„Wojsko wyszło na ulicę. Sytuacja jest tragiczna. Policja i wojsko to ostatni bastion rządu, który stracił wszystko i zdał sobie sprawę, że jedyną szansą na utrzymanie się przy władzy jest radykalizacja działań” - mówi José Miguel Rodríguez, główny koordynator młodzieżowej organizacji pozarządowej Movivargas i Voto Joven Vargas działającej na rzecz demokracji w Wenezueli.
Nie dawniej niż w zeszły wtorek odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Organizacji Państw Amerykańskich (OPA), w czasie którego rozważano stan demokracji w Wenezueli. Aż 20 z 34 państw członkowskich zagłosowało za podjęciem działań mających na celu naprawę demokracji w tym kraju. Państwa OPA mogą nakłonić władze wenezuelskie do przeprowadzenia demokratycznych wyborów i przestrzegania praw człowieka. W razie braku współpracy między OPA a Wenezuelą organizacja może w przyszłości zadecydować o wykluczeniu Wenezueli ze wspólnoty. Wyeliminowanie kraju z OPA oznacza jego alienację i zablokowanie stosunków międzynarodowych. Potrzeba jednak zgody dwóch trzecich członków, aby dany kraj został tymczasowo pozbawiony praw członkowskich OPA. We wtorek zgłoszono wniosek o dalsze rozpatrzenie sytuacji Wenezueli. Środowe wydarzenia nie pozostawiają cienia wątpliwości, że demokracja i Wenezuela nie mają ze sobą wiele wspólnego.
W środę Sąd Najwyższy (Tribunal Supremo de Justicia – TSJ) wydał rozporządzenie, na mocy którego została zablokowana władza legislacyjna, czyli parlament, w którym od grudnia 2015 roku większość zajmuje koalicja partii demokratycznych – Unión Democrática. Tym samym prezydent Nicolás Maduro przejął całkowitą władzę w państwie. Decyzja TSJ została przez demokratów uznana za zamach stanu. Wielu członków Unión Demokrática trafiło do aresztu. Główny przywódca demokratycznej części rządu Henrique Capriles został w piątek pozbawiony prawa do sprawowania funkcji państwowych przez 15 lat. Inny wpływowy demokrata i były kandydat na prezydenta, Leopoldo López od lat przebywa w więzieniu.
Decyzja TSJ wywołała falę protestów. Oficjalne media wenezuelskie nie podają informacji o liczbie ofiar starć wojska z manifestującymi. Jedyne wiarygodne i obiektywne źródło wiadomości – hiszpańskojęzyczne CNN – zostało zablokowane niespełna miesiąc temu. Informacje o ofiarach wojskowych ataków rozpowszechniane są poprzez media społecznościowe. Przedwczoraj na wszystkich portalach pojawiła się wiadomość o zastrzeleniu w czasie pokojowej manifestacji 19-latka Jairo Ortiza Bustamante. Jeden z policjantów wysłany do „pacyfikacji” protestujących oddał strzał prosto w serce młodego mężczyzny. Dzisiaj w godzinach popołudniowych lokalnego czasu przywódcy partii demokratycznych przesłali poprzez komunikator WhatsApp wiadomość do obywateli. María Corina Machado była deputowana z partii Vente Venezuela, w nagranej wiadomości powiedziała: Maduro nie wystarczył fakt, że on i jego rząd ukradli nam wszystko. „W Wenezueli nie ma jedzenia, nie ma lekarstw, nic nie ma. Dzisiaj ta banda kryminalistów ponownie wykorzystała swoją siłę, aby zaatakować kraj. Kraj, który się zjednoczył, aby się bronić. I powtarzam – nie cofniemy się dopóki ten reżim się nie ustąpi”.
Wczoraj, 8 kwietnia po raz trzeci zorganizowano protesty w Caracas oraz w innych miastach na terenie kraju. W stolicy opozycjoniści starali się dotrzeć pod siedzibę Defensoría del Pueblo. To instytucja, która w założeniu ma bronić praw obywateli. W rzeczywistości jednak Defensoría del Pueblo jest kolejnym organem władzy w rękach Maduro.
Obywatele na różne sposoby okazują swój sprzeciw wobec dyktatury. W San Cristóbal, stolicy stanu Táchira, protestujący wywiesili na drzwiach Defensoría del Pueblo kartkę z napisem „zamknięte z powodu zamachu stanu”. Mimo pokojowego przebiegu demonstracji tłum protestujących był powstrzymywany przez wojsko i policję przy użyciu gazu łzawiącego i kul gumowych. Colectivos, czyli zwolennicy prezydenta, podjeżdżali do protestującego tłumu samochodami i na motorach, strzelając i porywając około pięciu osób. Ogółem w ciągu ostatniego tygodnia zostały zatrzymane ponad 164 osoby.
Mimo wrzawy i agresji ze strony wojska, członkowie Unión Democrática powtarzają, że chcą pokojowego rozwiązania. José Miguel Rodríguez specjalnie dla iberoameryka.com tak komentuje te wydarzenia: „Przyzwyczailiśmy się do sytuacji w kraju, ale w ludziach jest silne poczucie demokracji. Wenezuelczycy są zmęczeni życiem w najbiedniejszym kraju Ameryki Łacińskiej. Głęboko wierzę, że tak, jak to widać na przykładzie Polski, zakończenie reżimowych rządów w sposób pokojowy jest możliwe”.
Pod wpływem protestów Sąd Najwyższy chwilowo wycofał wniosek o zablokowaniu parlamentu, ale to tylko chwilowy zabieg mający na celu „złagodzenie wizerunku rządzącego”. Nikt bowiem nie ma wątpliwości, kto trzyma stery władzy. Nie wiadomo, ile krwi wyleje się, zanim Maduro będzie chciał podjąć rozmowy z demokratami. Jeżeli w ogóle będzie chciał. Wygląda na to, że żadna siła – ani ta wewnątrz kraju, ani ta międzynarodowa – nie jest w stanie powstrzymać Maduro przed przejęciem władzy absolutnej. Prezydent w oficjalnej wypowiedzi przyznał, że fakt, iż OPA obawia się o stan demokracji w państwie, świadczy o zwycięstwie Wenezueli.
Nic nie wskazuje więc na to, żeby doszło do porozumienia między siłami rządowymi a zwolennikami demokracji i ponownych wyborów. Członkowie Unión Democrática mówią o „godzinie zero” i o potrzebie pokojowej walki. Niemniej jednak ostatnie wydarzenia sugerują, że pokojowe przeprowadzenie zmian w Wenezueli jest praktycznie nieosiągalne.