Niebawem zostanie przesłany do Ministra Zdrowia i do Rektora UJ społeczny protest przeciwko szykanowaniu prof. Jana Hartmana. Trwa zbieranie pod nim podpisów drogą internetową. Zdaniem autorów protestu bezpośrednią przyczyną szykan jest bezkompromisowa krytyka Kodeksu Etyki Lekarskiej, wyrażona przez profesora w wywiadzie dla Medexpress z 13 czerwca.
Jacek Tabisz - ateista, poeta, muzyk, publicysta, badacz kultur orientalnych, od 2011 prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
Inicjatorzy społecznego protestu piszą: "Liczne publikacje oraz listy kierowane przez wysoko postawione osoby do Ministra Zdrowia oraz Rektora UJ, pozbawione jakichkolwiek argumentów polemicznych w stosunku do zarzutów stawianych przez prof. Hartmana mają charakter wyłącznie personalny, a ich celem jest wywarcie presji na Ministra oraz Rektora, by podjęli kroki przeciwko prof. Hartmanowi." Wskazuje to moim zdaniem na problem znacznie szerszy, czyli silnie obecny w Polsce autorytaryzm, uniemożliwiający częstokroć jakąkolwiek debatę. Wielu Polaków, w tym przedstawiciele elit intelektualnych i politycznych, żyje w rzeczywistości magicznej, wypełnionej przez ikony i święte postacie, których nie można skrytykować, zaś bronić ich należy bezwzględną siłą mającą po prostu uciszyć bluźnierczych krytyków. Ja również, choć oczywiście nie jestem specjalistą od bioetyki, nie zawsze zgadzam się z poglądami prof. Hartmana w tym zakresie. Ale do głowy by mi nie przyszło, aby zamiast dyskutować z tymi poglądami, po prostu starać się je wykreślić z przestrzeni publicznej. W Polsce nieznane są też granice wolności wypowiedzi. Gdy przed prof. Hartmanem zatrzaśnięto wrota UMCS w Lublinie, gdzie był zaproszony przez Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów i Fundację Wolność od Religii, wielu ludzi oceniających tę sytuację nie rozumiało różnicy pomiędzy zakazem przedstawienia poglądów nie będących mową nienawiści a zakazem wpuszczania na uniwersytety ultraprawicowych bojówek, z rodzaju tych, które chciały uniemożliwić niedawny wykład prof. Baumana we Wrocławiu.
Inicjatorzy protestu przeciwko szykanowaniu prof. Hartmana piszą dalej: "Każdemu wolno nie zgadzać się ze stanowiskiem prof. Hartmana i go krytykować, lecz czym innym jest krytyka, a czym innym szykany. Każdy, zarówno prof. Hartman, jak jego krytycy, ma prawo bezpiecznie korzystać z przysługujących mu praw wolności opinii i swobody wypowiedzi. Żądanie, by Rektor UJ poczynił kroki w stosunku do prof. Hartmana a Minister Zdrowia usunął go ze składu Zespołu do Spraw Etyki w Ochronie Zdrowia są rażącym naruszeniem zasady poszanowania dla wolności słowa i swobód akademickich. Działanie takie jest niepokojącym przykładem skłonności autorytarnych i arogancji w życiu publicznym." Ciężko się z tymi słowami nie zgodzić. Cóż takiego zrobił prof. Hartman, żeby Rektor UJ "poczynił odpowiednie kroki"? Dlaczego w Zespole do Spraw Etyki mieliby zasiadać tylko ludzie pokorni i spolegliwi, najlepiej popierający w milczeniu wszystko co do niego wpłynie? Czy w ogóle przy takich założeniach Zespół do Spraw Etyki byłby potrzebny?
Sądzę, że warto się teraz przyjrzeć owemu wywiadowi z prof. Hartmanem w Medexpresie, który zainicjował polowanie na Hartmana. Na wstępie profesor zauważa element solidarności korporacyjnej zawarty w KEL: "Najsilniej chronioną wartością jest prestiż zawodu i dyskrecja w kwestiach nadużyć. Aż w pięciu miejscach KEL napomina lekarzy, by nie „dyskredytowali kolegów”, zapędzając się aż do zakazu krytyki samorządu lekarskiego w mediach (art. 59) oraz publikowania w nich „odkryć i spostrzeżeń związanych z wykonywaniem zawodu” (art. 48). Tylko raz za to wspomina się o prawie (nie obowiązku) lekarza do informowania władz o nieprawidłowościach w postępowaniu innego lekarza." Sądzę, że zwrócenie na to uwagi nie powinno owocować zamykaniem ust i wyciąganiem jakichś karnych konsekwencji, a wręcz przeciwnie. Ta opinia jest moim zdaniem ogromnie cennym punktem odniesienia dla osób, którym KEL leży na sercu. A komu leży? Oczywiście lekarzom i wszystkim, których stan zdrowia będzie wymagał ich pomocy. A na starość nawet osoby o końskim zdrowiu przeważnie są skazane na pobyt w szpitalach.
Faktem jest, że wypowiedzi prof. Hartmana są utrzymane w mocnym, polemicznym stylu i są niepozbawione ironii. Przykładem jest krytyka Przysięgi Lekarskiej: "Bo zawód dostępny jest wyłącznie dla tych, którzy mieli szczęście uczyć się u Mistrzów: „Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza…”. Witaj, młody lekarzu, w feudalnej krainie bufonady i hipokryzji! Czyżbyśmy nie byli ci Mistrzami, synku?" Moim zdaniem ta wypowiedź jest za ostra i nieco na wyrost, bo przecież określenie "Mistrzowie" w odczuciu wielu wyrasta z chęci nadania przysiędze uroczystego i nieco archaizującego charakteru. Nie można też nie zauważyć, że zawód lekarza to nie najłatwiejsza droga w życiu - edukacja jest kosztowna i długotrwała, wymagania ogromne, praca bardzo ciężka, przynajmniej dla osoby w nią zaangażowanej. Poznałem kiedyś rodzinę jednego z najlepszych chirurgów w kraju, który w zasadzie nie miał osobistego życia. Non stop, w nocy i w weekendy był wzywany do najtrudniejszych operacji. Mógł oczywiście odmówić, ale wiedział, że jeśli odmówi, ktoś kto mógłby żyć najpewniej umrze. I nie odmawiał. Taki człowiek nie tylko dla młodego adepta sztuk medycznych, ale również dla mnie, kompletnego laika w tym zakresie, jawił się jako "Mistrz". Szanujemy wybitnych uczonych, takich jak prof. Hartman. Z pewnością na podobny szacunek zasługują wybitni i oddani swojej sprawie lekarze. Tym niemniej na tle wcześniej zauważonego przez prof. Hartmana wezwania do solidarnej korporacyjności obecnego w KEL nawet powyższa uwaga, z którą się raczej nie zgadzam, ma jednak jakiś merytoryczny sens, który nie powinien owocować "wyciąganiem konsekwencji".
W dalszej części wywiadu pojawiają się kolejne krytyczne uwagi. Prof. Hartman pisze: "Art. 1, pkt 1 powiada, że „Zasady etyki lekarskiej wynikają z ogólnych norm etycznych”. Ha, a jakież to są te „ogóle normy etyczne”?" Z pewnością można się zgodzić, że przydałoby się skonkretyzowanie owych "ogólnych norm etycznych", a nie "wyciąganie konsekwencji" od śmiałego krytyka KEL. W krytyce: "Art. 13 mówi o prawie pacjenta „do świadomego udziału w podejmowaniu decyzji dotyczących jego zdrowia”." profesor Hartman uważa, iż sformułowanie "udział" ubezwłasnowolnia ludzi poddanych leczeniu, gdyż powinna to być tylko i wyłącznie ich decyzja. Widać tu silnie liberalną opcję krytyka KEL, z którą ja się nie w pełni zgadzam. Wydaje mi się, że niejeden pacjent nie ma bladego pojęcia o medycynie, i danie mu absolutnej wolności w zakresie strategii leczenia może być bardzo nieetyczne. Dlatego z mojej, zupełnie amatorskiej perspektywy (nie jestem ani bioetykiem, ani lekarzem, ale nie bądźmy autorytarni...), sformułowanie "udział" jest w tym wypadku jak najbardziej fortunne.
W krytyce KEL pojawia się też temat aborcji: "Art. 39 mówi, że „podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży lekarz równocześnie odpowiada za zdrowie jej dziecka. Dlatego obowiązkiem lekarza są starania o zachowanie zdrowia i życia dziecka również przed jego urodzeniem”. Pięknie. Tylko co w przypadku legalnie wykonywanej aborcji? O tym drażliwym temacie ani słowa." Jak widać niesprecyzowanie ogólnego kontekstu etycznego na którym ma się opierać w świetle KEL działalność lekarzy przynosi kontekst popularny, zaczerpnięty bezrefleksyjnie z otoczenia, w tym momencie zapewne katolicki.
Nie jest moją intencją omawianie wszystkich uwag prof. Hartmana do Kodeksu Etyki Lekarskiej. Chciałbym tylko zauważyć, iż żądania "wyciągnięcia konsekwencji" za taką krytykę są całkowicie niepoważne i szkodliwe. Przecież nawet w tym krótkim wywiadzie widać niesamowicie wiele otwartych drzwi do dyskusji, która może przynieść wiele nam wszystkim, bo przecież prawie każdy z nas będzie kiedyś pacjentem. Styl polemiczny prof. Hartmana jest w tym momencie ostry, ale przecież nie atakuje on konkretnych osób, lecz całą sytuację, jego zdaniem żenującą, jaką stwarza wiele zapisów KEL.