Po piątkowym wystąpieniu premiera, weekend huczał od komentarzy. Ale „drugie exposé” niewiele zmieniło w sondażach. Kolejnymi obietnicami i deklaracjami premier nie przekonał do siebie szerokiej publiczności. Lepiej, gdyby podjął próbę rozliczenia się z tego, co zapowiadał wcześniej, chociażby w pierwszym exposé. Tym bardziej, że przecież rząd ma się czym pochwalić.
Ludzie są sceptyczni i wcale mnie to nie dziwi. Dlaczego? Bo największym problemem tego rządu jest brak komunikacji. Przemówienie w sejmie raz na rok to nie jest dobra metoda na komunikację ze społeczeństwem. Szczególnie w trudnych czasach oraz w epoce Internetu i powszechnego twittowania. Tymczasem, od słynnego autobusu nie zauważam, by premier starał się przekonywać ludzi do swoich racji. Skutek jest taki, że opozycja i związki zawodowe wypełniają całą przestrzeń komunikacyjną. Imają się przeróżnych pomysłów, by skupić na sobie uwagę, a ze strony rządu nie ma żadnej reakcji. To oczywiście przekłada się na jego malejące notowania.
Pomysł funduszu inwestycyjnego, który padł podczas exposé to oczywiście jeden z tematów do rozmowy. Ale znowu – w jakiej mierze państwo jest odpowiedzialne za kreowanie inwestycji? Szczerze mówiąc, patrząc na „wybitne” osiągnięcia projektów realizowanych przez rząd, zwłaszcza w budowie autostrad, można mieć wątpliwości, na ile państwowe struktury są zdolne i skuteczne, by takie duże projekty realizować. Ale na razie znamy tylko ogólnikowy pomysł. Jest za dużo znaków zapytania, by o nim poważnie dyskutować. Podobnie, jak o propozycji rocznych urlopów macierzyńskich. Obawiam się, że to może obrócić się przeciwko kobietom, bo skoro dzisiaj, po półrocznym urlopie mają ogromny kłopot z powrotem na rynek pracy, to o co mówić, jeśli będę z niego wypchnięte na rok? Jestem raczej za tym, by wydłużając urlopy, zdecydowanie zwiększyć udział w nich ojców. Byłaby to okazja do rzeczywistego wyrównania szans matek i ojców na rynku pracy. Nie wiemy też np., w jakiej mierze będzie można łączyć taki urlop z elastycznymi formami zatrudnienia oraz jak liczne będą instytucje, które wspomogą matki w takim łączeniu ról. Dopóki nie zobaczymy szczegółowych zapisów, trudno propozycje premiera jednoznacznie oceniać. Boje się tylko, czy aby nie powstaje kolejny instrument wspomagający tezę, że zadaniem kobiety jest rodzenie i wychowywanie dzieci, a praca to rzecz dodatkowa i głównie dla mężczyzn.