Czy Jezus wstydzi się za Radwańską?
Naczytałam się ostatnio rozmaitych komentarzy na temat osławionej sesji zdjęciowej Agnieszki Radwańskiej. Od razu zaczęłam się zastanawiać, cóż to za perwersyjne zdjęcia pojawiły się w portfolio dumy polskiego tenisa? Wygooglowałam, obejrzałam i… przeżyłam szok!
O sporcie, polityce, macierzyństwie... i nie tylko!
Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli:
Rzeczywiście proszę Państwa: po prostu duszno i porno!
Po lekturze tekstów oburzonych, katolicko-konserwatywnych publicystów oraz innych opiniotwórczych osób spodziewałam się pikantnej i co najmniej erotycznej sesji na miarę Hustlera. A tu proszę: ujęcia niczym z reklamy piłek do tenisa.
Zgorszenie naszych czołowych moralizatorów wynika z tego, że Agnieszka Radwańska jest osobą głęboką wierzącą, która z dumą twierdzi, że „nie wstydzi się Jezusa”.
A czy Jezus wstydzi się za Isię?
Według mnie są to normalne, bardzo subtelne zdjęcia, które większość z modelek czy aktorek posiada w swoim portfolio. Nic nadzwyczajnego. Sesja miała miejsce w basenowym anturażu, a na zdjęciach widać jedynie zarys nagiego ciała tenisistki. Jedyną nietypową rzeczą są tu … piłeczki do tenisa pływające w wodzie.
Nie wszyscy jednak odbieramy tę sesję jednakowo. Po upublicznieniu zdjęć wielkie larum podniosły środowiska konserwatywne. Czytając ich surowe oceny, odnoszę wrażenie że osoba wierząca, szanująca się, pisząc kolokwialnie - majtek nie zdejmuje – a już nie daj Boże publicznie, do aparatu. A kobieta, która uznaje się za prawdziwą katoliczkę powinna pokazywać piersi tylko mężowi oraz… Bogu. Biada Jej, jeśli postąpi na przekór tej jedynej, prawidłowej etykiecie – zostaje z miejsca wyklęta i oskarżona o szerzenie prowokujących, grzesznych zachowań.
Podążając tym tokiem myślenia, większości modelkom, aktorkom czy tancerkom, które miały w swoim życiu rozbierany epizod (nierzadko niejeden) należy z miejsca przypiąć łatkę pań lekkich obyczajów i oskarżyć o rozwiązły tryb życia, kariery przez łóżko, sypianie z kim popadnie, poliamorię, brak kręgosłupa moralnego itp. itd. Jedno zdjęcie rodzi setki osądów naszych, jak zwykle nieomylnych, strażników moralności. Co dziwi tym bardziej, gdyż Agnieszka tak naprawdę NIC na tych zdjęciach nie pokazała – ot kawałek wysportowanego, młodego ciała. Zero wyuzdanej nagości, „cycka”, pupy czy waginy, zero prowokacyjnych gestów. Ale temat, jak to u nas bywa, został rozdmuchany do granic możliwości ...
Niestety, jak zwykle można sobie generalizować do woli, ale z rzeczywistością ma to doprawdy niewiele wspólnego. Sama byłam modelką i miałam rozbierane sesje do magazynów jak Playboy i CKM, ponadto od lat zarządzam agencją modelek, w której wiele dziewcząt na takie sesje się decyduje.
Większość modelek, które pozowały nago, było w stałych związkach, aczkolwiek te sesje w ich życiu prywatnym nic nie zmieniły. Niektóre decydowały się na pozowanie nago tuż po rozstaniu, traktując to jako formę psychoterapii : poprawa samopoczucia, dowartościowanie się, przywrócenie wiary w swoją atrakcyjność.
Nierzadko modelki bardzo przejmowały się opinią rodziny, znajomych i swojego środowiska, inne zwyczajnie miały to gdzieś - przyjmowały każde „rozbierane” zlecenie ze względów zarobkowych lub: aby się popisać/zrobić na złość koleżance czy chłopakowi. Były też dziewczyny, które zmieniały facetów jak rękawiczki i daleko im było do wzoru cnót i świętości, ale o sesji topless nie chciały nawet rozmawiać.
Często słyszę, że niektóre modelki dorobiły się na rozbieranych sesjach. Owszem, jeśli pozuje się regularnie, to można z tego żyć, jednakże mając jedną czy nawet kilka takich sesji w Polsce, gdzie modelom płaci się od kilkuset do kilku tysięcy złotych, można stwierdzić, że jest to forma jednorazowego zarobku. Nikt po takim zleceniu na pieniądzach nie śpi.
Warto zaznaczyć, że aby zostać zatrudnionym przy tego typu sesji, nie wystarczą tylko chęci. Klient czy redakcja musi najpierw pozytywnie zaakceptować naszą kandydaturę. Z całym szacunkiem Pani Poseł Pawłowicz, ale teksty w stylu : "ja bym sobie takiej sesji nie zrobiła", tylko Panią niepotrzebnie ośmieszają :)
Każdy z nas sam wyznacza sobie granice własnej cielesności. Ustala, z czym dobrze się czuje, a z czym już niekoniecznie. Połowa ludzi na świecie ma piersi, a druga połowa coś innego, więc nie bądźmy aż tak pruderyjni, bo lubimy oglądać to, co nam się podoba, w wydaniu, jakie nam się podoba!
Czy sesja z nagim biustem czy pośladkami czyni z jej bohaterki osobę niewierzącą ? Tym razem pozwalając sobie na uogólnienie - najbardziej krytykują Ci, którzy na takową sesję żadnych szans nie mają, ale sami przed sobą nie chcą się do tego przyznać. Wydaje mi się, że osoby, które najwięcej krytykują i potępiają, mają nierzadko sporo, gorszych czynów „za uszami”. Nie zmienia to faktu, że najwygodniej jest im drzeć gardło z moralnej ambony: każdy, kto rozbierze się do sesji jest rozpustny i bezwstydny, nie szanuje siebie, nie szanuje swojej religii, no i w końcu – obraża Boga.
Każdy z nas inaczej pojmuje granice dobrego smaku, ale nie wrzucajmy do jednego worka każdego roznegliżowanego zdjęcia. Uważam, że po to człowiek żyje, aby spróbować różnych rzeczy. Praca modelki była dla mnie fajnym i inspirującym doświadczeniem - dotyczyło to również sesji rozbieranych. Pozowanie nago czy w samej bieliźnie, to naprawdę jedno z trudniejszych wyzwań w tym zawodzie. Wymaga ogromnej dyscypliny, sprawności fizycznej i skupienia. Wiele dziewczyn ma problemy, aby wytrzymać fizycznie zaledwie jeden dzień zdjęciowy - zdarza się że mdleją, a ich ciało w pewnej chwili odmawia posłuszeństwa od ciągłego napinania mięśni czy sztywnej pozycji..
Osobiście uważam, że praca modelki jest przeznaczona do pewnego wieku. Podobnie jest ze studiowaniem. W pewnym momencie przestało mi odpowiadać przedmiotowe traktowanie. Modelka ma dzielnie pozować dla uzyskania ostatecznego efektu w postaci np. zdjęcia, a student włazić w tylna cześć ciała wykładowcy aż do momentu uzyskania pozytywnej oceny. Wszystko fajnie, ale w pewnym momencie, można mieć po prostu dosyć. Każdy z nas przechodzi w życiu rożne etapy, jest to normalne. Nigdy nie żałowałam swoich sesji, i chociaż studiowanie było dla mnie męką, też go nie żałuje. Teraz mam po prostu inne cele i priorytety, niż miałam jako dwudziestolatka.
Wracając do sesji Agnieszki Radwańskiej i innych sportowców pozujących dla magazynu ESPN, mam spore zastrzeżenia co do jej formuły. Kilka zdjęć, i to zdjęć znanych sportowców (bo podkreślenie ich postaci było zapewne myślą przewodnią cyklu The Body Issue), jest ciekawych i estetycznych, natomiast większość z nich niestety nie przypadło mi do gustu. Nie dlatego, że nie podoba mi się twarz czy ciało bohatera na zdjęciu, ale głównie dlatego, że sposób sfotografowania i koncept zdjęcia totalnie mi nie odpowiada.
Skoro chciano podkreślić piękno wysportowanego ciała, to zasłanianie biustu hamburgerem czy męskiego krocza równiutko ułożoną pianką, jest w moim odczuciu słabe i ośmieszające danego sportowca.
Sesja jawi mi się przez to jako niedopracowana, oparta na mało ciekawych pomysłach, a jeszcze gorzej jest zrealizowana. Zdjęcia Agnieszki robił chyba fotograf – amator. Banalny pomysł, kiepskie oświetlenie. Basenowa nuda. Pewnie zamysł był taki, aby Agnieszka wyszła jak najbardziej naturalnie i świeżo, ale efekt jest zgoła inny. Wygląda to pospolicie, tanio i mało seksownie…
Zarówno kobiece, jak i męskie ciało, tym bardziej tak wysportowane, można naprawdę pięknie pokazać na wiele rożnych sposobów, (czasami wystarczy tylko umiejętnie zagrać samym światłem), a przy tej rangi sportowcach naprawdę można było stworzyć małe arcydzieła.
TUTAJ znajdziecie pozostałe zdjęcia z sesji.
Podsumowując: wolę oglądać ciało Isi niż nawet same twarze niektórych jej krytyków…