Jacek Tabisz - ateista, poeta, muzyk, publicysta, badacz kultur orientalnych, od 2011 prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
Zgadzam się z Tomaszem Lisem, że nie powinny naszym krajem rządzić nagrania pozyskane na drodze przestępstwa, do tego dozowane w teatralny sposób. Przez ostatnie 25 lat wolności mechanizmy demokracji w naszym kraju stały się do pewnego stopnia stabilne i nie musieliśmy się niczego wstydzić na tle wielu innych państw, które nie miały przerwy w demokracji, jaka miała miejsce w naszym kraju podczas II Wojny Światowej i PRL.
Politycy, jacy działali na tej naszej demokratycznej scenie politycznej, to inna para kaloszy. Podobnie jak wielu moich współobywateli i współobywatelek nieraz miałem wrażenie przy wyborach, że wybieram „mniejsze zło”. Ale oddawałem swój głos i nadal jestem przekonany, że niska jakość naszych elit politycznych jest w dużej mierze winą „milczącej większości” głosujących unikającej udziału w wyborach jak „diabeł święconej wody”. Jakkolwiek by nie było, o tym, kto nami rządzi, decydowali wyborcy i przegrani politycy ustępowali zwycięzcom w rytmie nadawanym przez demokrację.
Teraz to się może zmienić. Już dawniej bywały próby kreowania naszej demokracji poprzez działania inne niż wybory, ale być może żadna z prób nie była tak daleko zakrojona. Oczywiście, ktoś może stwierdzić, że gdyby nagrania nie zawierały szokujących treści, nie byłoby sprawy. Więc politycy PO sami są sobie winni. Problem w tym, że nic nie wskazuje na to, że PiS, który najbardziej skorzysta na ewentualnym skróceniu kadencji sejmu, ma w swoim składzie polityków bardziej etycznych niż politycy PO. Po prostu polityków PiS nikt ostatnio nie nagrał. Po prostu sympatie autora ostatnich „taśm prawdy” były najpewniej po stronie PiS, podobnie jak sympatie redaktorów „Wprost”.
Jeśli chodzi o analizę treści zawartych w nagraniach ze strony „Wprost” przedstawia ona wiele do życzenia. Jest to granie na efekt emocjonalny, a nie na rzetelną analizę tego, co „Wprost” decyduje się publikować. Rozmowy są rzeczywiście wulgarne, ale działalność społeczna w kraju, gdzie aktywność w tę stronę oceniana jest przez ogół mieszkańców bardzo negatywnie, tworzy liczne napięcia, skutkujące nadmiernym spożywaniem alkoholu i wulgarnością. Ogół Polaków nadal nie chce wiedzieć, że rządzą nami nasi reprezentanci, że nie są to jacyś „oni”. Że wyborcy też ponoszą odpowiedzialność za wybranych, nawet jeśli nie wybierali (może nawet tym bardziej). Jeśli komuś nie pasuje żaden kandydat na posła, senatora, prezydenta, etc., to uczciwą drogą wyjścia z tej opresji jest powoływanie do życia nowych partii politycznych, a nie obojętność... Gdyby choć 1% niegłosujących zechciał tak się zachować, mielibyśmy na naszej scenie politycznej nowy podmiot i z pewnością byłoby to lepsze dla demokracji i dla naszego kraju.
Dziwi mnie fakt, że wielu polskich dziennikarzy „nie zrozumiało” faktu, iż Prokurator Generalny działał w redakcji „Wprost” niezależnie od decyzji premiera Tuska. Gdyby możliwe było zlecanie przez premiera działań Prokuratora Generalnego, mielibyśmy naprawdę niezły skandal i konieczność ustąpienia premiera Tuska (po czym powinien odpowiedzieć przed sądem). Ale takie przypuszczenie trzeba udowodnić, a nie zakładać jako oczywistość. Akcja Prokuratora Generalnego w redakcji „Wprost” nie była z pewnością korzystna dla obecnego rządu, co jest przesłanką przemawiającą za tym, że raczej rząd i Prokurator Generalny są odseparowani decyzyjnie.
Ja sam nie mam wysokiego zdania o różnych politykach PO. Straciłem na przykład kompletnie szacunek do Bogdana Zdrojewskiego śledząc aferę wokół wrocławskiego CETA.
Wiele wskazuje na to, że Zbigniew Rybczyński, nasz oskarowy reżyser, padł ofiarą brudnej gry. Odkrył on malwersacje finansowe w firmie i wiele wskazuje na to, że został zwolniony, gdy z uwagi na brak realnej reakcji ministra zaczął o tym mówić publicznie. Ale nie wiem, na ile działania Ministra Kultury miały związek z oficjalną linią polityczną PO. Wiem natomiast, że gdyby ministrem kultury został ktoś z PiS, niekoniecznie oznaczałoby to zmianę na lepsze, abstrahując od trudnych do zaakceptowania celów ideowych tej formacji.
Ma rację również Janusz Palikot, zwracając uwagę na to, że sprawnie funkcjonujący aparat państwa nie powinien dopuścić do seryjnego wręcz nagrywania prywatnych rozmów rządzących polityków. Pytanie jednak, na ile trudno tych nagrań było uniknąć. Inne pytanie dotyczy też tego, czy każda z tych nagranych rozmów była ważna z punktu widzenia rozmawiających. Jeśli zdradziła któraś z osób odpowiedzialnych za ochronę przed takimi działaniami, to raczej ciężko coś z tym zrobić, zanim „krecia” robota nie wyjdzie na jaw. Dla naszego kraju wydaje się zatem dość istotne dojście do tego, jak to się stało, że powstało aż tyle nagrań. Całkiem możliwe, że taka sytuacja miałaby miejsce niezależnie od tego, kto byłby premierem RP, abstrahując oczywiście od ewentualnych sympatii politycznych nagrywającego i redakcji „Wprost”, które zdają się teraz rządzić opinią publiczną naszego kraju.
Ja, jako wyborca, nie chciałbym, aby teraz wszystkie silne formacje polityczne w naszym kraju najmowały na swój użytek szpiegów, nielegalnie nagrywających knujących polityków. Obawiam się, że nie tylko politykom PO zdarza się knucie przy wódce. Obawiam się też, że takie rozmowy wywołują w słuchaczach na tyle silne reakcje emocjonalne, że nie pojawiają się już pytania dotyczące tego, na ile mieliśmy do czynienia ze zwykłym gadaniem, a na ile z rzeczywistym, pozakonstytucyjnym zarządzaniem naszym państwem. Tego typu rozmowy bywają dość złożone i niekiedy wymagają dokładnego zapoznania się z nimi i pewnej wiedzy.
Głębszym pytaniem jest dobór informacji. Czy gazeta, która dostała do publikacji kilkanaście godzin knuć, groźnych i niegroźnych, przedstawi je wszystkie, czy też potnie wedle politycznego klucza? Oczywiście media mają pełne prawo do swoich sympatii politycznych. Ale one powinny objawiać się w komentarzach, a nie w celowo selektywnym doborze materiałów źródłowych. Jak się ma w takim razie gazeta opierająca się na selektywnych źródłach płynących z podsłuchu wobec demokracji? Przecież nie głosujemy na Wprost, Fakt, Pudelka, Politykę, czy Wyborczą, ale na zupełnie inne podmioty? Nie twierdzę, że Wprost dokonało selekcji źródeł, ale z pewnością dokonał tego nagrywający rozmowy.