To miejsce – dziś będące coraz powszechniej znaną atrakcją turystyczną – odkryłem równo 10 lat temu. Dzięki dziurze w płocie, przez którą potem, o różnych porach roku, przeciskałem się z rowerem. Wtedy wyglądało trochę inaczej niż dziś. Wiele nieobecnych już dziś widoków i detali utrwaliłem na zdjęciach. Ile wówczas wiedziałem o Kobierzynie?
Mniej niż zagadnięta parę dni temu para turystów z Japonii, którzy w „Conde Nast Traveller” natknęli się na listę atrakcji Krakowa i przeczytali o Kobierzynie. Minoru, architekt, był zachwycony założeniami urbanistycznymi ulokowanego na 52 ha zespołu 15 pawilonów szpitalnych i ponad 40 budynków administracyjnych, gospodarczych i mieszkalnych.
Jego żona, Satoko, pielęgniarka, jest zauroczona kompleksem parkowym z ogromem ponad stuletnich drzew. Z drona oraz na mapach zanurzony w zieleni zabytkowy kompleks kształtem przypomina motyla.
Alla z Ukrainy, informatyk, od trzech lat mieszka na niedalekim osiedlu i tutaj jeździ na rowerze lub biega. Z pór roku najbardziej lubi kobierzyńską jesień, kiedy – jak mówi – może brodzić w złotych liściach po kostki.
Jednak najbardziej fascynują ją te ciągle nie wyremontowane, opuszczone, budynki różnych oddziałów Krajowego Zakładu dla Umysłowo Chorych, jak kompleks nazywał się w 1917 r.
Alla siada na ławce i wpatrując się w okna z powybijanymi szybami rozmyśla o ludziach, pacjentach, którzy kiedyś tu przebywali.
Nie tylko Alla myśli o dawnych pacjentach. Uczestnicy wycieczek z przewodnikiem oraz ci, którzy jak Minoru i Satoko dotarli tutaj dzięki wyłowionym z czasopism informacjom muszą się zastanawiać: kim byli, skąd byli, jak wyglądali, jak ich wtedy leczono?
Można się o tym trochę dowiedzieć z reportażu, pt. „Wioska obłąkanych” Janusza Marji Brzeskiego wydrukowanego w „Kuryerze Literacko-Naukowym” z dni, 22.07.1935 r.:
„Łaźnia. W wannie stoi młody chłopak. Piersi ma sine w krwawe pręgi. Wali po nich swemi olbrzymiemi łapami i drze się w stronę okna. Na podłodze leży inny chory w ubraniu, z oczami przygasłemi, jak oczy pijanego. Jest to uciekinier, którego przed chwilą widzieliśmy jak przesadzał płot. W pozostałych wannach siedzą też chorzy. Wszyscy drą się jak opętani.
Wśród chlupotu – w tem dziwnem otoczeniu, siedząc w wannach – tworzą ci nieszczęśliwi jakiś ponury obraz, jakąś wizję Dantejską”.
Architekci: Władysław Klimczak, Zygmunt Jarlany, Andrzej Dodkowski i Tadeusz Zieliński
zaprojektowali i wybudowali obiekt w założeniu mający być samowystarczalnym miastem-szpitalem-ogrodem.
Zaplanowano tu wszystko: własną piekarnię, pralnię, elektrociepłownię, pracownie techniczne i różnego rodzaju warsztaty naprawcze, techniczne spełniające wymogi terapeutyczne. Działał tu folwark z hodowlą trzody, gospodarstwo rolne i ogrodnicze produkujące żywność dla prawie tysiąca pacjentów i personelu. Był teatr, boisko, kaplica i cmentarz.
W mieście – szpitalu realizowana była ówczesna koncepcja lecznictwa psychiatrycznego: pacjent był leczony i przysposabiany do życia po wyjściu ze szpitala.
Szpital kobierzyński zaliczany był wówczas do najpiękniejszych, najnowocześniejszych
i najbardziej funkcjonalnych placówek tego typu w Europie.
Szpital-miasto wybudowano w niezwykle konsekwentnym stylu architektonicznym wyraźnie nawiązującym do modernizmu niemieckiego i w bryle budynków i w detalach.
W czasie II wojny światowej nadzór nad szpitalem przejęli hitlerowcy. Bestialsko realizowano ideologię nazistowską zakładającą eliminację osób umysłowo upośledzonych i niepełnosprawnych. Rozpoczęto akcję wyniszczania pacjentów. Wielu z nich w latach 1940-1942 zmarło z głodu. 23 czerwca 1942 r. ponad 500 chorych wywieziono do Auschwitz
i zagazowano. Kilkudziesięciu najciężej chorych wielu narodowości, którzy nie nadawali się do transportu rozstrzelano i pochowano w zbiorowej mogile. Dziś w tym miejscu stoi pomnik upamiętniający tragedię Kobierzyna.
Zdarzenia z 1942 r. stały się kanwą powieści o młodym lekarzu, który po studiach znajduje pracę w szpitalu psychiatrycznym Stanisława Lema pt. „Szpital przemienienia”. Na wątku zagłady pacjentów oparł swój film pod tym samym tytułem Edward Żebrowski.
W zasadzie wszystkie budynki zespołu szpitalnego stoją do dziś. Po 1945 r. kilka z nich została przeznaczona na mieszkania kwaterunkowe. Do dziś są zamieszkane i tworzą wyodrębnioną całość.
Część pawilonów szpitalnych została gruntownie wyremontowana, ale na obszarze tego jedynego dziś w skali europejskiej „miasta obłąkanych” turyści szukają głównie obiektów nietkniętych od 120 lat (znaczna część kompleksu była gotowa już w 1907 r.). I jest ich wiele. Chodzą po tych samych, urokliwych, alejach i chodnikach, co pacjenci Szpitala Specjalistycznego im. dr. J. Babińskiego, bo tak się dziś nazywa. Odpoczywają na ławkach wspólnie z pacjentami, aby wrażenia opisać i pokazać w mediach społecznościowych.
Systematycznie rozwija się akcja „Kobierzyn. Cztery pory roku”. Dziesięć razy w roku odbywa się zwiedzanie całości tego wyjątkowego miejsca z przewodnikiem. Zainteresowanie już przerosło oczekiwania organizatorów. Ponieważ grupa nie powinna być większa niż 100 osób, należy zapisywać się na długo przed terminem wycieczki.
Od przewodników oprowadzających turystów w ramach trwających od 2010 r. Podgórskich Dni Otwartych Drzwi w pierwszym zdaniu słyszą:
- Jesteście Państwo w jednym z bezpieczniejszych miejsc w Krakowie. – Jedyne, co was może spotkać, to to, że pacjent poprosi Was uprzejmie o papierosa. – Mówi dyrektor, Stanisław Kracik, który od 2012 r. z niezwykłą dynamiką nadaje Kobierzynowi nowe wymiary.
Powołał fundację „Revita Kobierzyn”, której zadaniem jest destygmatyzacja tego niezwykłego, choć owianego mrokiem, zabytkowego obszaru. Zmiany dokonują się m.in. poprzez nadanie nowych funkcji niektórym obiektom. W dawnym folwarku np. powstanie oddział krakowskiego Muzeum Etnograficznego.
Od przewodników, turystów, osób systematycznie bywających w tym miejscu rekreacyjnie oraz samych pacjentów słyszy się tę samą, mniej więcej taką opinię:
- Jesień, to pora roku Kobierzyna. W górach, w Bieszczadach, na Roztoczu jesień jest piękna, ale zawsze jest daleko od nas, widzimy ją przed sobą. Tutaj jesteśmy w jej środku. Ale najważniejsze są te refleksje, jakie wywołuje w nas jedyny taki w Europie zabytkowy, dogłębnie przemyślany i zbudowany kompleks budynków wtopionych w przyrodę od stu lat służący ludziom odsuniętym od nas przez chorobę.
Wszystkie zdjęcia w sepii oraz kadry z filmu „Szpital przemienienia” – domena publiczna