rocznik 1973, prawnik, Wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego Zjednoczonej Prawicy
James Comey zrównując Polaków z nazistowskimi oprawcami skompromitował nie tylko siebie, ale cały amerykański system edukacyjny. Odrobina intelektualnego wysiłku ze strony szefa FBI doprowadziłaby go być może do internetowych zasobów instytutu Yed Vashem. Miałby wtedy szansę dowiedzieć się o rotmistrzu Pileckim, o rodzinie Józefa Ulmy, o tysiącach Polakach uhonorowanych odznaczeniem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Być może dowiedziałby się o Żegocie - Radzie Pomocy Żydom - humanitarnej organizacji podziemia, której zadaniem było organizowanie pomocy Żydom.
O Irenie Sendlerowej i Janie Karskim, który w roku 1943 nie tylko przedstawił prezydentowi Rooseveltowi raport na temat eksterminacji Żydów, ale też zarysował gotowy do wprowadzenia plan pomocy mordowanym przez Niemców Żydom. Sposób, w jaki Amerykanie potraktowali Karskiego być może do dziś jest dla nich ogromnym wyrzutem sumienia. Nie uwierzył mu nikt. A może po prostu zwyciężyła polityka? Zwykła, najtańsza propaganda, prostackie zrzucanie odpowiedzialności? Gdyby w 1943 roku Amerykanie podnieśli kwestię zbrodni katyńskiej, o ktorej wiedzieli, musieliby wywiązać się ze swoich sojuszniczych zobowiązań i zaryzykować utratę dobrych układów z Sowietami. Wybrali politykę kosztem prawdy. Teraz kłamią po raz kolejny.
A my? Głosy protestu słychać z wielu stron, ale głowa naszego państwa milczy. Chyba, że to "racjonalny" dialog w obronie prawdy? Kilka dni temu nie szczędził gardła pomstując na "specjaliście od kur", ale z ewidentnym kłamstwem dyskutować nie zamierza. Szkoda, bo przy naszym milczeniu amerykańskie kłamstwo może stać się wykładnią prawdy.
A tak swoją drogą, to milczenie Bronisława Komorowskiego jest w tym wypadku po prostu żałosne.