Nie promujmy bycia grubym
Sezon letni, jak żaden inny w kalendarzu, sprzyja promowaniu tematów około dietetycznych. Czytam wiele artykułów i komentarzy na temat odchudzania, uprawiania sportu i zmian w sposobie odżywiania. Często w tych tekstach wyłaniają się dwa przeciwstawne obrazy.
O sporcie, polityce, macierzyństwie... i nie tylko!
Gdy ktoś na forum opisuje swoją walkę z nadwagą i z dumą opowiada, że udało mu się schudnąć, z miejsca naraża się na… krytykę. Moim zdaniem całkowicie nieuzasadnioną. Autorzy, którzy zachęcają do zmiany nawyków żywieniowych przez pochwałę szczupłej sylwetki i krytykę otyłości, w odpowiedzi mogą przeczytać, że przecież nie każdy chce i nie każdy musi/może być szczupły, czemu zazwyczaj towarzyszy nieskończona litania wymówek. Od choroby - co jest akurat zrozumiałe - po brak czasu, brak pieniędzy, brak motywacji, brak możliwości różnorakich i wszelakich, po zwyczajne… zadowolenie z bycia grubym, w myśl: „lubię siebie takim jakim jestem, a tobie wara!”.
Uważam, że gdy ktoś naprawdę chce schudnąć (pomijając osoby będące na kuracji farmakologicznej czy cierpiące na niektóre schorzenia), to osiągnie swój cel, bez względu na rodzaj wykonywanej pracy i grubość portfela. Najważniejsza jest tu determinacja. Po prostu, trzeba tego naprawdę chcieć. Jak ktoś tylko udaje że chce schudnąć, to zawsze znajdzie całe spectrum wymówek, dlaczego akurat w jego przypadku jest to "niemożliwe". Nie oszukujmy się. Przecież wszyscy chcemy być zdrowi, zgrabni, atrakcyjni, nikt nie chce być otyły, ale z drugiej strony nikt też nie chce rezygnować z jedzenia. Bo zwyczajnie lubimy jeść. Najczęściej tłusto, słodko i kalorycznie.
Niektórzy też jedzeniem „zapychają” swoje problemy, codzienne stresy - i tak spirala się nakręca. Żeby ograniczać jedzenie trzeba mieć silną wolę, a z tym jest u nas coraz gorzej. Ta słaba wola to według mnie podstawowy problem, jeżeli chodzi o odżywianie. Niestety nikt jeszcze nie wymyślił sposobu na to, aby dużo jeść i jednocześnie nie tyć. Co za pech, prawda?
Od czego można zacząć zdrowsze odżywianie? Po pierwsze, trzeba uwolnić się od stereotypów żywieniowych, często nabytych już w dzieciństwie (no bo chlebek musi być zawsze posmarowany masełkiem, a śniadanie bez chlebka to przecież jakiś żart!). Wielu z nas wciąż uważa, że porządny i treściwy posiłek gwarantuje tylko smażone mięso, najlepiej z kopcem tez smażonych ziemniaków obok, w wszystko to pływające w zawiesistym sosie. Otóż nie. Obiad może się składać np. z chudego mięsa, ryżu (lub kaszy) i warzyw. Czy porcja gotowanego kurczaka i jarzyn jest droższa niż kotlet schabowy ze smażonymi ziemniakami i sosem? Nie jest. Oczywiście po sutym obiedzie musi być podwieczorek – ciasta, desery, słodycze. A przecież owoce tj. jabłka, banany, pomarańcze wcale nie są droższe.
Swoje nawyki żywieniowe najczęściej tłumaczymy brakiem czasu. Wolimy zamówić hamburgera, frytki, pizzę lub kebab, bo jest to danie na pozór smaczne, szybkie i ogólnodostępne. Pytanie: co dla nas jest ważniejsze? Zdrowie i wygląd czy wygoda i zaoszczędzony czas? Nawet jeśli już musimy coś zjeść na mieście, to dla chcącego nic trudnego i znajdzie zdrowsze jedzenie niż to w „fastfoodowni”. Jeśli gotujemy w domu, to i tak zawsze trzeba poświęcić ileś czasu na przygotowanie posiłku, więc tylko od nas zależy, co wrzucimy do garnka.
Pozostaje jeszcze kwestia przyzwyczajeń i tzw. preferencji smakowych. Dla wielu osób ziemniaczki bez sosiku są po prostu niejadalne i nie wyobrażają sobie, aby zjeść je np. tylko z koperkiem. Zmiana sposobu odżywiania wymaga zmiany przyzwyczajeń.
Dokładnie tak samo jak robienie zakupów. Gdy nie włożymy do koszyka pewnych produktów, to ich nie zjemy. Proste. Ja nie kupuje np. białego cukru, białego pieczywa, słodyczy, ciastek, chipsów, mięsa i wędlin z wieprzowiny. Nie kupuję i koniec. Wybieram miód, ciemny cukier, ciemne pieczywo, ryż, owoce, a jeśli chodzi o wędliny, to tylko parówki cielęce dla dzieci. Różnica w cenie? Żadna.
Nieustannie przeraża mnie to, jak wygląda typowe menu dziecięce w restauracjach. Na litość boską, dlaczego są tam zawsze frytki, kotleciki w panierce i mini pizze? Czy nasze dzieci mają wypisane na czołach: „chcemy wyglądać jak klopsiki!”? Zgadzam się z p. Dorotą Zawadzką. Wśród polskich rodziców i nie tylko wciąż pokutuje myślenie, że zdrowe dziecko to pulchne dziecko. Najlepiej żeby miało apetyt, jadło wszystko, a nadopiekuńczy rodzice i dziadkowie mogą się wtedy pochwalić : jak Ty pięknie jesz! Nie raz byłam świadkiem sytuacji, kiedy to mama czy babcia "wciskała" swojemu dziecku którąś z kolei bułkę czy ciastko mówiąc przy tym : "no zjedz jeszcze, będziesz miał/miała więcej energii" albo "popatrz na siebie, jaki ty chudy/chuda, zjedz jeszcze trochę!". Dodam, że te dzieci zazwyczaj wyglądały na naprawdę bardzo dobrze odżywione - z naciskiem na "bardzo dobrze”. Powinniśmy mieć świadomość, że jeśli my-rodzice, opiekunowie nie będziemy konsumować „śmieciowego” jedzenia, to nasze dzieci tez nie będą. De facto sami narzucamy sobie pewien styl życia, dietę czy sposób wypoczynku. Dziecko jest bezbronne i zależne wyłącznie od swoich rodziców czy opiekunów. Nie skazujmy go więc na otyłość. Przykład idzie zawsze z góry, tu nie ma żadnej większej filozofii. Starajmy się uświadamiać dzieci, co jest dla nich dobre, a co nie i ograniczać do minimum żywieniowe pokusy. Jest duża szansa, że dzięki temu w przyszłości ich dieta będzie zdrowa, zbilansowana i jednocześnie smaczna..
Jest jeszcze problem ze spotkaniami z rodziną/znajomymi. Mam wrażenie, że często ludzie litują się nad otyłymi – przecież są tacy biedni, uzależnieni od jedzenia. Rodziny same dostarczają grubasom jedzenie i potem wszyscy się nad sobą wzajemnie użalają: gruby (nie mogę przestać jeść?!) i rodzina (on taki biedny, chory, uzależniony). Dotkliwe jest to zwłaszcza gdy dotyczy dzieci.
Czym poczęstować i czy samemu zjeść w gościach rzeczy, które wykreśliliśmy z diety? I tu znowu rodzi się dylemat. No bo co powie teściowa, teść, babcia z dziadkiem itd.? Presja jest czasem ogromna. Jeśli jednak ktoś naprawdę chce być wytrwałym i nie ulegać pokusom, to nawet w gościach i przy gościach im nie ulegnie. Nie jem i kropka. Bardzo dziękuję, ale nie jem. Przecież nikt nas do jedzenia siła nie zmusi.
Jeśli to my zapraszamy, najlepiej idźmy na kompromis. Podajmy młode ziemniaki i ryż do wyboru, gotowanego kurczaka lub rybę, bez panierki. Więcej rodzajów warzyw, żeby stół był "pełen". Jeśli brakuje nam czasu na gotowanie, to zaserwujmy surowe warzywa takie jak pomidory, ogórki zielone, ogórki kwaszone, marchewka, buraczki na zimno. Zawsze można coś wykombinować, jeśli tylko się chce!
Pamiętajmy, że jeśli my sami nie będziemy dbać o własne zdrowie i ciało, to nikt inny za nas tego nie zrobi. Nie traktujmy więc naszego ciała jak kosza na śmieci. Każdy kęs, który spożywamy, ma dla niego ogromne znaczenie – pozytywne albo negatywne, to tylko zależy od nas. Jesteśmy tym, co jemy. Otyłość nie jest ani zdrowa, ani ładna, ani tym bardziej praktyczna. Otyłość to przede wszystkim mnóstwo chorób, jak chociażby: niewydolność krążenia, cukrzyca, miażdżyca. Do tego dochodzi brak podstawowej sprawności ruchowej: ciężko jest biegać, skakać, wchodzić po schodach, nie wspominając o zwykłym chodzeniu czy o uprawianiu jakiegokolwiek sportu.
Dla każdej kobiety wygląd jest ważny. Dla jednej bardziej, dla innej mniej, ale tak naprawdę wszystkie pragniemy być atrakcyjne i przyciągać spojrzenia innych. Pełne zachwytu, a nie odrazy. W przypadku panów jest bardzo podobnie. Szczupły i wysportowany facet zawsze bardziej atrakcyjny i będzie mu po prostu w życiu łatwiej w wielu aspektach. Wpisy i artykuły o tym, że bycie grubym też jest fajne, bo wszyscy kochają „misiów”, są najczęściej autorstwa osób, które chyba już nie wierzą w siebie i w swoje możliwości. Cóż więc mają zrobić? Mogą tylko próbować utwierdzać siebie i innych w tym przekonaniu.
Nie ma absolutnie żadnych plusów w byciu otyłym. Więc apeluję, ponieważ ten portal czyta również młodzież - nie piszmy, że dobrze jest być grubym, nie propagujmy takich wzorców wśród dzieci i młodzieży. Otyłość to problem naszej cywilizacji, który się rozpowszechnia w zawrotnym tempie. W efekcie skraca życie, eliminuje wiele możliwości ruchowych i ma ogromne znaczenie, jeżeli chodzi o postrzeganie wśród rówieśników, a coraz częściej też pracodawców. Wiadomo, że osoby puszyste mogą być lubiane, szanowane, mogą być świetnymi matkami, ojcami, szefami, pracownikami. Tak samo jak szczuplejsze. Tu nie ma o czym dyskutować, ale nie oszukujmy sami siebie, że tusza i wygląd nie mają żadnego znaczenia w naszym życiu. A przede wszystkim w życiu naszych dzieci.