Wicepremier Bieńkowska nie jest oazą normalności w polityce, jak chce tego Krzysztof Materna. Nie jest bowiem normalne, gdy polityk wprowadza w błąd opinię publiczną.
Kiedy satyryk rusza do boju, by w publicznej dyskusji bronić polityka, specjaliści od marketingu politycznego zacierają ręce – nadciąga czysty PR! Krzysztof Materna, publikując w „Newsweeku” pean pod adresem pani premier, słusznie zauważa, iż powiedziała prawdę – zima w Polsce jest. Sęk w tym, że przy okazji mówienia takich banałów, Elżbieta Bieńkowska nie podała opinii publicznej prawdziwych danych.
Przez lata zima bezczelnie atakowała drogowców. Teraz drogowców atakuje jakby mniej, za to z pasją bije po twarzy kolejarzy (rym zamierzony). W chwili, w której osoba odpowiedzialna za całość transportu publicznego w Polsce przekonywała Kamila Durczoka, że spośród 4 tysięcy pociągów tylko dwa stanęły w polu – bo, sorry, taki mamy klimat – prawdziwe dane, łatwo dostępne w spółce PKP Polskie Linie Kolejowe, prezentowały się zgoła inaczej.
Nie dwa lecz 82 pociągi miały spóźnienia przekraczające 60 minut. Nie dwa, lecz kilkadziesiąt stało w polu, na stacjach kolejowych lub pomiędzy nimi. Niektóre składy notowały 600-700 minut opóźnienia. Podróżnym nie wystarczała telewizyjna informacja, że skoro „zima, to musi być zimno” – oni oczekiwali wiedzy elementarnej: kiedy ruszy ich pociąg, czy ruszy, kiedy dojedzie, czy zdążą z przesiadką, czy będzie działało ogrzewanie. Brakowało ciepłego napoju, informacji, wyjaśnień.
I na koniec dnia zabrakło empatii. Nie doczekaliśmy przeprosin ani od pani minister (co budzi podziw Krzysztofa Materny), ani od samych kolejarzy. Wieczorną wypowiedzią władza wyznaczyła zarządom spółek kolejowych linię postępowania: ignorujemy, bagatelizujemy, zajmujemy się problemami ważniejszymi niż jakieś dwa zgubione w polu pociągi. Czymże to jest w stosunku do wyzwań, z którymi mierzyć się musi nasz pracujący w pocie czoła rząd? Czym jest jednostka, albo nawet dwie stojące w polu jednostki, jeśli nie bzdurą, nie zerem?
Nikt nie naciska na polityków, by nosili przy sobie puder z wacikami – w razie, gdyby „przypadkiem” zaskoczyła ich kamera. Nikt nie każe im żelować włosów przed „setką” dla TVN24, pojawiać się na dworcu o szóstej rano, by osobiście dopilnować rozwieszenia rozkładów jazdy. Nikt im nie nakazuje organizacji ustawek z mediami na budowach autostrad ani gospodarskich przelotów śmigłowcem nad remontowanymi liniami kolejowymi.
Politycy mają tylko jeden nakaz: mądrze rządzić i być uczciwym wobec opinii publicznej. Mówić prawdę, podawać sprawdzone informacje. Jeśli w trudnych chwilach wykażą choć odrobinę empatii – zyskują szacunek. Jeśli nie, trudno, biorą na własną klatę odpowiedzialność za skutki jej braku.
Wicepremier Bieńkowska świadomie lub nie zbagatelizowała problem. Po swojemu zaśpiewała nam stadionową śpiewkę Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało. Jej bareizmy były słodkie i szczere, jej wyznanie „sorry…” było świadectwem poczucia realizmu i dowodem, że – jak pisze Materna – nie traci czasu na polityczne pierdoły i konwenanse. Ale podana przez nią informacja była publicznym kłamstwem. Niegodnym polityka, który ma stanowić „zagrożenie dla klasy aroganckich nierobów”
Brak empatii zemścił się w notowaniach. Na szczęście nie jest to problem pasażerów.