Jestem mamą piątki małych dzieci, czynną zawodowo, pracuję, ale też sama zatrudniam. Cieszę się, że posiadam ten komfort, bo jestem sama sobie szefem i nie muszę kurczowo trzymać się sztywnych godzin pracy. Niemniej jednak, sprawy zawodowe zapełniają moje myśli praktycznie 24/7. Mając swoją firmę de facto pracuje się cały czas, wiele spraw spędza właścicielom sen z powiek, a im większa firma i więcej pracowników, tym większa odpowiedzialność i większe ryzyko.
Chciałabym poruszyć kwestie dotyczące pracy zawodowej oraz macierzyństwa. Moje stanowisko odbiega od mainstreamu i pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale nie szkodzi, konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana.
O sporcie, polityce, macierzyństwie... i nie tylko!
Dlaczego tak wiele kobiet bierze zwolnienie lekarskie tuż po zajściu w ciążę?
Wg statystyk kobiety ciężarne biorą najwięcej zwolnień lekarskich (więcej niż osoby chore na płuca czy z problemami kardiologicznymi). Ciąża, poród i połóg to obecnie 18,5% powodów wszystkich L4 (łącznie dla mężczyzn i kobiet!).
Ostatnio w jednym z artykułów przeczytałam, że lekarze dzielą kobiety w ciąży na trzy kategorie: wygodne, nadto ambitne i te wysłane na zwolnienie przez pracodawcę. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla przyszłych mam, które do tematu ciąży podchodzą po prostu racjonalnie? Chcą pracować, póki ich stan im na to pozwala, póki nie odczuwają dyskomfortu fizycznego i psychicznego, a kiedy czują się gorzej, to dla dobra dziecka i swojego chcą np. przejść najpierw na pół etatu, a potem dopiero na zwolnienie.
Przytłaczająca większość kobiet jak tylko usłyszy od lekarza radosną nowinę, to nie doczekawszy nawet połowy pierwszego trymestru wręcza swojemu pracodawcy L4.
A lekarze bez problemu na prośbę ciężarnej zwolnienia wystawiają. Często są to zwolnienia bez żadnego medycznego wskazania, bo tak się już przyjęło, że w ciąży najlepiej nic nie robić, tylko leżeć i odpoczywać. Zaznaczam, że piszę tu o sytuacjach, kiedy ciąża u kobiety przebiega prawidłowo – wiadomo, że nie wszystkie ciąże przebiegają identycznie, ale nie wszystkie też przebiegają źle!
Mimo, że ciąża to nie choroba, to dla wielu mentalnie wciąż chorobą jest. Wynika to niewątpliwie z faktu powszechnej, społecznej akceptacji dla brania przez kobiety w ciąży zwolnienia, co sprawia, że te automatycznie myślą o sobie jako o osobie „niedysponowanej”. Uważam, że dla każdego pracodawcy jest to bardzo niekomfortowa sytuacja – praktycznie z dnia na dzień traci się pracownika (często wyszkolonego i wykwalifikowanego), nie wiedząc dokładnie, czy ta osoba wróci do pracy przed rozwiązaniem czy też nie.
Konsekwencją nadużywania zwolnień lekarskich przez ciężarne jest atmosfera niechęci pracodawców do zatrudniania młodych mam i kobiet w tzw. wieku rozrodczym. Stratni jesteśmy też my – podatnicy, bo to z naszych składek idą pieniądze na zasiłki chorobowe czy jak kto woli – nieuzasadnione świadczenia zdrowotne.
Problem staje się tym bardziej dotkliwy, jeżeli przyjęcie pracownika na dane stanowisko wiąże się z procesem adaptacji tudzież kilkumiesięcznym szkoleniem.
Wiadomo, że zanim pracownik będzie w pełni wydajny musi minąć pewien okres czasu, minimum miesiąc. Takie sytuacje najbardziej odczuwają firmy małe, które zatrudniają po kilku-kilkunastu pracowników. Nagłe odejście, nawet jednej osoby, dezorganizuje pracę całej firmy i naraża ją na wymierne koszta.
Sytuacja staje się dramatyczna, jeśli w krótkim okresie czasu w ciążę zachodzą, dajmy na to, trzy pracownice. Jedną osobę można jeszcze jakoś zastąpić, podzielić obowiązki między innych pracowników, ale trzy osoby? Niewykonalne! Trzeba szybko szukać zastępstwa i zatrudnić kogoś na ich miejsce. Takie rozwiązanie dla pracodawcy jest zwyczajnie niekorzystne. Osoba zatrudniona na zastępstwo, na czas z góry określony, ma świadomość, że przychodzi do pracy na kilka, kilkanaście miesięcy i liczy się z tym, że zostanie zwolniona, jak tylko mama „na zwolnieniu” wróci do pracy. Taka świadomość nierzadko powoduje, że pracownicy „na zastępstwo” nie są odpowiednio zmotywowani i nie starają się tak jak ich koleżanki i koledzy zatrudnieni w firmie na stałe.
Jako mama doskonale rozumiem moje koleżanki-matki, które pragną być ze swoim maleństwem jak najdłużej.
Możliwość wydłużenia urlopu macierzyńskiego do 12 miesięcy to dla nich super wiadomość. Jest to tym bardziej ważne w sytuacjach, gdy ktoś ma trudną sytuację finansową i/lub nie może liczyć na wsparcie bliskich, którzy mogliby pomóc w opiece nad dzieckiem, kiedy mama jest w pracy. Nie każdego stać na nianię czy miejsce w żłobku, gdzie lista oczekujących jest ekstremalnie długa, a nierzadko za żłobki trzeba też słono płacić. Niestety nie jesteśmy Francją, gdzie zakładaniu rodziny sprzyja nie tylko przyjazny system podatkowy, ale przede wszystkim powszechna dostępność różnych form opieki nad dzieckiem tj. bezpłatna opieka żłobkowa i przedszkolna dla dzieci do 3 lat.
Taki system zdecydowanie ułatwia rodzicom szybki powrót do pracy (o ile sami tego chcą!). W Polsce wciąż niestety pokutuje źle prowadzona polityka prorodzinna. Owszem, wydłużamy urlopy macierzyńskie, ale kosztem pracy. Nie dbamy przy tym o lepszą dostępność żłobków, przedszkoli czy świetlic – dofinansowanie do nich przez Państwo, zwłaszcza do żłobków uważam za jedną z kluczowych decyzji, które powinny zapaść w tym obszarze. Niestety, pod tym względem wciąż jesteśmy w niechlubnym ogonie Europy.
Ciężarna kobieta-pracownik może iść na sześcio- a nawet ośmiomiesięczne zwolnienie chorobowe.
W praktyce wygląda to tak, że jak dowiaduje się o ciąży, to od razu może poprosić lekarza o L4. Po urodzeniu jednego dziecka przysługuje jej 140 dni urlopu macierzyńskiego, 42 dni dodatkowego urlopu oraz 182 dni urlopu rodzicielskiego. Oczywiście z części może skorzystać tata. Do tego dochodzi jeszcze urlop wypoczynkowy 20-26 dni rocznie, opieka na dziecko 60 dni. Reasumując, taka osoba może być nieobecna w pracy praktycznie przez 2 lata! Czym to skutkuje?
Po pierwsze, pracownik, który przez długi okres czasu przestaje być aktywny zawodowo wypada z tzw. obiegu. Jeśli na bieżąco nie śledził zmian w firmie, nie jest zorientowany w aktualnej sytuacji rynkowej, prawnej i gospodarczej, to tym trudniej jest mu na nowo zaadaptować się w swoim dawnym środowisku pracy. „Nadrobienie” wszystkich zaległości zajmuje zazwyczaj gigantycznie dużo czasu.
Po drugie, często na jej miejsce zostaje zatrudniona inna osoba, bo rzecz jasna ktoś musiał pracować, aby firma mogła dalej funkcjonować. Jeśli „zastępca” się sprawdził, a jego praca była efektywna, to pracodawca może podjąć decyzję, aby takiego pracownika zostawić kosztem osoby wracającej ze zwolnienia. Zakładając, że na zatrudnienie dwóch osób na tym samym stanowisku firmy nie stać. Dlatego często zdarza się, że mama wracająca ze zwolnienia dostaje wypowiedzenie w pakiecie powitalnym.
Czy pracodawcę należy za taką decyzję piętnować?
Moim zdaniem niekoniecznie. Nadrzędnym celem właściciela firmy jest dbanie o jej rozwój, sprawne funkcjonowanie, minimalizowanie strat i maksymalizowanie zysków. Za maksymalizowaniem zysków idzie płacenie przez firmy coraz wyższych podatków, więc to też Państwo przede wszystkim powinno zadbać o to, by rodziny nie miały problemu gdzie lub pod czyją opieką zostawić swoje dziecko.
Osobiście uważam, że wydłużenie urlopu macierzyńskiego jest korzystne dla relacji matka-dziecko, ale niekorzystne dla relacji kobieta-praca. Może zabrzmi to zuchwale, ale mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że kobiety, które całą (zdrową!) ciążę spędzają na L4, a potem na dwunastomiesięcznym urlopie, przyczyniają się do pogorszenia sytuacji kobiet na rynku pracy i doprowadzają do tego, że przez to pracodawcy nierzadko faworyzują mężczyzn podczas procesów rekrutacji, bo panuje przekonanie, że panowie gwarantują większą przewidywalność w kontekście rytmu pracy. Jest to oczywiście niesprawiedliwe wobec wszystkich tych kobiet, które podchodzą do tematu normalnie – chcą pracować tak długo, jak tylko kondycja i stan fizyczny będzie im na to pozwala. Ale skąd pracodawca ma o tym wiedzieć?
W każdej mojej ciąży byłam czynna zawodowo i nie wyobrażam sobie, abym mogła przez kilka miesięcy siedzieć w domu na zwolnieniu. Byłaby to dla mnie straszna męczarnia! Całe szczęście, że nie byłam do tego zmuszona ze względów zdrowotnych. Pamiętajmy drogie mamy, że natura tak nas skonstruowała, że to my rodzimy dzieci, a nie mężczyźni i to my w związku z tym musimy zrobić sobie przymusowe wolne od pracy. Tego nic nie zmieni.
Jeśli chcemy, aby sytuacja na rynku pracy stale ewoluowała i aby nasze zarobki były na tym samym poziomie, co zarobki panów, to musimy udowodnić, że zależy nam na czynności zawodowej i że będziemy starać się niwelować przerwę w pracy swoim zaangażowaniem i kreatywnością. Wielu z mam się to na szczęście udaje! Znam dużo kobiet, które w swojej pracy są bardziej kreatywne, zaangażowane i zdeterminowane niż niejeden facet.
Zdaję sobie sprawę, że zaraz pojawi się mnóstwo personalnych ataków, że mogę tak sobie dywagować i pisać, bo mnie to nie dotyczy, bo mnie stać, bo mam pomoc. I tu się zgadzam. Gdybym nie miała komfortu finansowego, to pewnie nie mogłabym sobie pozwolić na piątkę dzieci. Z drugiej strony, naprawdę ciężko na to pracowałam, nic mi samo z nieba nie spadło. I nikomu nie spada. Znam wiele kobiet mniej zamożnych, które mają kilkoro dzieci, pracują zawodowo. I dają radę! Z kolei wiele zamożnych rodzin nie decyduje się na potomstwo ze zwykłej wygody. Nie ma tu reguły.
Każdy jest kowalem własnego losu i każdy stara się wykuć go z korzyścią - dla siebie i dla swoich dzieci. Jedno nie zaprzecza drugiemu. Macierzyństwo to wspaniałe przeżycie, jak nie najwspanialsze, więc mówmy o nim pozytywnie, a nie tylko, że trzeba w nocy wstawać i jakie to wszystko męczące. Ja wstaje od ponad pół roku do moich bliźniaków, kilka lub nawet kilkanaście razy w nocy. I co? I nic. Mam się całkiem dobrze! Mimo że nie pamiętam, kiedy ostatnio przespałam całą noc. Cieszmy się tym co mamy, bo znajdywanie pozytywów tak ciężko nam przychodzi.
Reasumując drogie Panie. Jeśli wizja połączenia ciąży, macierzyństwa i pracy nie rysuje się w samych pozytywnych barwach, to walczmy o to połączenie. Odpuśćmy wyrzucanie sobie, że coś mogłam zrobić lepiej, że coś zaniedbałam. To naprawdę prowadzi donikąd! Życie jest zbyt krótkie, aby narzekać, a los nasz i naszych dzieci spoczywa tylko i wyłącznie w naszych rękach. Pokażmy swoim dzieciom, ze możemy, że potrafimy. Dajmy im pozytywny wzorzec na przyszłość, bo przecież można być szczęśliwa mamą, a jednocześnie spełniać się zawodowo."