejmowej komisji ustawodawczej, jako “niezgodny z konstytucją”. Podobnie, jak Marek Siwiec, który się w przedmiotowej sprawie już na łamach naTemat wypowiedział, tak i ja ciekawa byłam “jakiej technologii” użyje Platforma, żeby skutecznie pozbyć się tego gorącego dla niej, ideologicznego kartofla. Reforma emerytalna klepnięta, w nieskończoność sprawy odwlekać się nie da....co by tu....? Wybór padł na “technologię konstytucyjną”. Sprytnie, bo wiadomo - z Konstytucją się nie dyskutuje.
A może jednak...? Bezczelne to, wiem, ale postanowiłam z Konstytucją podyskutować. Żeby nie być w tej dyskusji gołosłowna, w skupieniu przeczytałam punkt po punkcie pierwsze dwa jej rozdziały (dotyczące praw obywateli) i zadaję sobie, a także Wam pytanie czy aby przypadkiem nasza Konstytucja nie jest ... niezgodna z Konstytucją?
W artykule 31 naszej Ustawy Zasadniczej czytamy bowiem, że: “wolność człowieka podlega ochronie prawnej” oraz, że “każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych”.
Pachniałoby anarchią , gdyby nie logiczne uzupełnienie: “ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób”.
Wszystko jasne. Wiadomo: jeśli tylko nie naruszamy bezpieczeństwa, porządku i publicznej moralności, a także wolności i praw bliźniego, Konstytucja gwarantuje każdemu z nas WOLNOŚĆ wszelkich poczynań.
Bardzo mi się to podoba. Pokrzepiona przechodzę do artukułu nr. 32, który mówi o tym, że “wszyscy są wobec prawa równi” oraz “mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”, a także, że “nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”.
Dotąd projekt ustawy o związkach partnerskich wydaje mi się doskonale zgodny z Konstytucją. No bo niby jak dziedziczenie po partnerze czy możliwość odwiedzania go w szpitalu miałoby naruszać porządek publiczny, moralność czy tym bardziej ochronę środowiska? A jeśli dziedziczenie i odwiedziny w szpitalu nie naruszają wyżej wymienionych, to na mój chłopski rozum oznacza to, że pozbawienie wielu ludzi tych praw w sposób oczywisty sprawia, że (jak czytam w Konstytucji) stają się wobec prawa nierówni, a więc dyskryminowani w życiu społecznym.
Tu mała dygresja, a właściwie wytłumaczenie dlaczego projekt ustawy SLD i Ruchu Palikota poległ w głosowaniu komisji ustawodwczej. Otóż, jak wyjaśnił Jerzy Kozdroń z Platformy: “art. 18 Konstytucji uniemożliwia traktowanie małżeństwa na równi ze związkiem partnerskim”, a to właśnie jego zdaniem próbowano osiągnąć wprowadzając do polskiego prawa instytucję związku partnerskiego. Poseł poparł swoją tezę opinią doktora habilitowanego Dariusza Dudka z Wydziału Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji KUL, który orzekł że Konstytucja nie umożliwia “wykreowania nowej instytucji prawnej -związku partnerskiego - tworzonego bez względu na kryterium płci, analogicznego do małżeństwa pod względem charakteru i znaczenia prawnego”.
Oto art.18 - : “małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”.
Zdaję mi się, że znalazłam małą (oględnie mówiąc) wewnętrzną sprzeczność w Konstytucji RP. Z jednej strony stwierdza ona, że wszyscy obywatele są wobec prawa równi i nie mogą być dyskryminowani. Z drugiej, podpierając się kategorią płci kategorycznie oznajmia, komu małżeństwo zawrzeć wolno i komu ten przywilej bezwględnie nie przysługuje. Mogą sobie rzecz jasna rózni tam “homo” to i owo dozgonnie obiecywać, ale “prawna ochrona i opieka ”ich związkom nie przysługuje, a skoro nie przysługuje, to do podziemia z takimi związkami. Wygląda na to, że zgodnie z Konstytucją RP, granice osobistej wolności wyznaczają nie oczywiste zdawać by się mogło prawa człowieka, a jego płeć.
Wiem, że dyskusja o związkach partnerskich nie dotyczy tylko, ani nawet przede wszystkim gejów i lesbijek. Heteroseksualnych par żyjących dziś na kocią łapę jest w Polsce kilkaset tysięcy, a tendencja jest wyraźnie wzrostowa. Wiem też, że homoseksualni Polacy nie walczą o prawo do zawierania małżeństw w USC (podejrzewam, że ze zwykłego lęku przed okrzykami “bo na to zgody być nie może!”), więc kontestując zapis o małżeństwie rozumianym jako związek kobiety z mężczyzną ,być może wyrządzam im niedźwiedzią przysługę.
Sęk w tym, że na drodze jednych i drugich stoi właśnie artykuł 18 Konstytucji, bo to on dziś stał się pretekstem do wyrzucenia do kosza dobrego projektu ustawy, zanim zdołał otrzeć się o choćby jakąkolwiek merytoryczną dyskusję. Nie mam nic przeciwko konstytucjonalnie umocowanej ochronie małżeństwa i tradycyjnej rodziny, przeciwnie. Pytanie dlaczego w ramach ochrony jednych anihiluje się potrzeby innych? Bo żyją inaczej niż my?
Komu zaszkodziłyby związki partnerskie? Zarówno te hetero-, jak i homoseksualne? Czy naruszyłyby czyjąś wolność? Publiczną moralność? Ekosystem? Zagroziłyby zdrowiu pozostałych obywateli? Tu absolutnie poważne pytania do tych, którzy twierdzą, że prawne zdefiniowanie takich związków zagraża instytucji małżeństwa, że w sposób oczywisty ją osłabia: Jak? Dlaczego ?
Może uczciwość nakazywałaby, aby posłowie skierowali projekt do dalszych prac i umożliwili publiczną debatę na temat, który dotyczy jednak całkiem sporej grupy Polaków? Może powinien nakłonić do tego “swoich“ parlamentarzystów Donald Tusk, który jeszcze przed wyborami zdawał się na związki partnerskie patrzeć łaskawym okiem?
Państwo, a ściślej kilkunastu posłów w imieniu tego Państwa działających, pokazało kilku milionom obywateli, za przeproszeniem, środkowy palec. Nie wiem czy uznali , że można, bo wybory dopiero za trzy lata. Fakt, że trzy lata to szmat czasu. Piszę to z podziwem dla premiera Donalda Tuska. Wytrzymać tyle w szpagacie między ministrem Gowinem a posłanką Kidawą - Błońską, potrafią tylko najwytrwalsi (nie chcę ale muszę w wersji 2.0). Chyba, że pękną. A wtedy jest Palikot. Patrząc na to jak załatwiono związki partnerskie, o notowania swojej partii ten ostatni może być raczej spokojny.
Jeszcze jedno. Ktoś mógłby powiedzieć, że posłowie z PO mogliby przynajmniej zachować pozory. Ale nie zachowują, dzięki czemu wszystko mamy czarno na białym. I chyba przynajmniej za to należą im się podziękowania.