Podobnie jak wielu czytających dzisiejszą prasę nie mogę znaleźć zrozumienia dla tłumów cieszących się na angielskich ulicach z powodu śmierci byłej premier. Trudno też jest mi wyjaśnić skalę bezwarunkowego uwielbienia żywionego dla niej chyba tylko Polsce.
Śmierć schorowanej starszej pani, nic nie zmienia w świecie gdzie jej idee są wciąż żywe. Podobnie jak jeden z cytowanych Herald Scotland uczestników kontrowersyjnej celebracji, wolałbym być świadkiem końca thatcheryzmu niż samej Thatcher.
Peryferyjne ulokowanie naszego kraju w ramach globalnego systemu, nie zawsze pozwala zauważyć że idee którymi tak chętnie się ekscytujemy dawno już uległy kompletnej kompromitacji. Jeśli spojrzymy na faktyczny - społeczny bilans dokonań dekady rządów Żelaznej Damy to okaże się wcale już nie jest tak różowo. Złamanie związków zawodowych, prekaryzacja brytyjskiej uderclass, silny impuls do inflacji instrumentów finansowych, giełdyzacja gospodarki, dezintustrializacja UK, załamanie rynku pracy, prywatyzacja usług publicznych, wspracie dla apartheidu w RPA i konfrontacyjna polityka zewnętrzna.
Ten ostatni punkt może wyjaśniać sympatię polskich polityków - pomoc dla polskiej opozycji w latach '80 była bezcenna. Pozostałe koszty poniesione na drodze do rewitalizacji brytyjskiej gospodarki nie pozwalają jednak przejść do porządku dziennego i niepokojąco przypominają ciemne strony polskiej transformacji.
Wielka Brytania od ponad trzech dekad rozwija się w ramach wyznaczonych przez Thatcher. Jak gorzko zauważa Ken Livingstone "Stwierdziła kiedyś, że New Labour jest jej największym dziedzictwem, i chyba nie żartowała". Rządzący obecnie konserwatyści, z żelazną konsekwencją dokańczają jej projekt urynkawiając edukację wyższą, tnąc wydatki na politykę społeczną w tym mieszkalnictwo komunalne i nieustannie wspierając przerośnięty przemysł usług finansowych.
Jako osoba wywodząca się z niższych warstw niesamowicie hermetycznego klasowo społeczeństwa brytyjskiego osiągnęła wielki sukces życiowy. Trudno dziwić się, że mogła mieć poczucie, iż zawdzięcza to wyłącznie sobie i swojej pracy. Obecnie widać, iż trzy dekady podążania za wyznaczonym przez nią kursem politycznym zamykają całym pokoleniom możliwość dokonania podobnego awansu, w skali przekraczającej granice UK. Absolwenci wciąż cenionych brytyjskich uczelni, są już na wstępie obciążani kosztami studiów znacznie ograniczającymi ich mobilność życiową. Nie mogą liczyć na kredyt hipoteczny, gdyż ten staje się coraz bardziej nieosiągalny i coraz bardziej niebezpieczny na deregulowanym rynku pracy.
Przyśpieszające co jakiś czas ograniczenie finansowania polityki mieszkaniowej również nie pomaga mobilności społecznej, która była w zasięgu ręki przed-thatcherowskich pokoleń. Złamany legendarny etos brytyjskiej klasy robotniczej, nie daje kulturowego oparcia we wspólnocie, która w czasie kryzysu dawała poczucie tożsamościowego bezpieczeństwa. W zamian rozrasta się oferta nacjonalistycznie nastawionej prawicy. Dzieci z dotychczasowej klasy średniej mają coraz większe obawy o utrzymanie statusu społecznego w którym dorosłe, gdyż ta również od dawna się kurczy.
Może historia i inne nacje ocenią zmarłą premier bardziej wielowymiarowo, ale na pewno nie zrobią tego pokolenia Brytyjczyków, które poniosły drastyczne i prawdopodobnie jeszcze długo nieusuwalne skutki jej żelaznej bezkompromisowości.
Obserwując komentarze, które przez najbliższe dni będą okazywać się w mediach pamiętajmy że Margaret Thatcher wraz z Ronaldem Reaganem urzeczywistnili nie do końca udaną i sprawiedliwą wersję kapitalizmu,w której dziś żyjemy. Sprawili też, że elity wielu krajów szczególnie Wschodniej Europy wciąż nie są w stanie wyobrazić sobie niczego innego.