W czasach, gdy wychodził Hobbit J.R.R. Tolkiena, oraz poszczególne tomy jego "Władcy Pierścieni", znakomitej większości krytyków literackich to przedsięwzięcie wydawało się conajmniej dziwaczne. Czy mieli rację?
Jacek Tabisz - ateista, poeta, muzyk, publicysta, badacz kultur orientalnych, od 2011 prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
"Władca Pierścieni" początkowo miał być zwykłym przedłużeniem "Hobbita", który w pierwotnym zamyśle autora miał być bajką dla dzieci. Już sam "Hobbit" okazał się bardziej baśnią, niż bajką, pisaną do tego całkiem wyrafinowanym i podskórnie erudycyjnym filologiczne językiem. We "Władcy Pierścieni" Tolkien zdecydował się ostatecznie na coś zupełnie niezwykłego, gdyż zaczął tworzyć swój własny mit, idąc w ślady Homera czy Walmikiego, a nie współczesnych mu autorów prozy.
Mity, podobnie jak baśni, nie mają zazwyczaj jednego autora. Baśń jest często cieniem mitu, jego resztkami, fragmentami, które zeszły do tradycji ludowej, służąc często najmłodszym. W niejednej baśni żyją resztki dawno zapomnianych religii, co nie dziwne, gdyż sam mit można odważnie zdefiniować jako pozostałość religii, która straciła swych wiernych, ale zachowała swą opowieść.
Takim przykładem klasycznego mitu w naszej cywilizacji są mity grecko - rzymskie. Choć ludzie wierzący w Zeusa czy Herę odeszli w przeszłość, nie bez aktywnej pomocy nowej monoteistycznej religii, mity o bogach olimpijskich były cały czas żywe i aktualne w cywilizacji europejskiej. Nie dotyczy to tylko epoki renesansu i oświecenia, ale również średniowiecza, kiedy również powstawały utwory poetyckie o Herkulesie. Kontreformacja również nie miała dostatecznej siły, aby wyrzec się mitów. Pomimo nacisku na katolicką ortodoksję tematyka mitologiczna była jedną z głównych w sztuce. Oczywiście myśliciele kontrreformacji starali się sprowadzić postaci mityczne do roli alegorii cnót chrześcijańskich. Nie do końca im to wyszło, jak wiemy.
Również w życiu Tolkiena spór między mitem a alegorią miał ogromne znaczenie. Po pierwsze spierał on się z C.S. Lewisem, swoim przyjacielem i autorem "Kronik Narnii". To w wyniku tych sporów napisał Tolkien swoją "Mitopeję", w której broni wieloznaczności mitu przed prostacką jednoznacznością alegorii. Różnicę między otwartą wieloznacznością mitu a propagandowym wymiarem alegorii widać też przy porównaniu dzieł Lewisa i Tolkiena. Władcą Narnii uczynił Lewis lwa, który musiał zginąć w okrutnej ofierze i zmartwychwstać, aby ocalić Narnię. Podobieństwo do pewnej postaci z wierzeń chrześcijańskich było tu oczywiście zaplanowane w pełni świadomie. Obok sporu z Lewisem prowadził Tolkien również spór z samym sobą. Wcześnie osierocony Tolkien wychowywał się u katolickiego księdza hiszpańskiego pochodzenia. Pisarz stał się zatem gorliwym katolikiem i chciał nadać swojemu mitowi Śródziemia jak najbardziej chrześcijański wymiar. W większości mu to nie wyszło, z czego zdawał sobie sprawę żaląc się w listach do przyjaciół i chcąc nawet przebudować swój mit w stronę chrześcijańskiej alegorii. Pisarz Tolkien zwyciężył z Tolkienem wyznawcą w trakcie pisania "Władcy Pierścienii". Śródziemie powstało dzięki filologiczno - historycznym pasjom pisarza, a nie dzięki jego religijności.
Choć na czele tolkienowskiego świata stoi bóg Eru, to jest to w dużej mierze świat politeistyczny, pełen bogów i półbogów, oraz boskich herosów. Ludziom w świecie Tolkiena towarzyszą inne istoty - elfy, krasnoludy, orki, gobliny, entowie, hobbity i wiele innych. Ze współczesnych religii najbardziej ten świat przypomina wierzenia hinduistyczne, a tak naprawdę oparty jest na mitologii germańskiej i skandynawskiej. Tolkien był zresztą znakomitym tłumaczem "Boewulfa", anglosaskiego eposu. W idei magicznego skarbu, którego za wszelką cenę trzeba się pozbyć musiał, moim zdaniem, wzorować się Tolkien również na wagnerowskim "Pierścieniu Nibelungów", do czego za żadne skarby by się nie przyznał, czując po Wielkiej Wojnie głęboki uraz do Niemców (jak i do Francuzów, nota bene). Swoją drogą sam pisarz, urodzony w będącej dominium brytyjskim Połudnowej Afryce, miał niemieckie korzenie.
Mógłbym jeszcze długo i z przyjemnością pisać o Tolkienie, ale skupię się na samym micie. Wielu ludzi zastanawia się nad tym, dlaczego to akurat w Europie narodziła się nowoczesność, oświecenie i rewolucja przemysłowa. Dlaczego to nie Chiny, Indie albo Imperium Otomańskie zapoczątkowały nowoczesność? Złożyło się to na to oczywiście wiele przyczyn, ale moim zdaniem jedną z najważniejszych było to, że Europejczycy nigdy nie podporządkowali się jednej narracji określającej rzeczywistość i kondycję ludzką. Obok chrześcijaństwa elitom naszej cywilizacji zawsze towarzyszyły mity grecko - rzymskie. Pomimo inkwizycji i innych prób wymuszenia religijnej jednomyślności i ortodoksji, wykształcony Europejczyk miał obok swej religii zupełnie do niej nieprzystające mity jako punkt odniesienia. Było to oczywiste wezwanie to wolnomyślicielstwa i samodzielnego badania świata. Czasem to szukanie innych punktów odniesienia było dość pragmatyczne. Starczy choćby wspomnieć tematykę erotyczną w malarstwie. Mity greckie bardziej się do tego nadawały, niż opowieści o Jezusie.
Inne cywilizacje, islamska, hinduistyczna, jak również buddyjska nigdy nie dorobiły się mitu mogącego rywalizować z dominującą religią. Dlatego mniejszy był u nich nacisk na to, aby kwestionować odziedziczone wierzenia i obyczaje.
Wracając na koniec do pisarstwa Tolkiena, uważam, iż nie jest to czysta rozrywka, albo nawet kicz, jak chcieliby podsumować "Władcę Pierścieni" niektórzy miłośnicy bardziej typowej literatury pięknej. Wewnętrzny i zewnętrzny konflikt, który stworzył Gandalfa, Froda Bagginsa i Galadrielę jest echem tego, co było istotnym źródłem płodności naszej cywilizacji, czyli walki mitu z dominującą religią. Również dzisiaj, jak przypuszczam, świat Tolkiena pomaga osobom zbyt ufnym co do swojej religii w uzyskaniu choć szczypty sceptycyzmu wobec swoich przekonań. Tolkien dowiódł bowiem na naszych oczach, że nie trzeba bogów i bogiń, ani też tysiącleci tradycji ustnej, aby budować rozległe gmachy wyobraźni.