Zarzuty jakie Meller przedstawił Hartmanowi są znane polskim ateistom od lat. Nie tylko polskim - stąd liczne obrazki zrównujące wojujących ludzi wiary z "wojującymi" ateistami. Pierwsi mają bomby lub strzelby, drudzy siedzą przy laptopie, lub popijają herbatę odziani w koszulkę z wyzywającym napisem.
Jacek Tabisz - ateista, poeta, muzyk, publicysta, badacz kultur orientalnych, od 2011 prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
Jest to oczywiście pewne uproszczenie, bowiem ludzi dogmatycznych (zarówno aktywnych ulicznie, jak i siedzących za biurkiem) można znaleźć w każdym kręgu ideowym. Są dogmatyczni obrońcy środowiska, jak i technokraci, feministki i antyfeminiści, ateiści i teiści. Z osobą dogmatyczną bardzo ciężko jest rozmawiać, bowiem nie jest ona otwarta na głosy płynące z zewnątrz. Wie po prostu swoje i oczekuje całkowitej zgodności od otoczenia. Dogmatyk tej czy innej idei, słusznej, czy też niesłusznej, nie wymachuje wprawdzie strzelbą przed nosem, ale rozmowa z nim nie jest miła dla osób o innych poglądach.
Broniąc się przed uproszczeniem, znów popełniłem uproszczenie. Bo przecież prawdą jest zabawne powiedzonko Dawkinsa, z którego wynika, że każdy jest w zasadzie ateistą. Na świecie było przecież czczonych i jest nadal czczonych co najmniej kilkadziesiąt tysięcy bogów i bogiń. Chrześcijanin odrzucający Asztarte, Jowisza, Sziwę, Lakszmi, Junonę, Ozyrysa (etc.) odrzuca tylko o jednego boga mniej niż ateista. Czyli jest ateistą w 99,999 %, podczas gdy kłóci się z ateistą w 100%. Czy to, o czym tak zabawnie pisał i mówił Dawkins i co ja przytoczyłem, to wojujący ateizm? Nie sądzę. Tolerancja nie polega wcale na przydawaniu równorzędnego znaczenia wszystkim możliwym poglądom.
Istotą tolerancji i ateizmu z klasą jest mądra i rzeczowa krytyka teizmu, bez żadnej nienawiści czy też niechęci wobec teistów (co nie wyklucza demokratycznej walki o równe traktowanie teistów i ateistów w państwie, jeśli takiego brakuje). Każdy może się przecież mylić, niczyje poglądy nie są całościowo słuszne w 100%. Z pewnością niejeden teista wie więcej niż ja na temat historii II Wojny Światowej, czy sposobu uprawy bawełny. Ateizm może płynąć zarówno z chęci zrozumienia świata, jak i z prostej chęci bycia lepszym od pogrążonej w mitach większości mieszkańców planety Ziemia. Ten pierwszy ma sens i uważam, że jest ogromnie potrzebny. Ten drugi jest mi obcy i nieraz się przekonałem o tym, jak bardzo jest płytki.
Marcin Meller tak komentuje ostatnie akcje prof. Hartmana w Newsweeku:
"Czy ateiści w Polsce są szykanowani? Jest znacznie gorzej, robią z nas głupków, pajaców i jakichś kompletnie nierozgarniętych obciachowców. A kto to robi? Samozwańczy prezes polskiego ateizmu Jan Hartman, jego dwóch partyjnych kolegów Janusz Palikot i Armand Ryfiński oraz wielu innych, równie odjechanych obywateli, którzy postanowili zrobić z ateizmu pośmiewisko"
Czy Jan Hartman jest samozwańczym prezesem ateizmu? Nigdy nie rościł sobie takiego prawa. Jest osobą publiczną, która od lat nie ukrywa swojego ateizmu. Ostatnio ateizm Hartmana zrobił się bardziej wyrazisty, do czego każdy człowiek ma przecież prawo. Część ateistów cieszy się, że pojawiła się odważna osoba publiczna, która wyraża ich oczekiwania. Ja osobiście nie widzę nic szokującego w wypowiedziach Hartmana, choć nie zawsze się z nimi zgadzam. Sądzę, że ja osobiście jestem znacznie bardziej ateistyczny niż antyklerykalny, problem widzę w samej idei tej czy innej wiary, a nie w instytucjach je promujących, które są raczej konsekwencją tego pierwszego. Choć to też uproszczenie, bo wciąż mam w pamięci świetny wykład lubelski prof. Hartmana, gdzie mówił on o idei i mentalności "magiczno-plemiennej", przedstawiając klerykalizm jako tychże konsekwencję.
Jeśli chodzi o Janusza Palikota, to faktem jest, że jego partia wprowadziła w przestrzeń naszego kraju silny element antyklerykalny i krytyczny wobec teizmu. Uważam, że było to i jest szalenie potrzebne. Jeśli zaś chodzi o metody działania, to trudno dogodzić każdemu. Zawsze zdarzą się tacy, którym wydadzą się zbyt prostackie, albo zbyt intelektualne, zbyt słabe, lub zbyt mocne. Na pewno te wszystkie wypowiedzi, happeningi i działania, które miały do tej pory miejsce ze strony Ruchu Palikota i obecnie, Twojego Ruchu, nie były obliczone tylko na przyciągnięcie uwagi. Chodziło i chodzi o zmianę myślenia naszych rodaków i ten cel oceniam bardzo pozytywnie, dostrzegając jednocześnie, że raz udawało się lepiej, a raz gorzej. Poseł Armand Ryfiński potrafi pisać mocne rzeczy, niekiedy może nawet przerysowane. Ale faktem jest, iż stara się uczestniczyć we wszelkich działaniach prolaickich i nie chodzi mu tylko o zdobycie uznania. Moim zdaniem, chce pozytywnej zmiany i jest to szczere.
Marcin Meller pisze dalej:
"Bycie ateistą nie oznacza, że krytyka tegoż Kościoła i tychże księży musi być plugawa i prostacka. Bycie ateistą nie oznacza, że muszę być nieokrzesanym chamem celującym w słabe punkty ludzi, by ich jak najboleśniej obrazić. Bycie ateistą nie oznacza, że muszę paradować w biskupiej sutannie po ulicach z półgołymi zakonnicami i nazywać obraz Czarnej Madonny bohomazem. Bycie ateistą nie oznacza, że skoro jest Rydzyk, to mam uznać, że Palikot jest moim reprezentantem. Bycie ateistą nie oznacza, że odpowiedzią na Sakiewicza i Karnowskich ma być Hartman. Bycie ateistą nie oznacza, że skoro tamci mają Pawłowicz, to my cieszmy się Ryfińskim. Bycie ateistą nie oznacza, że masz mieć wizerunek opętanego oszołoma, zatrutego własną żółcią i obsesjami."
Tu z częścią tez mogę się zgodzić. Faktem jest, że czarne madonny, obrazy powstałe w warsztatach bizantyjskich, które swego czasu rozeszły się po łacińskiej Europie, to nie są bohomazy. Wręcz przeciwnie - to bardzo udane dzieła sztuki swoich czasów. Ale, z drugiej strony, osobie, która chciała uszkodzić jeden z takich obrazów, nie należy nakładać wyższego wymiaru kary, niż za uszkodzenie innego dzieła sztuki porównywalnej wartości. A pamiętam posła Biedronia, też z Twojego Ruchu, który bronił takiego właśnie sprawiedliwego podejścia. Znów - nie spotkałem się z tym, aby Janusz Palikot oczekiwał uznania siebie za oficjalnego reprezentanta wszystkich ateistów. Ani też poseł Ryfiński nie żądał uznania dla siebie na miarę posłanki Pawłowicz. Być może w odczuciu niektórych Armand Ryfiński łamie pewne obyczajowe tabu dotyczące krytyki świętości. Być może robi to "po bandzie". Jednak mam wrażenie, że to raczej posłanka Pawłowicz uważa konkretnych ludzi za "zło wcielone". Idee można poniżać. Jeśli są tego warte, "przeżyją". Nie mają swojego systemu nerwowego. Gorzej z ludźmi. Choćby z tymi, którzy nie mieszczą się w prostym, katolickim podziale płci na panów i panie. Lepiej wyśmiać wszystkie ikony świata, czy wyśmiać jakiś zawód, niż uważać gejów za "nieludzi". Ikona to tylko obraz, zawód nie jest (nie powinien być) niczym osobistym, a gejem się po prostu jest, tak samo jak Żydem, Polakiem, kobietą czy dzieckiem. Istnieje tu ogromna różnica, którą wręcz należy zauważać.
Dlaczego "odpowiedzią na Karnowskich ma być Hartman"? Jest odpowiedzią dla tych, którym jego odpowiedź się podoba. To wszystko. Skoro dla pana Mellera Hartman nie jest odpowiedzią, to w porządku. Ja czasem zgadzam się z wypowiedziami Hartmana, a czasem nie. Nie mam z tym żadnych problemów.
Z inną rzeczą znów się zgadzam. Zdarzają się ateiści i antyklerykałowie, których postawa zatruta jest żółcią i obsesją. Takie zjawisko występuje przy każdym światopoglądzie i jest związane z nierozdzielaniem krytyki światopoglądów od krytyki ludzi. Moim sprawdzianem na obsesję i żółć u teistów jest na przykład uznawanie Dawkinsa za "wojującego ateistę". Tymczasem jego opinie są jasne, racjonalne i pobudzające do myślenia. Daleko tu do "wojowania", nawet takiego z kawą i przed komputerem...
Prof. Hartman pisze z kolei w Polityce:
"My, polscy ateiści, żądamy, by na warszawskim Rynku stanął wreszcie pomnik Kazimierza Łyszczyńskiego! Katoliccy Włosi znaleźli w sobie dość mądrości, by uczcić pomnikiem Giordano Bruno na rzymskim placu Campo de Fiori, gdzie został spalony na stosie. Każdy zna imię tego filozofa i męczennika, ofiary Kościoła. Czas, by Kazimierz Łyszczyński został polskim Giordano, a naród oddał mu należną cześć. Bo wszyscy spożywamy owoce jego męki".
Kazimierz Łyszczyński był pierwszym znanym polskim ateistą, do tego filozofem, który rzeczywiście przemyślał swoje poglądy, a nie tylko poczuł, że "coś tu nie gra". Część uwag Łyszczyńskiego do dziś jest aktualna, co świadczy dobrze o jego przenikliwości. Wystawienie mu pomnika (lub tablicy pamiątkowej) jest świetnym pomysłem, który moje stowarzyszenie postuluje od lat. Kontrowersyjne jest natomiast zdanie: "bo wszyscy spożywamy owoce jego męki". To takie trochę chrześcijańskie misteriów w negatywie... Ale z drugiej strony, gdy ponad rok temu Jan Reszka po raz pierwszy zapoznał mnie z ideą inscenizacji stracenia Łyszczyńskiego, po głębszym namyśle byłem za. Jest to niejako wpisanie się w bliską ogółowi Polaków martyrologiczną narrację, co może być szansą na lepsze dotarcie do świadomości ogółu. Choć, z drugiej strony, nie przesadzałbym z tym i raczej stawiałbym na promocję radości życia, tak charakterystycznej dla większości ateistów, pogodzonych ze swoim światem i zaciekawionych nim, jako jedynym i rzeczywistym domem.
Na koniec swojego artykułu prof. Hartman stwierdza, iż religie nie powinny być specjalnie chronione przed krytyką, a jeśli już, to te same prawa ochronne winny dotyczyć również ateizmu. Ja osobiście uważam, że idea, która nie może sprostać krytyce, jest po prostu słabą ideą. Zarówno teizm, jak i ateizm należy krytykować. Natomiast nie powinno się stosować mowy nienawiści wymierzonej przeciwko konkretnym ludziom i grupom społecznym. Nie należy twierdzić przykładowo, że geje są "grzesznikami" i ściągają klęski naturalne na miasta (tak - w XXI wieku są prominentni duchowni, którzy tak twierdzą!). Bez sensu i szkodliwe jest twierdzenie, iż "wszyscy teiści to idioci", "wszyscy ateiści są źli i niemoralni" etc. Takie twierdzenia budują bowiem stereotypy, które mogą być autentycznie szkodliwe dla ludzi.
Reasumując. Podobnie jak Meller i Hartman jestem ateistą. Nie zauważyłem, aby ktoś ostatnio ogłosił się "prezesem ateizmu", czy "przywódcą ateistów". Jeśli panu Mellerowi nie podoba się Hartmanowska koncepcja ateizmu, chyba najlepiej jest z jego perspektywy po prostu promować własną, Mellerowską. Nie wykluczone, że okaże się atrakcyjna dla wielu ludzi i wzbogaci ogólnospołeczną debatę.