
Fenomen Facebooka wprowadził do naszego społeczeństwa nową „jakość” w obszarze międzyludzkiej komunikacji. Istniejące wcześniej emotikony uzupełnił możliwością „polubienia”, będącego oznaką identyfikacji, zgodności i akceptacji. Powoduje to dalszą, stopniową wirtualizację, tym razem jednej z najważniejszych ludzkich potrzeb i związanych z nią emocji, jaką jest potrzeba akceptacji. W szczególnie trudnej sytuacji znajduje się młode pokolenie, które staje się skazane na ten substytut, nie spotykając się z prawdziwymi uczuciami w rzeczywistym świecie i uznając taki stan za normalny. Tym bardziej okrutne wydają się kampanie reklamowe oparte na propagowaniu tego okaleczającego emocjonalnie mechanizmu, mające miejsce przy milczącej aprobacie społeczeństwa. Jedynie my, dorośli, rodzice, świadomi na czym polega różnica pomiędzy wirtualnym a rzeczywistym kontaktem, możemy się temu przeciwstawiać…
Ciągle staram się wierzyć, że reklama podobna do zamieszczonej, nie okaże się w ostatecznym rozrachunku dobra, ponieważ proponuje „lekarstwo” na ranę, której nie ma już jak w dzisiejszych czasach wyleczyć. Dlatego w sposób nieświadomy, stanowi środek znieczulający na głód i ból braku prawdziwej bliskości oraz wzajemnej na siebie uwagi.
