
Zjawisko, które można zamknąć w tym porzekadle staje się powoli jedną z największych bolączek polskiej (i nie tylko) debaty publicznej. Czasem ciężko skrytykować cokolwiek, aby z jakiejś szafy nie wypadł ów przysłowiowy osobnik do bicia służący zbagatelizowaniu i ominięciu niewygodnego tematu.
REKLAMA
Niedawno nasz kraj odwiedził prezydent USA i na szczycie NATO nie zawahał się skrytykować naszego rządu za podważanie konstytucyjnego porządku państwa. Jaka była odpowiedź zwolenników krytykowanej partii? Wskazali na konflikty na tle rasowym w Stanach Zjednoczonych, owocujące ofiarami wśród policjantów i Afroamerykanów. Oczywiście w rzeczywistym świecie są to argumenty bez sensu. Problemy rasowe w jednym państwie nie są rzeczą uniemożliwiającą krytykę łamania ładu konstytucyjnego w państwie drugim.
Po ciągłych zamachach terrorystycznych dokonywanych na tle radykalnego islamu lewica odpowiada na krytykę tych zjawisk dołączając inne zdarzenia. Na przykład w taki sposób: "Muzułmanin rzucił się w bawarskim pociągu na pasażerów krzycząc Allachu Akbar, ale pięć dni temu kibic WKS Śląsk pobił Portugalczyka". To też zupełnie bez sensu. Agresywne działania kiboli nie są przyczyną działań dżihadystów, poza tym kibic WKS Śląsk urodził się w Polsce i jego agresja to zrodzony u nas problem (który powinniśmy leczyć u siebie i którego nie powinniśmy eksportować), natomiast afgański radykał przyjechał do nas i jest to problem importowany.
Innym przykładem dołączania zdarzeń do obecnych faktów są konstrukty myślowe typu: "w 14 państwach muzułmańskich skazuje się na śmierć ludzi, którzy porzucili islam". Podczepione zdanie brzmi na przykład tak - "ale chrześcijanie mieli inkwizycję". W takich jakże częstych sytuacjach, aby nie przenosić się z "a u was biją Murzynów" do XVI wieku, staram się dodawać informację "chodzi mi o rok 2016, czasy w których żyjemy. W roku 2016 chrześcijanie nie skazują na śmierć za odejście od chrześcijaństwa". Ta dość rozsądna uwaga niestety nie pomaga, ideologiczne zagrywki dyskutantów nie słabną.
Kolejnym, bardzo częstym przykładem zasady "a u was biją Murzynów" jest oczywiście krytyka PO w odpowiedzi na krytykę działań PiSu. Istnieje spora grupa internautów, która na jakąkolwiek krytykę PiSu odpowiada "ale PO też to robiło". Abstrahując już od tego, że jednak PO było znacznie spokojniejsze w zawłaszczaniu państwa, o czym przekonamy się łatwo porównując choćby media publiczne za PO i za PiS, czy stosunek do stojącej ponad rządami konstytucji, pozostaje i tak pytanie: "no i co z tego?". Przecież teraz rządzi PiS. Kaczyński nie jest już liderem opozycji, ale rządzi krajem. To co kilka lat temu robiło PO nie jest żadnym argumentem, który rzeczywiście zbijałby krytykę obecnego rządu.
Taktyka przenoszenia winy na bezsensowne artefakty jest oczywiście "krótką piłką", szybko się zużywa. Im dłużej będzie rządził PiS tym mniejszą siłę będzie miała "wina Tuska". Im więcej ludzi ucierpi w Europie od islamskich fanatyków, tym częściej ludzie będę umieli rozróżnić problemy lokalne od tych importowanych. Im mniej będzie ochrony konstytucyjnej obywatela, tym częściej będziemy zdawać sobie sprawę z tego, że brak ochrony konstytucyjnej obywatela RP może wytknąć każdy, również polityk, który ma problemy we własnym kraju. Jedynym problemem jest czas. Im szybciej debata publiczna uwolni się od "a u Was biją Murzynów" tym mniej twardy i okrutny będzie powrót do realności.
