Będzie o długu publicznym, jak obiecałam, ale na początek kilka zdań o części pierwszej tego bloga, o targowisku próżności, czyli negocjacjach PiS-u z koalicjantami, bo te weszły w fazę gnilną.
Gdy już podzielili wszystkie spółki, stanowiska i wpływy, zdecydowali, że klimat nie jest taki ważny, a i bez ministerstwa finansów można by się obejść, pokłócili się o to, czy zalegalizować przestępczość. Muszą to zrobić, bo oczami wyobraźni wielu z nich widzi się już na twardej więziennej pryczy, a w najlepszym razie poza nawiasem życia publicznego. Wśród antycypujących swoją przyszłość w czarnych barwach jest Premier Morawiecki. Oczywiste więc, że swoją szansę zobaczył człowiek-demolka polskiego wymiaru sprawiedliwości - Z. Ziobro i wcielił się w rolę człowieka prawego i sprawiedliwego, który nie pomoże Morawieckiemu uniknąć kary za zmarnowanie sporego publicznego grosza, czyli 70 mln zł. „na wybory”.
W ten sposób negocjacje weszły w fazę rozkładu, którą tylko podkręciła ustawa o ochronie zwierząt wrzucona do sejmu jak granat, a raczej jak większość ustaw w państwie PiS.
Rozkład rządu PiS byłby miły mojemu sercu, gdyby nie poważne zagrożenia dla funkcjonowania państwa, a to zawsze zła chwila na wojnę w rządzie, która łatwo przerodzi się w jego powolne konanie, rozłożone na wiele miesięcy. To znaczy, że bezpieczeństwem zdrowotnym i ekonomicznym Polek i Polaków w tym czasie nie będzie zajmował się nikt, nawet ich słabi ministrowie, bo obóz Zjednoczonej Prawicy pochłonie walka o władzę.
Jedno z zagrożeń dla funkcjonowania państwa to epidemia koronawirusa, o której polski rząd wciąż wie bardzo mało, bo raptem tydzień temu powołał zespół ds. monitorowania przebiegu epidemii(!) a tymczasem wczoraj pobity został kolejny rekord zakażeń - ponad 1000 na dobę. Czy system ochrony zdrowia jest przygotowany na falę zakażeń w dodatku w okresie grypowym? Zapytajcie znajomych lekarzy.
Drugie bardzo poważne zagrożenie, które lekceważy rząd PiS, to właśnie dług publiczny. Dług publiczny, który, zgodnie z nowelizacją budżetu na 2020 r. i projektem budżetu na 2021 w ciągu dwóch lat ma wzrosnąć o 400 mld zł.
W tym roku dług sektora finansów publicznych – który na koniec II kw. 2020 r. wyniósł 1 bln 262 mld zł - wzrośnie o ok. 270 mld zł, a w przyszłym o kolejne 140 miliardy. Niestety to nie koniec PiS-owskiego długu, bo przez cztery lata światowej koniunktury, gdy kraje UE miały nadwyżki budżetowe, tzn. przygotowywały poduszki finansowe na miękkie lądowanie na wypadek kryzysu, PiS bawił się jak konik polny z bajki La Fontaine’a. Przehulał w tamtym czasie 200 mld zł, czyli średnio zadłużał nas o 50 mld rocznie, gdy inni odkładali na czarną godzinę.
A przecież pamiętam, jak z mównicy sejmowej M. Morawiecki grzmiał, że dług jest zły, a o rządach PO-PSL mówił:
„Wzrost w ciągu ostatnich 8 lat to nie był wzrost za nasze zasługi, tylko wzrost za nasze długi.”
To porównajmy dług z czasu PO-PSL z długiem obecnego rządu.
Przez nasze 8 lat dług publiczny wzrósł o niecałe 400 mld zł, czyli średnio rocznie o prawie 50 mld zł. To znaczy, że w czasie dwóch wielkich kryzysów: pierwszego finansowego, co przyszedł w roku 2008 zza oceanu i drugiego z przełomu 2012/2013 w strefie euro, zadłużaliśmy się w takim tempie, jak PiS w czasie prosperity. A gdy PiS-owi w oczy zajrzał kryzys, to dług przyspieszył tak bardzo, że po sześciu latach ich rządów średnioroczne zadłużenie wyniesie 100 mld zł!
Mówiąc o długu, ważne jest powiedzieć, na co ten dług zaciągamy.
No więc w czasie tego rekordowego zadłużania Polski przez PiS nakłady na inwestycje znacząco spadły. PiS zafundował Polakom zapaść w inwestycjach, poza tym mamy zapaść w ochronie zdrowia i zapaść w edukacji, na jedno i drugie w relacji do PKB PiS przeznacza mniej środków niż robiliśmy to my. Nie wystarczyło im na nic więcej, tylko na transfery socjalne, które w dodatku okazały się na kredyt! Wszystkie transfery, którymi mamią Polaków, są na kredyt, dokładnie tak jak mówiliśmy. Ten kredyt będą musieli spłacić polscy przedsiębiorcy i pracownicy. Podatnicy dostali 500 zł, a będą musieli oddać 600, w dodatku za leczenie coraz częściej płacą z prywatnej kieszeni. Tak wygląda prawdziwa prywatyzacja służby zdrowia przez PiS! Po pięciu latach ich rządów jesteśmy państwem długu, a nie państwem dobrobytu.
Ale Minister Finansów ma pomysł, jak wyjść z tej trudnej sytuacji: chce zniesienia konstytucyjnego limitu długu. Że też wcześniej nikt na to nie wpadł! Zbijasz termometr i jedziesz! Pacjent, czyli Polska, da radę, bo przecież przez 30 lat miliony Polaków swoją ciężką pracą dały jej siłę i pozycję na rynkach finansowych. A że kłopoty w końcu przyjdą? No przecież PiSu u władzy już wtedy nie będzie, więc o co chodzi?
Tymczasem analitycy agencji Moody’s już piszą, że obawiają się zniesienia m.in. konstytucyjnego limitu zadłużenia, że siłę kredytową Polski może osłabić słaba sytuacja demograficzna oraz ryzyko polityczne wynikające z podziałów społecznych i nierówności regionalnych.
Słaba sytuacja demograficzna, podziały społeczne, nierówności regionalne? czyli to, z czym PiS miał dzielnie walczyć pod flagą biało-czerwoną, pogłębiło się w ciągu ostatnich pięciu lat.
I na koniec, Morawiecki przestrzegając przed nadmiernym zadłużaniem ostrzegał, że wzrost rentowności naszych obligacji o 1 pkt proc. to wzrost kosztu obsługi długu o 9 mld zł (gdy PiS obejmował władzę dług wynosił 900 mld zł). Mam złą wiadomość dla podatników, jeśli dzisiaj rentowności naszych obligacji podskoczą o 1 pkt proc. to koszt obsługi długu wzrośnie o 15 mld zł, bo nasz dług w 2021 r. wyniesie ponad 1,5 biliona zł. A wyższe rentowności są bardzo możliwe, Węgrzy już płacą o 1 pkt proc. więcej niż my, a przecież Kaczyński obiecał nam Budapeszt i dzielnie swoją groźbę realizuje.
P.S. Jeśli ktoś koniecznie, jak robi to Morawiecki, chce doliczyć do długu z 8 lat umorzone obligacje z OFE, to rocznie wyjdzie mu po 19 mld. zł. To znaczy, że i tak średnie zadłużenie z tamtych lat jest znacznie poniżej 70 mld. rocznie, a to dużo mniej niż 100 mld. zł. Poza tym, my inwestowaliśmy w gospodarkę, która dzięki temu przez kolejne cztery lata mogła się rozwijać, PiS przejadł dług i zostawił nas bezbronnymi wobec kryzysu.
Warto też pamiętać, że gdyby nie wprowadzone przez nas zmiany w składce do OFE i umorzenie obligacji, to rząd każdego roku musiałby przekazywać ponad 30 mld zł na rynek finansowy, co przy obecnej kondycji GPW byłoby wyrzucaniem pieniędzy w błoto. No i nie dałoby się nawet pożyczyć na 500+, bo trzeba by pożyczać na OFE.