Ten krótki esej będzie ciągiem moich kolejnych zdziwień. Nie chcę się w nim natomiast skupić na rozwijaniu tematu „dlaczego tak bardzo gardzę nacjonalistami”, bo w tym jest wielu lepszych ode mnie, którzy zresztą czasem gardzą nie tylko nacjonalistami, ale wieloma osobami o innych światopoglądach.
REKLAMA
Patrząc na to od strony liberalnej demokracji, którą w Europie przeważnie jeszcze mamy, nacjonalizm to pogląd uznający osoby pochodzące z danego narodu za główny punkt odniesienia na płaszczyźnie politycznej i społecznej. Tego typu pogląd nie powinien być rugowany z przestrzeni publicznej w pluralistycznym społeczeństwie demokratycznym. Z drugiej strony istnieją kosmopolici, uznający, że naród nie ma żadnego znaczenia, zaś państwo jest jakimś arbitralnie wyznaczonym obszarem o konkretnych prawach i takim a nie innym charakterze gospodarki.
Można się też odwoływać do szerzej pojętej tożsamości – ja na przykład lubię określać się jako Europejczyk, choć niestety Unia Europejska przeżywa ostatnio poważny kryzys i mam wrażenie, że ostatnio niektóre wartości są narzucane w niej siłą jako standardy, choć nie są one rzeczywistym wyborem mieszkańców Europy. Dlatego UE zaczyna się sypać, ale mam nadzieję, że jest to kryzys przejściowy, gdyż uważam, że oparcie się na wartościach naszej cywilizacji to ważny i pozytywny element tożsamości. Ważnym elementem tożsamości jest też dla mnie humanizm, człowieczeństwo. Jestem po prostu człowiekiem, podobnie jak Niemiec, Francuz, Chińczyk czy Hindus.
Wracając do innego rodzaju tożsamości, jaki reprezentują sobą nacjonaliści. Oczywiście mogą być nacjonaliści mieszczący się w ramach demokracji oraz prawa i tacy, którzy w swoim radykalizmie te granice przekraczają. Dopóki nacjonalista lobbuje za swoim światopoglądem w sposób pokojowy i zgodny z prawem, wszystko jest w porządku. Gdy nacjonalista chce narzucić swój światopogląd siłą, co często związane jest z dowolnym stosowaniem słowa „naród”, wtedy osoby stojące na straży prawa i demokracji powinny przeciwdziałać.
O co chodzi z dowolnym stosowaniem słowa „naród”, które często wiedzie do przemocy i bezprawia? Otóż niedawno odbyły się w Gdańsku uroczystości pogrzebowe Inki i Zagończyka, tzw. Żołnierzy Wyklętych. Były to osoby walczące o niepodległość Polski już po końcu II Wojny Światowej, a nie mogące się pogodzić z oddaniem Polski pod rządy Stalina i komunistów. Część lewicy, zwłaszcza tej starej, zauważa, iż część z tych osób była „bandytami”. To nie jest zbyt racjonalne, bo w latach 40ych czy 50ych istnieli prawdziwi bandyci i nie parali się oni walką z totalitaryzmem, która niemal zawsze kończyła się egzekucją takiego opozycjonisty. Jeśli ktoś w dajmy na to 1948 roku chciał być bandytą, to napadał, rabował i nie krzyczał „Precz z komunizmem! Wolna Polska!” etc. Napadał i rabował dla siebie, dla własnych interesów. Zbrojna opozycja antystalinowska poświęcała swoje życie, a nie je budowała. Oczywiście część ludzi walczących zbrojnie o niepodległość Polski po końcu II Wojny Światowej nie była wolna od poczucia krzywdy i chęci zemsty, nie była też zawsze w pełni obiektywna w swoich sądach.
W XXI wieku polscy narodowcy i nacjonaliści przygarnęli historię Żołnierzy Wyklętych i rzeczywiście silnie lobbowali za nagłośnieniem ich w dużej mierze nadal zapomnianej czy nadal zniekształconej przez dawną propagandę PRL historii. Pamiętam, jak mój znajomy lewicowiec, zajmujący się monitorowaniem środowisk kibicowskich, był zdziwiony tym, że „kibole zaczęli studiować historię Żołnierzy Wyklętych, przydzielając sobie konkretne osoby do badań, czy też do pamiętania”.
W jakimś sensie to, że Ci z kibiców, którzy lubią walczyć ze sobą i demolować czasem otoczenie, zaczęli się interesować na serio historią było bardzo pozytywne. Mój znajomy, po części zasadnie, obawiał się jednak, że ta świadomość historyczna ma służyć budowie nowego mitu, który scali środowiska nacjonalistyczne w Polsce. To wszystko działo się jeszcze w połowie rządów PO, nie było wcale wiadomo, czy PiS kiedykolwiek wróci do władzy. PiS budował wtedy, jak już wiemy z sukcesem, mit „zdrady Okrągłego Stołu” i mit „Zamachu” Smoleńskiego. Mity PiSu były i są nieprawdziwe, w przeciwieństwie do historii Żołnierzy Wyklętych. Tak swoją drogą środowiska narodowców wiele tracą godząc się na zestawianie tych prawdziwych i nieprawdziwych mitów...
Przenieśmy się teraz w czasy współczesne. Jest pogrzeb Inki i Zagończyka. Na placu przed sławnym gdańskim Kościołem Mariackim obecne są liczne rzesze polskich nacjonalistów. ONR, Młodzież Wszechpolska, środowiska kibicowskie etc. Wewnątrz kościoła prezydent Andrzej Duda nadal buduje mit „zdrady Okrągłego Stołu” (sugerując bardzo złe rzeczy po 89 roku), choć pewnie jest też, poza tą propagandą, szczerze wzruszony możliwością upamiętnienia dzielnych Polaków, których szczątki znaleziono parę lat temu dzięki ogromnej pracy odpowiedzialnych za to osób.
Na placu pojawia się grupa osób z KOD z flagą (albo dwoma flagami) Komitetu Obrony Demokracji. Z tłumu przed kościołem dochodzą coraz bardziej gniewne głosy, wreszcie nacjonaliści zaczynają napierać na KODerów i ci, pod eskortą policji, muszą uciekać z miejsca uroczystości. Na jednym z nagrań nacjonalisty widzimy radość, że wypędzono „te komunistyczne śmieci”, ale z drugiej strony widzimy też troskę o przewrócone dziecko, oraz humor polegający na tym, że jeden z nacjonalistów oskarżony przez panią z KOD o to, że bije kobietę żartuje sobie, iż jest gejem i nie lubi kobiet. Koniec końców wygnanie KODerów z miejsca ceremonii zostaje uznane przez pobliskich nacjonalistów za sukces, co wyraża się w coraz głośniejszych okrzykach antykomunistycznych.
Jako, że uważam, iż słońce liberalnej demokracji świeci dla wszystkich, zarówno dla nacjonalistów, jak i dla internacjonalistów, zamiast rwać szaty z rozpaczy, na co może jeszcze będzie pora, zapytam się nacjonalistów o to, czy był to rzeczywiście sukces? Czy wypędzenie KODu z uroczystości pogrzebowych było zwycięstwem? Czy rzeczywiście był to powód do radości wyrażanej zresztą w komiczny sposób, bo prawdopodobnie nikt z wygnanych z placu nie był komunistą? Nie lepiej było pokazać, że od lat współuczestniczycie w przywracaniu pamięci o Żołnierzach Wyklętych i wasze wysiłki zostały zwieńczone sukcesem? Prócz tego zarówno Mateusz Kijowski, jak i wszyscy inni KODerzy, których wygnaliście z placu, byli Polakami. Więc co to za nacjonalizm, że wyganiacie Polaków ze mszy, której jesteście po części gospodarzami? Ci z KOD mieli inne poglądy niż Wy? To Wam przeszkadzało? Ale czemu? Przecież właśnie odnosząc sukces dotyczący upamiętnienia Inki i Zagończyka pokazaliście, że część Waszych poglądów działa, że idziecie do przodu.
Prócz tego skąd ta nienawiść do KOD? KOD jest obecnie w opozycji do PiSu, jest często wymieniany wręcz jako główna siła opozycyjna wobec partii rządzącej. Z jednej strony zawsze chciałem, aby część Polaków zamiast „z miejsca” nienawidzić polityki wspierała czasem rząd. Bez odrobiny zaufania dla wybranych w wyborach, demokracja działa raczej źle... Ale bez przesady. Skąd to fanatyczne oddanie PiSowi tak dużej części prawicy? Nie wiem jak widzą to nacjonaliści, ale patrioci widzą to tak, że nie ma dobrych rządów bez sprawnej opozycji. Zastraszanie i kneblowanie opozycji nie służy Polsce.
