Upadek Polonii to powód do wstydu - dla Józefa Wojciechowskiego i miasta stołecznego. O ile tego pierwszego nikt więcej nie chce na Konwiktorskiej widzieć, to stolica wciąż ma szansę naprawić swoje grzechy. Klub będzie trwał dalej - dzięki kibicom i ludziom o "czarnej duszy", bo Polonia to my - ale to od miasta zależy, ile się uda uratować.
Jóżef Wojciechowski, kiedy przychodził na Konwiktorską obiecywał: że zna Warszawę, że chce coś zrobić dla jej mieszkańców. Cierpiąca na kiepską reputację firma J.W. Construction miała odbudować swój wizerunek w oczach warszawiaków inwestując w najstarszy klub piłkarski w stolicy i doprowadzając go do sukcesów. Wszyscy wiedzieliśmy, że Wojciechowskiego na to stać.
Czego nie przewidzieliśmy to tego, że stać go również na budowę klubu do góry nogami, od góry do dołu, ze skupieniem się na krótkoterminowych sukcesikach zamiast budowie stabilnego, silnego klubu na lata. Że stać go będzie na marnowanie pieniędzy przez wyrzucanie trenerów w ramach kaprysu, a jednocześnie będzie skąpił drobnych kwot na marketing na choćby najniższym poziomie - skierowany do warszawskich dzieci w ramach niepowtarzalnej w Polsce Akcji Kibic. Dostał pracowników Klubu, którzy byli kibicami i starali się, ile mogli, aby klub funkcjonował w sposób zbliżony do normalnego, bo choć wydawaliśmy miliony na pensje piłkarzy to w biurze pracowało ledwie kilka (!) osób. Tego też nie wykorzystał.
To co robił też należy jakoś docenić. Chciał być pierwszy, wygrywać, za wszelką cenę. Ale to, co udało się w kluczowym momencie transformacji ustrojowej, kiedy jako pierwszy zaczął budować w ten sposób domy i miał ogromną przewagę na rynku, nie mogło zadziałać tutaj. Teraz nie da się już w ten sposób pracować i zarządzać, szczególnie w piłce nożnej. Szkoda, że nie chciał się tego nauczyć.
Miasto też nie pomagało - kiedy kapryśny Wojciechowski chciał budować stadion, miasto blokowało te prace w średnio konstruktywny sposób, podobnie jak tzw. projekt amerykański. Warszawski Ośrodek Sportu i Rekreacji niejednokrotnie dyktował zaporowe stawki za obiekt i spóźniał się z remontami, jakby chcąc pokazać, że skoro Wojciechowskiego stać - niech płaci.
Teraz to będzie musiało się zmienić. Miasto ma szansę udowodnić, że nie dopuści do tego, aby najstarszy klub Warszawy popadł w taką samą ruinę, w jaką popadło kilka innych, zasłużonych dla miasta klubów - Warszawianka, Hutnik, Marymont. Preferencyjne stawki wynajmu obiektu dla "nowej" - choć ciągłej w tradycji i wartościach - Polonii, wsparcie ze strony miasta - to wszystko jest dziś już nie miłą opcją, ale absolutną koniecznością, żeby pomóc kibicom w misji wyciągnięcia Klubu z tarapatów.
Kibice Polonii chcą się poczuć dumnymi Warszawiakami, a do tego potrzebują, aby miasto pamiętało o nich w trudnym momencie i pomogło Klubowi, gdy tej pomocy najbardziej potrzebujemy.
Pierwsze pomysły na to, co robić z Polonią już są - kibice naradzają się i myślą, jak to rozwiązać, być może sięgając po pionierskie w skali kraju rozwiązania przy konstrukcji Klubu. Mówi się o tym, że MKS Polonia Warszawa zarejestrował w B klasie (czyli daleko, daleko, ale wciąż w piłce seniorskiej) zespół złożony z juniorów i prowadzony przez Michała Libicha. Ironia losu: kiedyś poprowadził Polonię jako pierwszy trener, dziś będzie ratował ją przed upadkiem. To świetny szkoleniowiec z sukcesami w piłce juniorskiej, życzę mu powodzenia.
Polonia to my - społeczność, kibice wychowani w tym samym etosie, na tych samych wartościach, z tym samym poczuciem dystansu do rzeczywistości - i damy sobie radę. Trzymajcie za nas kciuki - nie z takimi problemami dawaliśmy sobie radę w 101-letniej historii.