Być może po moich wyjaśnieniach poziom oburzenia jeszcze wzrośnie, ale nigdy nie chowałam głowy w piasek, więc teraz też nie będę i spróbuję odpowiedzieć na wielekroć stawiane przez Państwa pytanie: dlaczego zagłosowałam za podniesieniem wynagrodzeń posłom?
Po pierwsze powiązanie wynagrodzeń osób zarządzających państwem (władzy ustawodawczej i wykonawczej) z gospodarką, czyli uzależnienie wynagrodzenia tych osób od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej z roku poprzedniego jest sensownym rozwiązaniem. Podobny mechanizm powinien być stosowany przy określaniu płacy minimalnej, która musi być związana z sytuacją gospodarczą państwa, tzn. rosnąć proporcjonalnie do wynagrodzenia przeciętnego, a nie do chęci wygrania wyborów przez Jarosława Kaczyńskiego.
Po drugie fakt, że przez 8 lat rządów Platformy Obywatelskiej zarobki ww. osób nie wzrosły ani o 1 zł, a członkom rządu nie wypłacano żadnych nagród(!), spowodował, że aby zatrzymać w rządzie ekspertów-niepolityków trzeba było sztucznie tworzyć dodatkowe stanowiska, poza tzw. R-ką, czyli rządem, żeby pensją choć trochę konkurować z wynagrodzeniem na rynku. Rząd PiS-u z kolei, dbał bardziej o siebie, niż o ekspertów, więc wymyślił nagrody pod stołem. Taka mętna woda nie sprzyja transparentności, która jest warunkiem dobrego rządzenia państwem, alternatywą jest albo dalsza pauperyzacja klasy rządzącej, albo podniesienie wynagrodzeń w drodze ustawy.
Po trzecie wynagrodzenie posła, które netto wynosi 5,6 tys. zł powoduje, że o tę zaszczytną funkcję niekoniecznie chcą ubiegać się osoby z dorobkiem zawodowym i kompetencjami, które gwarantują merytoryczną pracę. Wiem, bo w ub. roku zachęcałam do startu pracowników uczelni, prawników, lekarzy, bez skutku, choć byli zwolennikami PO i rozumieli, że trzeba zrobić wszystko, by odsunąć
PiS od władzy. Mamy za to w sejmie coraz więcej osób, których jedynym doświadczeniem zawodowym jest działalność w partyjnej młodzieżówce, a to chyba za mało.
Po czwarte dwa lata temu, bez żadnego trybu, lider PiS - poseł Kaczyński obniżył wynagrodzenie wszystkich posłów o 20%, chyba w akcie zemsty za to, że poseł opozycji (Krzysztof Brejza) odkrył aferę nagrodową Premier Szydło. To, że wysokość wynagrodzenia władzy ustawodawczej w dużym państwie europejskim jest kaprysem małego człowieka (mam na myśli cechy charakteru) i autorytarnego szkodnika politycznego w jednym, nie przybliża nas do demokracji europejskiej, raczej oddala.
Po piąte Kaczyński obniżył też wynagrodzenia samorządowcom, także tym naprawdę oddanym i zajmującym się od rana do wieczora swoimi małymi ojczyznami. Naprawdę wynagrodzenia w autonomicznych przecież samorządach mają zależeć od widzimisię Kaczyńskiego? A pieniądze na partie, jeśli nie mają pochodzić z szemranych interesów typu „dwie wieże”, ani ze spółek skarbu państwa i powinny zapewnić funkcjonowanie zaplecza intelektualno-eksperckiego, muszą wystarczać nie tylko na kampanie wyborcze.
Ale niestety po szóste jest czas. Tak, czas wprowadzenia tych rozwiązań jest najgorszy z możliwych, właściwie nie do przyjęcia z moralnego i racjonalnego punktu widzenia. To prawda. Tylko jeśli nie przeprowadzimy tej ustawy przez sejm teraz, to w tej kadencji już w ogóle. A w kolejnej, jeśli dzisiejsza opozycja będzie rządzić, a PO będzie stanowiła jej większość - to także jest wątpliwe. Tak więc, nie wprowadzając tej zmiany teraz, utrwalimy na kolejne dziesięciolecie postawę obywatelskiego oburzenia na słowa jednej minister, które znaczyły mniej więcej tyle, że za 6 tys. zł trudno znaleźć ogarniętego wiceministra. Czy to będzie dobre dla jakości państwa i usług publicznych? Nie sądzę.
Dzisiaj jednak, widząc jak bardzo ta decyzja dotknęła moich wyborców, żałuję, że jako klub nie podjęliśmy innej i uważam ją za błąd, także to, że zagłosowałam za, bo nawet dobre rozwiązania przyjęte w złym czasie, są złymi rozwiązaniami.
Samego rozwiązania będę jednak bronić.
Powinnam na koniec powiedzieć: więcej grzechów nie pamiętam, ale nie mam złudzeń i nie liczę na rozgrzeszenie.