Trudno komentować każdą informację o partyjnych transferach, czy nawet szerszych zmianach. Odnieść się jednak do niej trzeba, gdy pada z ust cenionych profesorów i komentatorów. „
rocznik 1973, prawnik, Wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego Zjednoczonej Prawicy
Nie można wykluczyć, że PO rozpadnie się, a Jarosław Gowin stworzy odrębną, konserwatywną formację – ocenił pytany przez PAP prof. Zdzisław Krasnodębski. Z kolei prof. Ireneusz Krzemiński uważa z kolei, że Gowin ma bardzo silne ambicje polityczne i "nie będzie go łatwo spacyfikować". Ponadto ten pierwszy dodał jeszcze, że PO albo zawiesi konflikty światopoglądowe, odłoży, aby utrzymać jedność w partii, albo grupa konserwatywna będzie marginalizowana. O wariancie, jego zdaniem zadecydować ma kalkulacja wyborcza.
Konserwatyści-realiści
Wydaje mi się jednak, że ta diagnoza ma błędna przesłanki. Bardziej niż „ambicje Gowina”, do głosu dochodzą w tym przypadku ambicje jego przeciwników, którym zależy na kolportowaniu tego typu informacji. Każdy kto ma odrobinę świadomości wewnątrzpartyjnego układu sił może domyślić się, że jeden z jaśniejszych punktów w rządzie oprócz stronników ma zagorzałych przeciwników, którzy nie myślą zasypywać gruszek w popiele.
Tym bardziej niezrozumiałe jest rozciąganie tego zarzutu na całą grupę konserwatystów. W wyborach niejednokrotnie startowaliśmy z dalszych miejsc na listach – sam jestem tego przykładem - i nie było obrażania się z tego tytułu. Mamy świadomość, że łączy nas wspólny cel czyli praca na rzecz Polski, której nikt za nas nie wykona.
Przystępując do drugiej kadencji wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, nie będzie taryfy ulgowej, trzeba podjąć konieczne reformy gospodarcze, ale i trudne działania związane z porządkowaniem prawa. Dodatkową trudnością jest, że porządkowanie prawa wywołuje różnice światopoglądowe, które obfitują w emocje, ale już nie zawsze w rzeczową dyskusję. Widoczne to było chociażby w przypadku klauzuli sumienia. Oczywistym dla nas było, że nastał czas wytężonej pracy. Myślę, że każdy świadomie tę pracę podjął. Po dokonaniu wyboru, trudno teraz myśleć o przejściu na wygodny urlop polityczny do opozycji.
Po drugie, stworzenie pod auspicjami obecnego Ministra Sprawiedliwości nowej konserwatywnej formacji byłoby moim zdaniem zaprzeczeniem wymowy terminu „konserwatyzm”, „konserwatysta”. Mówiąc najkrócej, konserwatyzm oznacza chłodny osąd sytuacji, nie uleganie emocjom a także realne działanie możliwe w danej sytuacji i danych warunkach.
Powrót do korzeni
Mówiąc o konserwatystach wewnątrz PO, działanie grupy posłów, których można określić tym mianem jest niczym innym jak tylko powrotem do korzeni programowych. Konsekwentna, zdecydowana i wolna od populizmu praca na trzech polach: gospodarczym, społecznym, i ustrojowym – zapewnienie większej skuteczności procedur mających służyć obywatelom, będzie realizacją wyzwania jakie stoi przed Polską w dobie współczesności, naznaczonej wszędobylskim kryzysem.
Od początków powstania PO była partią wielonurtową. To stanowiło o jej sile, i w oczach komentatorów to m.in. przyczyniło się do tego, że wyborcy wybierali ją dwa razy z rzędu. Zmiana na polskiej scenie politycznej polegająca na przechyle tej sceny w lewo spowodowała, że również PO musiała grać na ustawionym po lewej stronie fortepianie. Pytanie o trwałość tego przechyłu?
Moim zdaniem nie będzie on długotrwały. Jednoczesne odstawienie na boczny tor „prawego fortepianu” nie przyniesie jej żadnej korzyści, ponieważ będzie to podcięcie korzeni. Jako partia, dzięki kapitałowi wielonurtowości posiadamy modernizacyjną siłę. Gdy PO wychyli się zbytnio na lewo, kto wówczas będzie siłą napędu modernizacyjnych zmian? Ruch Palikota? A może SLD z Leszkiem Millerem?
Gdzie leży większa skuteczność
Nie ma tutaj mowy o pustych słowach, ponieważ jak mówi biblijna zasada często używana w życiu: „po owocach ich poznacie”. To nie my politycy jesteśmy od rozliczania nas samych, w pierwsze kolejności zrobią to nasi wyborcy, posługując się wspomnianym kryterium owoców. Skoro jednak pada prognoza wyjścia i nowej partii, warto zadać krótkie pytania.
Niedawno minister Gowin był mocno krytykowany, ponieważ zaprotestował przeciw podpisaniu przez Polskę Konwencji Rady Europy „o zwalczaniu przemocy wobec kobiet”. Szczegółowo tłumaczył, dlaczego konwencja ta promuje związki homoseksualne, feminizm i narusza tradycyjne funkcje rodziny. To tylko jeden z ostatnich przykładów. Warto zastanowić się, czy jego głos sprzeciwu jest bardziej słyszalny, gdy występuje z pozycji członka rządu, czy gdyby występował jako czołowy nawet, ale przedstawiciel opozycji?
Ostatnio udało się też podważyć liberalne projekty dotyczące zapłodnienia in vitro, jeśli chodzi o ich zgodność z konstytucją. I przy tej sprawie należy zadać sobie pytanie, czy korzystniej jest walczyć w tej sprawie będąc członkiem rządowego ugrupowania, czy członkiem opozycji? Prof. Krzemiński zauważył ciekawą rzecz. Ocenił, że „element światopoglądowy, debaty dotyczący wartości, zasad, to jest coś, czego w PO bardzo brakowało i brakuje.” Wychodzi na to, że dzięki „konserwatystom z PO” ten brak zostaje zniwelowany. Co może okazać się czystą korzyścią dla całej partii.