Zmarł mój dobry kolega z lat młodych i szalonych, Jacek Kiepel, dziennikarz Radia Koszalin, reporter o zmysłowym głosie. Poniosło go z mikrofonem i starym Uherem w świat nieodkryty, a spokojny.
Czekamy na relację Stamtąd, Jacol! Pinolina czeka. Szymon, ze szczypiorem na głowie. Magda. Krzyś Kalka. Ilona. Darek. Ania. Edek. Zuza. Waldek. Pani Jola. Grażyna. Słuchacze Twoi, tysiące. I ja.
Mam nadzieję, że masz tam wystarczająco dużo taśmy. I sklejkę. Pamiętałeś chyba, żeby zabrać dużo sklejki; zawsze jej brakowało. Dźwięk z taśmy wydawał nam się pełniejszy niż ten cyfrowy ersatz. I pachniało wtedy sztuką, nie pośpiechem.
Dziennikarstwem, nie dziadostwem.
Odszedł człowiek, którego życie – w odruchu ludzkiej solidarności – ratowało wielkie grono słuchaczy koszalińskiego radia, jego rodzina i przyjaciele, organizowali dlań koncerty, zbiórkę pieniędzy. Nagrał im wszystkim w podziękowaniu takie zdanie: Nie myślę o tym, jak bardzo nie chcę umrzeć, myślę – jak bardzo chcę żyć!
Nie mogę napisać, że odszedł, ponieważ polskie państwo nie miało pieniędzy, by ratować swojego obywatela przed śmiercią i nie miało ich tym bardziej, by przedłużyć mu nadzieję na wyzdrowienie. To niezaprzeczalny fakt: odszedł pokonany przez nowotwór, nie państwową biurokrację.
Ale…
Czytam taką informację: 50% chorych na czerniaka w Polsce umiera w efekcie braku dostępu do nowoczesnych, skutecznych leków, które pozwalają efektywnie leczyć chorych w zaawansowanych stadiach choroby. W grudniu 2012 roku lista leków refundowanych nie obejmowała dwóch skutecznych terapii dla chorych na czerniaka: immunoterapii lekiem Yervoy i terapii celowanej lekiem Zelboraf.
W czerwcu 2013 roku Polskie Radio, pracodawca Jacka Kiepela, alarmowało: nie ma pieniędzy na produkcję innowacyjnego leku na czerniaka! Miesięcznie potrzeba około… 100 tysięcy złotych! Do tej pory produkcję szczepionki wynalezionej przez poznańskiego profesora, Andrzeja Mackiewicza, finansowali sponsorzy. Szczepionka dawała pozytywne rezultaty u 60 procent chorych…
Kiedy słyszę, że Jacek mógł przejść jeszcze jedną, drugą, piątą chemioterapię, że mógł spróbować jeszcze tej lub innej metody leczenia, że mógł dostać te pieprzone trzysta tysięcy złotych na eksperymentalną terapię, dostać się na listę, na której „nie ma już miejsc, bo nie ma budżetu” – i kto wie? – żyć choćby rok, dwa lub tylko pół roku dłużej – to ciśnie mi się na usta pytanie, które kieruję na nasz urzędowo-polityczny Berdyczów: czy naprawdę nie zasłużył na pomoc?
Czy nie chorując przez trzydzieści lat zawodowej pracy i płacąc połowę swojej miesięcznej pensji na zusy i podatki nie zasługujemy, w najtrudniejszej chwili, na szansę przedłużenia życia za każdą, choćby nawet wielomilionową cenę?
Opłaca nam się kupować hummery generałom, jeżdżącym po bezdrożach Afganistanu w wojnie, której nikt nam nie wypowiedział. Jeden hummer kosztuje więcej niż roczny koszt produkcji szczepionki... Opłaca nam się ładować pieniądze w blichtr szkła, aluminium i złote klamki pałaców ZUS. Opłaca nam się kupować z publicznej kasy garnitury dla premiera, płacić za sukienki jego żony. Kupować wygodne fotele do MSZ, bo stare już się znudziły, a trzeba trzymać klasę.
I nie znajdujemy pieniędzy, by dać choremu ostatnią nadzieję. Choćby wpisać go na listę ostatniej nadziei!
Kiepelu, rzuć Stamtąd reportażem. Pokaż, że jest inaczej, że można inaczej. I odpocznij od bólu. Jeszcze się Tam napijemy wódki, wszyscy. Za zdrowie polityków bez wyobraźni.