rocznik 1973, prawnik, Wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego Zjednoczonej Prawicy
Sporu o gender chyba nigdy nie cechował zdrowy rozsądek. To raczej brutalna kopanina, w której nikt nikogo nie szanuje. Trudno jednak o szacunek tam, gdzie – wbrew twierdzeniom profesora Kochanowskiego i czołowych postaci rewindykacyjnego feminizmu – przedmiotem sporu nie jest nauka, lecz ideologia. A spory ideologiczne od zawsze były sporami na śmierć i życie. Gender jako nauka, jako próba rzetelnego opisania ról płciowych w ich aspekcie kulturowym zdaje się być potencjalnie interesującym połączeniem antropologii i socjologii. Skąd więc wojna?
Tak najprościej – z kłamstwa. Sporu nie toczą bowiem naukowcy usiłujący jak najdokładniej opisać obserwowany świat. Genderyści, w odróżnieniu od badaczy, nie opisują świata – świat ich drażni. Co smutne, chyba żaden z przedstawicieli genderyzmu nie przyznał się do gniewu, jaki czuje patrząc na świat – a rozdźwięk między zajadłością ich roszczeń, a deklarowanym obiektywizmem i spokojem nadwyręża ich wiarygodność. I irytuje.
Płeć źródłem zła?
Nieprzekraczalność płci jest dla genderystów osią problemu i źródłem wszelkiego zła. To z tej nieprzekraczalności, z podłego podziału na mężczyzn i kobiety wynikać ma jakoby wszelka niesprawiedliwość. A wypowiedzi ideologów polskiego genderyzmu dotyczą właśnie niesprawidliwości. Czy to złe? Nie, to po prostu głupie. Głupie w taki sam sposób, w jaki dla nazistów źródłem społecznej niesprawiedliwości byli Żydzi, a dla komunistów – posiadacze środków produkcji.
Genderyści zapewne sami nie zauważają, że lokując źródło niesprawiedliwości w płci (tak na marginesie – czy „niesprawiedliwość” jest pojęciem naukowym, czy etycznym?) dokonują groźnego aktu „stworzenia”. Definiując kobiety jako „poszkodowane” ze względu na płeć tworzą nową grupę wykluczonych nie dając kobietom szansy na normalność. Przypomina to nieco pozorną troskę o inwalidów, dla których wszędzie buduje się specjalne podjazdy. Z jednej strony rzeczywiście ułatwia się im samodzielne poruszanie, ale z drugiej realnie wyklucza się ich poza nawias tzw. „sprawnych”. Jeśli niepełnosprawni już wszędzie mogą dojechać sami, to my – ponoć sprawni – całkowicie możemy ich ignorować.
Genderyzm degraduje kobiety
Dla genderystów niepełnosprawne są kobiety. Wszelkie inne kategorie nie mają już znaczenia – nie liczy się wydajność w pracy, nie liczą się osobiste pragnienia, nie liczą się zawodowe i polityczne ambicje. Proponuje nam się dwa rozwiązania – albo bezrozumne i bezpodstawne zrównanie ludzi ze względu na płeć (np. obecność w parlamencie gwarantowana parytetem, a nie osobistymi ambicjami i wolą wyborców lub też równość wynagrodzenia bez względu na - chociażby - wydajność w pracy), albo likwidację kategorii płci. To drugie rozwiązanie wprowadzane jest tak trochę po cichu, ale to właśnie ten pomysł jest szczególnie groźny. W swoich domaganiach, by – jak ma to miejsce w Skandynawii – rodzice przestali być matkami i ojcami, a stali się po prostu opiekunami nie dostrzegają symbolicznej siły płci, o której dają świadectwo nawet osoby transseksualne. Dlaczego właśnie one?
Transeksualizm dowodem porażki ideologii gender
Dlatego, że to właśnie transseksualiści mocniej niż ktokolwiek inny walczą o swoją płciową tożsamość. Jedną tożsamość – męska albo kobiecą. Nawet tak skrajne przypadki wskazują na potrzebę istnienia płci. Tymczasem wszelkie, wprowadzane pod pozorem równouprawnienia działania podważające rolę symbolicznego znaczenia ról płciowych są zamachem na tę jakże pierwotną potrzebę porządku i stałości świata.
Nie ma nic złego w tym, by dziewczynki bawiły się w zabawy chłopięce, a chłopcy – w dziewczęce. Ale jest dużo zła w koncepcji, by słowa „on” i „ona” zastąpić słowem „ono”. Każde z tych słów jest bowiem wyzwaniem, z jakim każdy z nas musi się zmierzyć i za które musi wziąć odpowiedzialność. Co to znaczy być kobietą? Co to znaczy być mężczyzną? To wielkie pytania, których nie można eliminować genderowym cyklonem B. Z jednej strony możemy być spokojni – na dłuższą metę, natury nie da się oszukać. Z drugiej jednak strony – ideologie mają w sobie moc niszczenia, czego dowodzą historie wielu, wielu narodów. A to zły prognostyk.
Co zatem czynić? I znów proste odpowiedzi wydają się najlepsze – kochać i szanować. Na płaszczyźnie działań politycznych przełożyć się to powinno chociażby na tworzenie prawa, które nikogo nie wyklucza. Niezłym pomysłem wydaje się na przykład ostatnia propozycja Polski Razem Jarosława Gowina, by płatny urlop macierzyński przysługiwał wszystkim kobietom niezależnie od ich zatrudnienia. Bo przecież ciąża nie zależy od stosunku pracy, prawda? Zróbmy więc wszystko, by nikogo nie dyskryminować. Nie pierwszy raz pożywką dla groźnych, nienawistnych ideologii jest niesprawiedliwość – najpierw realna, potem imaginowana. Możemy ją zatrzymać.