Brytyjczycy wybrali "wolność". Ale czy rzeczywiście wiedzieli co czynią?
Brytyjczycy wybrali "wolność". Ale czy rzeczywiście wiedzieli co czynią? internet

Brexit to wynik demokracji bezpośredniej. Wcześniej głosowali Holendrzy. U nich nie chodziło o wyjście z UE, ale o podpisanie umowy ratyfikacyjnej z Ukrainą. Liderzy holenderskich partii skrajnie lewicowych i prawicowych wykorzystali temat, aby dać w nos swojemu rządowi i Unii Europejskiej. Ukraińcy nie mieli dla nich w tej rozgrywce żadnego znaczenia, choć powinni byli mieć. Mimo to „ciemny lud to kupił” i zwolennicy dawania w nos UE i własnemu rządowi z pomocą instrumentalnie potraktowanych Ukraińców zwyciężyli.

REKLAMA
A może było jeszcze inaczej? W Holandii zaczęła stawać się popularna teoria spiskowa, wedle której to Ukraińcy skierowali samolot na niebo ponad strefą konfliktu, aby dodatkowo zrazić Zachód do Putina. Jeśli holenderscy wyborcy kupili tę bajkę, tym gorzej to świadczy o demokracji bezpośredniej w ich kraju.
W przypadku Brexitu nie zniszczono na szczęście żadnego samolotu, ale wygląda na to, że wielu głosujących za wyjściem UK z Unii Europejskiej nie do końca wiedziało co czynią. O tym, czym jest Unia Europejska część „bezpośrednich demokratów” postanowiła się dowiedzieć już po zagłosowaniu za Brexitem.
Głównym bohaterem demokracji bezpośredniej jest uśredniony wyborca. Jest to niestety postać dość groteskowo – skrajnie łatwo ulegająca emocjom, bezgranicznie naiwna wobec swoich ulubionych medialnych guru (najlepiej barwnych i głośnych) i nie mająca bladego pojęcia o tym, że można czytać o polityce w kraju.
Mam wrażenie, że gdyby dawać pod orzeczenie głosu demokracji bezpośredniej trudne sprawy, przerazilibyśmy się wynikami. W trakcie powszechnego głosowania nad jakąś decyzją rządzą tylko emocje i statystyki. Nie ma miejsca na odcienie szarości, na dostrzeganie niuansów danej sytuacji. Nie może istnieć rzecz mająca swoje wady i zalety. Albo są wady, albo są zalety. Nic ponadto. Czarne musi być czarne i białe musi być białe. Jak coś jest szare lub niebieskie i tak musi być czarne albo białe.
Wyobraźmy sobie różne tematy referendów (nie ważne w jakim kraju) i wyobraźmy sobie też ich wyniki:
1. Czy należy rozdać wszystkim po 1000 euro kosztem zadłużenia kraju. Tak czy nie?
2. Czy należy znacjonalizować zagraniczne firmy działające w naszym kraju i rozdać ich majątek wyborcom? Tak czy nie?
3. Czy wolno wydalić z Polski (Francji itd.) osobę, która zajęła miejsce pracy Polaka? Tak czy nie?
4. Czy należy zagłosować za wolnością i wyzwolić się spod jarzma UE? Tak czy nie?
5. Czy politycy powinni zarabiać 1000 złotych miesięcznie, płacić za transport publiczny i nie mieć za darmo hotelu poselskiego? Tak czy nie?
6. Czy Polska powinna wydawać 60 milionów na ambasady, czy też usunąć wszystkie ambasady i rozdać te pieniądze wyborcom? Tak czy nie?
7. Czy powinniśmy płacić wat i podatki? Tak czy nie?
8. Czy obcokrajowiec może być szefem w polskim oddziale korporacji? Tak czy nie?
9. Czy warto wspierać z podatków muzea i filharmonie, co daje kwotę iluś tam milionów złotych, które w innym razie można rozdać wyborcom? Tak czy nie?
Listę takich tematów referendów można ciągnąć w nieskończoność i wyobrażać sobie, jak zadziała demokracja bezpośrednia w zetknięciu z nimi.
Ja sam uważam, że demokracja pośrednia ma więcej sensu. Oczywiście, wybieramy czasem bardzo źle, a nawet groteskowo naszych przedstawicieli, ale oni i tak mają czasem okazję ustalać mniej zerojedynkowe strategie w konfrontacji ze swoimi politycznymi przeciwnikami wybranymi przez naszych sąsiadów. Wybrani w demokracji pośredniej przedstawiciele mogą też konstruować jakieś strategie polityki i rozwoju kraju, co nie byłoby łatwe, gdyby nad każdą decyzją musieli głosować wszyscy bezpośrednio. Wtedy decyzje krok po kroku i związane z nimi długoterminowe strategie przestałyby być możliwe.
W demokracji bezpośredniej ciężko coś ustalić. Jest tylko proste głosowanie, zaś śledzenie debat na temat meritum tego głosowania nie jest zbyt częste. Dlatego UE będzie przegrywać wszędzie tam, gdzie dojdzie do referendum. Oczywiście są argumenty przeciw UE, ale są też za. Uwzględnienie tego wszystkiego w jednorazowej decyzji popełnianej przez osoby w większości nie zaznajomione z tematem nie będzie możliwe. Wygrają emocje i populizm, a ciężko być populistą zachwalającym brak radykalnej „dobrej zmiany”.