Publiczna debata o finansowaniu partii politycznych, która rusza wraz ze złożeniem przez Platformę Obywatelską projektu zmian w ustawie o partiach politycznych, jest od samego początku narażona na niepowodzenie. Po pierwsze, dyskusja szerokim łukiem omija temat roli partii w polskim systemie politycznym, a po drugie, bo chcąc odzyskać zaufanie obywateli, najmniej słucha się ich samych.
Pisze Antoni Rybaczyk, współpracownik Fundacji Forum Europejskie
Kilka dni temu w Sejmie odbyła się, zorganizowana przez marszałek Sejmu Ewę Kopacz, debata dotycząca finansowania partii politycznych (dostępny zapis wideo),. Temat dotyka fundamentu, na którym opiera się funkcjonowanie systemu demokratycznego w Polsce i jest na tyle skomplikowany, że ciężko sensownie o nim rozmawiać, nie wchodząc w szczegóły i nie zadając wielu pytań na które odpowiedzi nie są jednoznaczne. Stąd też nie spodziewajmy się, że media ochoczo podchwycą ten temat, skoro ciężko będzie sprowadzić go do kilku prostych haseł. A szkoda, bo sytuacja jest wyjątkowa.
System demokratyczny, choć pod wieloma względami niezastąpiony, musi radzić sobie z takimi paradoksami jak ten, że o finansowaniu partii decydować będą partie. Inaczej się nie da, ale konflikt interesów jest oczywisty. Prowadzi on do wielu niezrozumiałych z punktu widzenia demokratycznych standardów uregulowań, szczególnie w kontekście jawności finansów partyjnych. W związku z tym uwaga opinii publicznej powinna tym bardziej skupiać się na właśnie ruszających pracach w Sejmie.
Pytanie o system finansowania partii jest ważnym elementem szerszej refleksji nad tym, jakiego systemu politycznego chcemy w Polsce. Nie da się go sprowadzić do pytania "Czy chcesz finansować z budżetu państwa działalność partii politycznych?", na które odpowiedź może być podyktowana raczej emocjami, jakie budzą w nas politycy, niż analizą konsekwencji takiego bądź innego rozwiązania. Pojawia się napięcie pomiędzy konstytucyjną gwarancją dającą nam możliwość realizacji swoich praw obywatelskich, a potrzebą stworzenia systemu dającego gwarancję stabilności. Mieszają się tutaj długo- i krótkoterminowe interesy, a interes partii politycznych nie pokrywa się koniecznie z interesem obywateli.
Obecnie finansowanie partii politycznych reguluje ustawa o funkcjonowaniu partii politycznych z 1997 r. wraz z kluczową nowelizacją z 2001 r. która wprowadziła finansowanie partii z budżetu państwa. Celem było uniezależnienie partii od swoich największych darczyńców, a więc działanie antykorupcyjne. W lipcu br. posłowie PO złożyli w sejmie projekt ustawy, który likwidowałby finansowanie partii z budżetu państwa. Argumentami są badania opinii społecznej wskazujące na to, że takie są oczekiwania obywateli oraz chęć ograniczenia wydatków z budżetu - 424 mln pln w ciągu 5 lat.
Trudno nie odnieść wrażenia, że zaproponowana argumentacja jest dosyć uboga. Nie chodzi o to, czy argumenty są słuszne, ale o to, że nowelizacja może radykalnie odmienić obecną scenę polityczną. Chociaż dotacje i subwencje z budżetu państwa nie są jedynym źródłem finansowania działalności partii, to stanowią one lwią część partyjnych budżetów. Projekt nowelizacji zakłada wprowadzenie nowego systemu już od stycznia 2014 r., dając niewiele czasu na znalezienie alternatywnych źródeł przychodów.
Nie wszystkie partie zostaną podobnie dotknięte przez odcięcie dopływu pieniędzy. PO, jak donoszą media, zdołała odłożyć na swoich kontach ok. 60 mln złotych. Główne partie opozycyjne, ale też PSL, nie mają takich rezerw. Są przez to głównymi beneficjentami finansowania z budżetu i będą mniej skłonne głosować za jego zniesieniem. Wsparcia PO mogą udzielić najmniejsze, jeszcze obecne w sejmie ugrupowania, które ze względu na słaby wynik, jakiego spodziewają się w kolejnych wyborach, nie mogą liczyć na subwencje i dotacje, mogą natomiast widzieć dla siebie szansę w solidnym przetasowaniu sceny politycznej, które otworzyłoby im pole do wzrostu.
Dla najmocniejszego gracza, PO, gra idzie między innymi o wzmocnienie swojej pozycji wobec partii opozycyjnych, przed zbliżającymi się wyborami. Dla opozycji gra idzie o utrzymanie płynności finansowej gwarantującej jej środki na bieżącą działalność. Zdaje się jednak, że szerszą konsekwencją tych działań może być jeszcze szczelniejsze zamknięcie sceny politycznej dla nowych aktorów. To właśnie dla organizacji na wczesnym etapie działania wsparcie finansowe jest kluczowe, wziąwszy pod uwagę rosnące koszty związane z prowadzeniem efektywnej komunikacji - szczególnie w okresie wyborów. Jednak w uzasadnieniu projektu nie znajdziemy na ten temat ani słowa. W trakcie debaty, również dzięki analizie systemów finansowania partii na świecie przygotowanej przez dr. Skotnickiego, podkreślano, że funkcjonujący w Polsce próg 3% poparcia, przekroczenie którego pozwala partiom na uzyskanie dofinansowania, jest wysoki w porównaniu z podobnymi progami funkcjonującymi w innych państwach europejskich – najczęściej wspomina się tutaj o półprocentowym progu w Niemczech.
W praktyce oznacza to, że w Polsce partia musi uzyskać nieco ponad 450 000 głosów by otrzymać finansowanie z budżetu (używając danych z wyborów parlamentarnych w 2011 roku, byłoby to 452 215 głosów). Obniżenie progu do 1%, co jest proponowane przez koalicję organizacji pozarządowych (m.in. Fundacja Batorego, Fundacja Forum Europejskie, Instytut Spraw Publicznych, i inne) chcących zmian (a nie zlikwidowania) finansowania z budżetu, pozwoliłoby także mniejszym ugrupowaniom na aktywniejszy udział w życiu politycznym i w efekcie na pełniejsze realizowanie przez większą część społeczeństwa swoich praw obywatelskich związanych z udziałem w procesie politycznym (oczywiście ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami, jak rosnące prawdopodobieństwo, że publiczne pieniądze zaczną płynąć w stronę organizacji radykalnych).
Jednak bez względu na to czy proponowana przez PO nowelizacja wprowadzi do polskiej polityki elementy oligarchii (związane z poleganiem przez partie na największych darczyńcach) i pogłębi odczuwalny rozłam między obywatelami i (teoretycznie) reprezentującymi ich partiami, czy też wymuszą na partiach zbliżenie do wyborców, jako potencjalnych darczyńców i pomogą usunąć z polityki "darmozjadów", którzy nie mają realnego poparcia w społeczeństwie (chociaż tutaj większe znaczenie wydaje się mieć ordynacja wyborcza), nie ma wątpliwości, że wprowadzenie tych zmian będzie miało duży wpływ na obecną scenę polityczną, a w opinii przeciwników nowelizacji również na stabilność systemu politycznego, którego partie są istotnym elementem.
Nasuwa się pytanie, czy to są te zmiany, których polski system polityczny potrzebuje i których oczekują obywatele?
Wydaje mi się, że najważniejszym argumentem w trakcie debaty był ten przedstawiony przez naszą koalicję organizacji pozarządowych, która zwróciła uwagę na fakt, że bez względu na to czy fundusze pochodzą z budżetu państwa, czy ze źródeł prywatnych, najważniejsze jest to, jak partie nimi zarządzają i jak je wydają. Brakuje pod tym względem publicznej kontroli - informacje, chociaż jawne, są ciężko dostępne, nie pełne lub są upubliczniane z dużym opóźnieniem. Proponowane jest więc wprowadzenie wymogu, by wszystkie faktury płacone przez partie były publikowane na bieżąco online. Potrzebne jest również poszerzenie kompetencji Państwowego Komitetu Wyborczego, który sprawuje bezpośredni nadzór nad finansami partii, ale nie zawsze ma narzędzia by reagować. PKW które może de facto jedynie przyjąć lub odrzucić sprawozdanie powinno mieć więcej możliwości reagowania na nieterminowe lub nieprecyzyjne przedstawianie przez partie swoich rozliczeń.
Wprowadzenie mechanizmów, które urzeczywistniłyby zapisy konstytucji dotyczące jawności finansów partii pozwoliłoby rozpocząć proces odbudowy zaufania obywateli. Obecnie bowiem większość z nas nie rozumie mechanizmów funkcjonowania systemu partyjnego – nie mamy łatwego dostępu do najważniejszych informacji, a zdobywane przez media od czasu do czasu informacje na temat działalności finansowej partii tylko potwierdzają ogólną opinię, że są to struktury służące realizacji interesów działaczy, a nie obywateli. Przekłada się to potem na wyniki badań opinii publicznej, która nie znając szczegółów, na pytanie o finansowanie partii z budżetu państwa udziela odpowiedzi w oparciu o te ogólne przekonania, a nie solidne informacje o tym, w jaki sposób służą one obywatelowi, kiedy trafiają do kasy partii. Podobne wrażenie można odnieść także w trakcie innych dyskusji politycznych i wynika to z, moim zdaniem, nienaturalnej i niedemokratycznej hermetyczności polskiego systemu politycznego. W związku z tym, z mojego punktu widzenia, posługiwanie się tego rodzaju badaniami opinii publicznej, bez precyzyjnej informacji o tym w jaki sposób zostały one przeprowadzone, może łatwo zostać odebrane jako próba manipulacji.
Zamykając debatę pani marszałek zwróciła uwagę, ze być może niskie (czy rzeczywiście?) poparcie obywateli dla finansowania partii z budżetu wynika ze sposobu w jaki prowadzona jest polityka. I chyba rzeczywiście coś w tym jest, skoro cała debata rozpoczyna się już po złożeniu projektu zmiany ustawy przez partię, która pośrednio organizuje spotkanie. Nie oznacza to, że debata nie miała celu, jednak także w jej trakcie było widać raczej ograniczone zainteresowanie obecnych na niej polityków i ekspertów opiniami obywateli – chociaż planowano czas na otwartą debatę, ostatecznie pytania udało się zadać tylko dwóm osobom niezwiązanym z organizatorami, mediami lub organizacjami pozarządowymi. Co więcej, sala solidnie się przerzedziła podczas drugiej części debaty, poświęconej opiniom Polaków na system finansowania partii.
To prowadzi mnie do ostatniej obserwacji, dającej mi nadzieję na przyszłość. System partyjny nie jest nowym wynalazkiem i coraz wyraźniej odstaje od współczesnego świata w którym funkcjonujemy – świata w którym nasze życie społeczne w dużym stopniu jest definiowane przez internet i media społecznościowe, a także co ważniejsze, przez dobrze wykształconych obywateli, którzy chcą angażować się w życie polityczne państwa. Jeśli debata nad naszym ustrojem politycznym będzie dalej prowadzona w sposób i na zasadach rodem z XIX wieku, jeśli kolejne decyzje polityków uzależnionych od swoich partii będą prowadzić do dalszego zamykania się systemu politycznego, odnoszę wrażenie, że obywatele sięgną po narzędzia jakie dają im nowoczesne technologie i wykorzystają je by obejść wszelkie przeszkody stojące im na drodze do realizacji własnych celów politycznych. A to będzie oznaczać już nie tylko głębszy rozłam pomiędzy obywatelami a partiami, ale marginalizację tych drugich. Gdy słuchałem niedzielnej debaty, rosło we mnie poczucie, że skoro nikt z ekspertów nawet nie wspomniał o tym jak zachodzące w społeczeństwie zmiany mogą wpłynąć na funkcjonowanie system partyjnego, to z tym większym zaskoczeniem będą przyjmować nadchodzące zmiany.
■
Antoni Rybaczyk - politolog, współpracownik Fundacji Forum Europejskie, absolwent Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego, University College London i College of Europe w Natolinie. były stażysta czołowych europejskich organizacji zajmujących się analizą polityki międzynarodowej - Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) i londyńskiego Chatham House.
Fundacja Forum Europejskie to fundacja dedykowana analizie współczesnej Europy i szukająca odpowiedzi na najważniejsze pytania dotyczące jej przyszłości. Pełniąc rolę niezależnego, centrowego moderatora debaty publicznej zastanawiamy się nad problemami, z którymi mierzymy się dzisiaj i z którymi przyjdzie nam się zmierzyć w następnych latach.
Wesprzyj naszą działalność statutową - przekaż darowiznę na realizację naszych programów! Przeczytaj więcej na naszej stronie WWW