W ekstraklasie już wszystko jasne. Na podium Śląsk, Ruch i Legia. Dla tych drużyn brawa. Ale zaraz, zaraz. Czy presja ciążyła tylko na piłkarzach? Czy tylko oni dobrze prezentując się na murawie, walczyli o swoją lepszą przyszłość? Wreszcie, czy oni jako jedyni podejmowali decyzje na boiskach? Nie. Robili to także sędziowie. Losy mistrzostwa ważyły się do ostatnich minut, i arbitrów ta stawka nie przerosła. Z głośnego, negatywnego wizerunku sędziów tuż po rozpoczęciu rozgrywek, przeistoczyli się w cichy i pozytywny na koniec sezonu. Bo przecież najlepszy sędzia to taki, o którym się po meczu nie mówi. Prawda?
"W piłce nożnej jest wiele rodzajów samotności, które stały się częścią literatury: samotność prawoskrzydłowego tytuł dzieła Fernanda Acitellego; samotność napastnika, opowiedziana przez Soriano; samotność bramkarza, o której pisał Dino Zoff. Ale człowiekiem naprawdę samotnym na boisku jest sędzia" - Darwin Pastorin, dziennikarz
Przypominają mi się słowa Andrzej Czyżniewskiego, który w czerwcu 1997 roku prowadził legendarny mecz Legia – Widzew (2:3). – To nie ja będę główny aktorem tego spotkania. Będę w cieniu i będę interweniować tylko wtedy, gdy nastąpi naruszenie przepisów – mówił przed spotkaniem. To pasuje jak ulał do tego co działo się w 29 i 30 kolejce minionego sezonu. Sędziowie byli na boisku, ale widać ich było tylko wtedy, gdy wymagała tego sytuacja.
Mówiąc kolokwialnie, „panowie w czerni dali radę”, a karnych, czy kartek w ostatnich kolejkach nie brakowało. I oponenci arbitrów nie mogą rzucić: „Po 28 meczach wreszcie zaczęli dobrze gwizdać”. O nie! W ostatniej kolejce na boiskach ekstraklasy zobaczyliśmy przecież: Krzysztofa Jakubika, Bartosza Frankowskiego i Tomasza Wajdę – absolutnych debiutantów, którzy dostali swoją szansę. Zresztą Wajdę kojarzycie zapewne z pewnej scenki, w której razem z Maciejem Skorżą wystąpili w rolach głównych. Wtedy Wajda był technicznym na meczu Lech – Legia. Właśnie zachowanie na tym filmiku spowodowało, że z rocznym poślizgiem zobaczyliśmy go w ekstraklasie:
I choć Jagiellonia z ŁKS o nic już nie grały, to Wajda mecz miał ciekawy. Decyzji musiał podjąć sporo. Wykluczył z boiska dwóch weteranów: Saganowskiego i Frankowskiego. Zrobił to prawidłowo i wykazał się dużą czujnością. A nie jeden młodych arbiter bałby się podjąć tak odważnych decyzji dotyczących tych doświadczonych napastników:
Ogólnie analizując wszystkie mecze, pomyłki były dwie. Pierwsza Pawła Gila. Nie podyktował rzutu karnego dla Legii w meczu z Koroną (faul na Radoviciu). Na szczęście nie skończyło się to wypaczeniem wyniku meczu, a tym bardziej nie wpłynęło na decydujące rozstrzygnięcia na finiszu rozgrywek. Druga dotyczy Daniela Stefańskiego prowadzącego mecz Wisła – Śląsk. Po faulu Mraza na Meliksonie, obrońca Śląska powinien wylecieć z boiska. Dostał tylko żółtą kartkę.
Reasumując: Brawa dla sędziów! W ostatnich kolejkach stanęli na wysokości zadania i nie można im zarzucić, że się nie sprawdzili, wypaczyli wynik, któregoś z decydujących meczów. Spełnili swój obowiązek – to prawda. Za to mają płacone i mają to wykonywać jak najlepiej – też prawda. Jednak w tym sezonie – zwłaszcza jesienią – różnie z tym bywało. Dlatego należy im się parę ciepłych słów na zakończenie trudnego sezonu. Może warto czasem powiedzieć coś miłego, za pracę wykonaną jak należy. Sędziowie nie mogą na boisku strzelić gola, zagrać piętką, założyć „siatki rywalowi”. Nie mogą zaprezentować „fajerwerków”. Więc solidnie posędziowane mecze, powinny być w drobny sposób docenione. Zwłaszcza, że stawka była wysoka.