
REKLAMA
Przyglądam się śniegowym otulinom. Pięknie tak wyglądają, okryte białą kołdrą. Przychodzi mi jednak skojarzenie zamrożenia, zamarzania, zastygania, wstrzymania.
Zamarzanie ma dwie definicje w słowniku PWN. Jedna, oczywista, związana z wodą, jej lodowaceniem, pokryciem lodem. Druga dotyczy głodu. Zamarzać kogoś głodem to zagładzać…
Z kolei zamrożenie to poddanie działaniu niskiej temperatury, doprowadzając do całkowitego lub częściowego zamarznięcia. Silne schładzanie. Wstrzymanie realizacji. Zatrzymanie. Odcięcie.
Zimno zamraża wszystko. Wszechogarniający chłód, dosłowny i w przenośni, wynikający z pory roku ale i okoliczności: wyłączenia, izolacji, braku dostępu – może zamrozić i doprowadzić do zamarznięcia.
Pandemia może wywołać chęć zamrożenia. Przeczekania. Może ktoś mnie nie zauważy. Jestem nie-ruchomo. Przeczekuję.
Jednak czas mija, a przeczekanie się wydłuża. Nie-spodziewanie. Mogę coś przegapić. Nie wiem, kogo potem zastanę przed lustrem.
Zimno zamraża wszystko, łącznie z odgłosami…
Gdy obserwuję sarny, wędrując po lasach i polach, grupują się one w stada. Stadami biegają, odpoczywają. Będąc w grupie, oddają sobie ciepło. Chronią siebie i innych, by nie zamarznąć, by przetrwać.
Jak my siebie nawzajem chronimy przed chłodem – mechanicznych akcji i reakcji, bezosobowego traktowania, dystansu, aż nadto, fizycznego, psychicznego, emocjonalnego?
Jak pilnujemy, by nie zamarzać innych głodem relacji?
Gdy w pandemii drugi człowiek jest potencjalnym zagrożeniem, możemy się zbyt szybko wychłodzić.
Potem już pewnych rzeczy nie uda się odmrozić…
