Widok na Tatry z tarasu Cafe Tygodnik Podhalański
Widok na Tatry z tarasu Cafe Tygodnik Podhalański
Reklama.
logo
Taki widok mam z okna o zachodzie słońca

Nie, nie dostałam pracy w Zakopanem. Szukałam, próbowałam, tu zresztą (podczas Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich) zdobywałam swoje pierwsze doświadczenia zawodowe. Ale spójrzmy prawdzie w oczy - zapotrzebowanie na PRowców jest tu takie, jak na Madagaskarze na serwisy narciarskie. Skoro więc góra nie chce przyjść do Mahometa, Mahomet… wyśle do niej swoją mamę a przy okazji sam się zabierze. Ale zacznijmy od początku.
Ostatnie miesiące 2015 roku dały mi w kość bardziej niż cokolwiek, kiedykolwiek. Każdy kolejny tydzień co raz bardziej przypominał schizofreniczną mieszankę "Opowieści z krypty" z "Niekończącą się opowieścią". Powiem tak: jedni mają "Cztery wesela i pogrzeb", mnie się trafiło: trzy pogrzeby i nic wesołego. Jasne, co mnie nie zabije to mnie wzmocni, ale ile można? Pewnego dnia spakowałam więc siebie i moją mamę (która miała porównywalnie fatalny czas) w samochód i ruszyłyśmy do Zakopanego. Jedni by oczyścić umysł medytują, ja chodzę po górach. W końcu w górach musisz być "tu i teraz", skoncentrowany na kolejnym kroku a nie na tym, co powie prokurator i czy zakład pogrzebowy przygotował wszystkie dokumenty dla ZUSu.
logo

Któregoś popołudnia, wracając ze spaceru moja mama rzuciła" Wiesz, jeszcze kilkanaście lat temu nie znosiłam tych p…. górek a teraz Zakopane to jedyne miejsce dla którego mogłabym zostawić Warszawę. Mogłabym tu mieszkać. Zaraziłaś mnie tym miejscem". Dwa razy nie było trzeba mi powtarzać. Już w następnym tygodniu wysłałam w jej imieniu CV do dwóch najlepszych szpitali pod Tatrami. Oba odpowiedziały. Oba zaprosiły ją na rozmowę. I oba chciały zatrudnić. Cóż, są podobno rodzice, którzy projektują swoje marzenia na dzieci, wybierając im ścieżki kariery. U nas jest odwrotnie - moja mama realizuje moje marzenia. I wychodzi jej to na dobre!!
logo

Jakieś dwa tygodnie po drugiej z rozmów dojechałyśmy do nowego mieszkania mamy - u stóp Gubałówki. Przeklinając brak windy i nadprodukcję maminego dobytku rozpakowałyśmy pękający w szwach samochód, kupiłyśmy dodatkowe łóżko, otwieracz do wina i… wsiąkłyśmy. To, że jej będzie się tu doskonale pracowało - dla mnie było jasne jak słońce. Ale nie spodziewałam się, że aż tak znienawidzę powroty do stolicy. Jej zgiełk, płytkość relacji i totalna anonimowość wszystkich męczą mnie nie od wczoraj, ale dopiero teraz widzę jak bardzo Warszawa wyciąga ze mnie wszystkie soki. Chociaż urodziłam się tam, znalazłam przyjaciół i pracę, która napędza do życia, rzuca wyzwania, daje ogromną satysfakcję i pozwala utrzymać wszystkie "trupy w szafie" - to w Zakopanem ładuję akumulatory. To stąd nie chcę wyjeżdżać. I dlatego pracę planuje teraz tak, by przynajmniej połowę miesiąca móc pracować zdalnie - pod Giewontem.
logo
W dniu przeprowadzki - przywitał nas śnieg

Jak to możliwe? Przecież tutaj nienawidzi się warszawiaków. Może tak, może nie. Nie wiem. Przecież nie mam na czole napisanego gdzie się urodziłam. Na pytanie "skąd jesteś" odpowiadam: "z nizin". A prawda jest taka, że Zakopane przyjęło nas bardzo serdecznie. Mamy najwspanialszych sąsiadów na świecie - pierwszy raz miałam do kogo pójść, jak wywaliło mi korki (zawsze wiedziałam, że ja plus gotowanie to nie jest fortunne połączenie). A było to zaledwie dzień po przeprowadzce. W Warszawie - i na Sadybie i na Marszałkowskiej - mogę sobie stać i pukać do sąsiednich drzwi wieki całe. Uwielbiam tutejsze tempo życia, przywiązanie do tradycji a nawet "góralocentryzm". O tym jak bardzo lubię oscypki i tutejsze słodkości opowiadać nie będę bo widać to niestety po poszerzającym się obwodzie w biodrach. Ale co tam. Warszawa wyssie ze mnie wszystkie soki, mogę więc gromadzić zapasy ;)
Pod jednym względem Zakopane ma bardzo wiele wspólnego z Paryżem albo Wenecją - ludzie je kochają albo nienawidzą. Do której grupy zaliczam się ja - to chyba oczywiste. W najbliższym czasie będę Wam trochę opowiadać o tym, skąd ta fascynacja się bierze, o połamanych narciarzach, bezmyślnych turystach, najlepszych knajpkach i lokalnych smaczkach. A także o tym, jak żyć tu pełną parą, nie stawiając stopy na Krupówkach.