Czy chcemy, czy nie chcemy, internet staje się coraz bardziej znaczącym medium jeśli chodzi o budowanie naszych światopoglądów czy o walkę polityczną. Politycy nie umiejący się poruszać w internecie (lub nie umiejący wybrać odpowiednich specjalistów do tego) coraz częściej przegrywają z osobami, które w intenecie czują się jak ryby w wodzie, lub choć potrafią znaleźć dobre ryby które będą dla nich w tej wodzie pływać.
Jacek Tabisz - ateista, poeta, muzyk, publicysta, badacz kultur orientalnych, od 2011 prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
Internet to skarbnica wiedzy i pole na którym wzrastają pozytywne inicjatywy. Ale internet to także masa bzdur i wiele ciemnych zaułków, w których rozkwita mowa nienawiści. W internecie czują się też nieźle wszelkiej maści fanatycy, nawet ISIS z powodzeniem rekrutuje tam swoich sadystycznych i pobożnych wojowników islamu.
Hejt w internecie jest jak pogoda. Choć często świeci słońce, to czasem pada deszcz. Sytuacja komunikacji internetowej sprzyja silnym emocjom i ostrym słowom, jak i pospiesznym, niedbałym i niesprawiedliwym sądom. W zwykłej rozmowie jej uczestnicy potrafią się zreflektować i zatrzymać się widząc nawzajem swoje reakcje niewerbalne, słysząc ton głosu, czując, że poszli o krok za daleko i robi się niemiło. W internecie, gdy piszemy komentarze, tego nie ma. Często najdrobniejsza nawet różnica zdań urasta do rozmiarów wojny totalnej. Jednocześnie szybko pisane komentarze i chowanie się starszych wpisów za nowszymi uniemożliwia wycofanie się z błędnej opinii, uzupełnienie jej, dopowiedzenie jej. Zwykłą strategią wielu dyskutujących w internecie jest bezwzględna obrona własnej opinii i wpisywanie jej szybko, bez dokładnego czytania głosów polemicznych.
W internecie nie brakuje osób, które komentują dany film czy artykuł w ogóle nie zapoznając się z komentowanymi materiałami. Czasem do komentarza wystarcza tylko krótki opis materiału, czasem komentowany jest tylko sam tytuł. Takie komentarze są siłą rzeczy absurdalne i irytujące, nawet jeśli są pozytywne w treści. Chęć powiedzenia czegoś bez chęci poznania omawianej rzeczy to jedno z głównych źródeł hejtu w internecie. Nie ma tu większego znaczenia, czy owe komentarze pisane ad hoc są miłe, czy niemiłe. Budują one atmosferę absurdalności, która zwiększa atmosferę agresji u innych komentujących.
Do internetu mamy różne nastawienie. Najbardziej niebezpieczni są cierpiący na nadaktywność autorzy szybkich komentarzy nieoglądniętych/nieprzeczytanych treści, oraz dumni milczkowie, czujący, iż są „ponad tym”. Dumny milczek zazwyczaj radzi ofiarom hejtu niereagowanie, głosi złotą zasadę „iż milczenie jest złotem”. Widziałem jednak wielu milczków radzących zaprzyjaźnionym osobom znoszenie istnych tortur i wielkich upokorzeń, którzy wybuchali wściekłością, gdy ktoś ośmielił się ich choć trochę skrytykować, wcale nie hejtersko. Wydaje mi się, że większość zwolenników „milczącego złota” wcale nie radzi dobrze swoim współrozmówcom, ale po prostu ma wielkie ego, na którym można by dmuchać balony w jakimś dużym lunaparku.
Stąd wynika moja pierwsza rada – jeśli bierzemy udział w jakiejś rozmowie i widzimy, że na kogoś rzucili się hejterzy, brońmy go. Nie myślmy sobie, że „milczenie jest złotem”. Czasem wystarczy po prostu napisać: „Iksiński przedstawił swoje poglądy, teraz ty przedstaw własne, albo milcz. Zawód matki Iksińskiego, czy jego aparycja nie są tu tematem...”.
Hejt jest często mylony z innym od własnego poglądem. Nie ma gorszej rzeczy w internecie, jak wykluczyć z komentarzy, czy z udziału w dyskusji osoby ośmielające się krytykować nasze ukochane idee i ideologie. Wtedy powstaje internetowa sekta, klub „jedynie słusznej myśli”. Takie sekty są niejako automatycznymi ogniskami hejtu w internecie. Z jednej strony budują u siebie pogardę dla osób myślących niezgodnie z dogmatami sekty, z drugiej strony wzbudzają do siebie agresję u osób widzących nieracjonalny często przekaz tychże sekt (przekaz jednostronny zawsze jest irracjonalny), ale nie mogących się do tego odnieść. Z badań i zachowań internautów wynika, że nie lubią oni cenzury. Tym niemniej jest ona często stosowana, co niszczy jakość sieciowej komunikacji.
Oczywiście pluralizm i otwartość ma prawo być ograniczona w portalach i dyskusjach mających charakter specjalistyczny. Na portalu filatelistycznym rzeczywiście można usunąć komentarze typu „zbieranie znaczków jest durne”. W tym momencie sprawa jest jasna – jeśli ktoś nie lubi zbierania znaczków, to niech nie wchodzi na dyskusje filatelistów. Ale gdy na danym portalu porusza się tematykę społeczną lub polityczną, nie można zakładać, że ktoś mający inne poglądy polityczne czy społeczne jest z automatu hejterem...
Innym błędem rodzącym więcej hejtu jest nieodróżnianie krytyki idei i ideologii od ataków personalnych. Moim zdaniem w internecie powinno się móc krytykować ostro każdą ideę i ideologię. Jeśli ktoś jest słaby w tej krytyce, nie trzeba go od razu banować, wystarczy pominąć jego komentarze i „nie karmić trolla”. Jeśli ktoś jednak uzasadnia, dlaczego nie lubi bliskich nam idei, jest cennym gościem w naszym świecie. Jeśli każde podważenie naszych przekonań traktujemy jako atak, budujemy wtedy sektę, klub wzajemnej adoracji, które są poważniejszym rozsiewnikiem hejtu w internecie niż nasz zbanowany krytyk.
Najlepszym lekarstwem na hejt jest spokój, ale nie złote milczenie. Jeśli ten spokój okrasimy żartem, ironią, a nawet sarkazmem, tym lepiej dla nas i dla całej dyskusji. Oczywiście w sieci zdarzają się też pomówienia i groźby karalne, ale do worka z napisem hejt wrzuca się też znacznie łagodniejsze zachowania.
Innym dobrym lekarstwem na hejt jest solidarność. Jeśli gdzieś dyskutujemy, postarajmy się, aby nam trochę na tej dyskusji zależało. A jak nam nie zależy, zróbmy coś innego – posłuchajmy muzyki, pójdźmy na spacer, poczytajmy książkę... Gdy jednak nam zależy na dyskusji, zapomnijmy o tym nieszczęsnym „złocie milczenia”. Wręcz przeciwnie – brońmy innych uczestników dyskusji, jeśli zostaną zhejtowani poniżej pasa. Jeśli uda nam się bronić w ten sposób również tych dyskutujących, z których poglądami się nie zgadzamy, będzie naprawdę dobrze!
Wiele hejtu wypływa z niedbałości i złośliwości, ale nie jest to autentyczna mowa nienawiści. Czasem to my przyczyniamy się do tej niedbałości, komentując entuzjastycznie artykuł, z którego poznaliśmy tylko tytuł i o którym sądzimy, iż „autor jest po naszej stronie”. Należąc do światopoglądowej sekty jesteśmy już na starcie agresorami wobec inaczej myślących, nawet jeśli nasze komentarze są bardzo uprzejme (wtedy tym bardziej widać naszą sekciarską i samozwańczą wyższość).
A co zrobić z autentyczną mową nienawiści? Co wtedy, gdy hejterzy cieszą się z tego, że nastolatek wyzywany od gejów się zabił, albo gdy dziennikarz nazywany jest „niemiecką k..wą” bo ośmielił się zabiegać o wsparcie dla kombatantów AK, choć nie wywodzi się z prawicowych mediów? Cóż, za takimi reakcjami stoi okrucieństwo obecne w naszej naturze. Czasem też brak zrównoważenia psychicznego, jakiś silny kompleks niższości czy inne, poważniejsze patologie. Można wtedy nagłaśniać personalia hejtera, choć radziłbym unikać tego, jak się da. Ktoś zachował się skrajnie okrutnie, ale może po prostu miał bardzo zły dzień, a pracę może stracić na wiele lat. Wydaje mi się, że uczciwie jest skontaktować się z taką osobą, żądając publicznego wycofania się z nienawistnych treści, a dopiero po ewentualnej odmowie sięgnąć po silniejsze środki. Oczywiście wolałbym, aby radość ze śmierci zaszczutego w szkole dzieciaka była oceniana przez sąd, a nie przez samosąd. Bo z samosądami bywa różnie. Czasem dokonuje się właściwej reakcji, czasem natomiast linczuje się człowieka, który pisząc głupoty był nietrzeźwy czy kompletnie załamany. Czasem jest to też zemsta za odmienne od naszych poglądy.
Na pewno warto promować w sieci wrażliwość i empatię. Internet jest wielkim osiągnięciem naszej cywilizacji, to tak naprawdę niezwykle pozytywne zjawisko, choć wykorzystywane również w bardzo zły sposób (dobrym przykładem jest tu werbowanie przez internet wojowników ISIS). Warto starać się pokazać ludziom, że nie ma aż tak wielkiej różnicy pomiędzy pogawędką twarzą w twarz, na żywo, a wymianą komentarzy w sieci. To tylko nasze złudzenie, że to jest aż tak inne, to tylko ewolucyjny, „zwierzęcy” atawizm.