Pierwszy pojedynek Polonii w IV lidze w 102-letniej historii klubu zakończył się po zaledwie 30. minutach. Za sprawą grupy pseudokibiców w barwach Legii "Czarne Koszule" i KS Łomianki nie mogły skończyć meczu i sędzia musiał go przerwać przed czasem, co najprawdopodobniej skończy się walkowerem dla Polonii. Szkoda: bo to wyrządza krzywdę i Polonii, i Łomiankom i, paradoksalnie, samej Legii. I tylko asp. Robert Opas z Komendy Stołecznej Policji, kompromitując swoją instytucję, może mówić o "sportowym święcie".
Miał być "powrót legendy", Pospiesznie budowana drużyna Piotra Dziewickiego i Emila Kota, złożona w ogromnej mierze z młodych, nastoletnich piłkarzy i wzmocniona doświadczonym Jackiem Kosmalskim miała rozpocząć walkę o powrót "Czarnych Koszul" na wyższe szczeble rozgrywek.
Ale jeszcze przed rozpoczęciem meczu było wiadomo, że to nie będzie zwykły pojedynek piłkarski. Na stadionie w Łomiankach zameldowało się, oprócz lokalnych kibiców, kilkaset osób używających - inaczej tego się nie da nazwać - barw Legii, aby legitymizować potrzebę krzyczenia i obrażania piłkarzy z Konwiktorskiej. Ludzi, którzy w najmniejszym stopniu nie byli zainteresowani zwycięstwem KS Łomianki - oni byli zainteresowani dokopaniem Polonii, w każdym sensie. Kibice "Czarnych Koszul", decyzją policji, pozostali ze względów bezpieczeństwa poza stadionem, oglądając mecz z dachu autokarów, którymi przyjechali do Łomianek. Odpalili jedynie kilka rac, za które ewentualnie mogą być ukarani zakazem wyjazdowym na kolejne mecze, ale przez większość czasu zachowywali się poprawnie.
Tymczasem kibice na sektorze gospodarzy mieli swój transparent: "jeb... Was k...", rzucali w piłkarzy petardami, zgniłymi owocami. Wbiegali na murawę, obrażali i grozili piłkarzom Polonii. Dla nich nie miało znaczenia to, co się działo na boisku - że od 10. minuty po bramce Jacka Kosmalskiego goście prowadzili 1:0, a pięć minut później podwyższyli po trafieniu Michała Strzałkowskiego. To nie miało żadnego znaczenia.
W 38. minucie mecz został przerwany: transparent jak wisiał, tak wisiał pomimo próśb i żądań jego zdjęcia, a piłkarze na boisku mieli wszelkie podstawy, aby czuć się zagrożonymi. Jak widać na filmie opublikowanym przez warszawa.sport.pl już po ostatnim gwizdku zrezygnowanego sędziego na boisko wtargnęła grupa, która, delikatnie móiąc, w żadnym wypadku nie byłą zainteresowana piłką nożną. Ich obchodziło coś innego. Zadyma, walka z policją, awantura.
To wszystko budzi spory żal. Po pierwsze: szkoda kibiców i piłkarzy KS Łomianki, którzy czekali na ten mecz, chcieli go rozegrać, pokazać się z dobrej strony. Dla takiego klubu mecz z dwukrotnym mistrzem Polski, spadkowiczem z Ekstraklasy, to zapewne duże wydarzenie. Nie z ich winy zostało to im zabrane.
Szkoda kibiców i piłkarzy Polonii. To miał być początek sportowej kampanii powrotu do wyższych lig. "Czarne Koszule" chciały udanie zadebiutować (bo choć to trzecia kolejka IV ligi, Polonia przełożyła dwa pierwsze mecze), dobrze wejść w sezon, zdobyć trzy punkty, pokazać swoje możliwości. Piłkarze żegnani byli na Konwiktorskiej przez kilkuset kibiców, którzy chcieli im wysłać jasny sygnał: jesteśmy z Wami, to nasza wspólna wyprawa w górę, z powrotem do Ekstraklasy. Oni też pojechali do Łomianek, chcieli być tam ze swoją drużyną. To miał być piękny początek rozgrywek.
Wreszcie, paradoksalnie, szkoda kibiców - tych prawdziwych - Legii. Oni przygotowywali się do meczu "Wojskowych" z Rozwojem Katowice w Pucharze Polski: albo w Katowicach, na trybunach, z szalikami, z nadzieją łatwego zwycięstwa, albo w swoich domach lub pubach, spotykając się ze znajomymi, by razem oglądać wygraną swojej drużyny podczas luźnej soboty. Oni nie mają wiele wspólnego z tym, co działo się w Łomiankach. Ba, pewnie wstydzą się równie bardzo, jak kibice Polonii, KS Łomianek i każdego innego klubu w Polsce, którzy chcieliby, żeby piłka w Polsce była po prostu normalna. Szczególnie wtedy, kiedy rozstrzyga się, czy w naprawdę ważnym dla nich meczu - ze Steauą Bukareszt o awans do Ligi Mistrzów - będą mogli liczyć na doping z trybuny północnej, wstępnie zamkniętej przez UEFA. To ten mecz - ze Steauą - ma realne znaczenie dla ich klubu, a nie to, czy Polonia usłyszy swoją dawkę bluzgów podczas meczu w Łomiankach. A wydarzenia z IV ligi, wbrew pozorom, mogą mieć wpływ na decyzję dotyczącą meczu na poziomie międzynarodowym. Pytanie: warto było? Czy widząc kilkuset facetów w szalikach Legii, którzy przerywają mecz w Łomiankach, Polski Związek Piłki Nożnej i Legia mogą przekonująco argumentować, że nie ma powodu zamykania trybuny? W interesie wszystkich stron - nie tylko Polonii i KS Łomianki, ale także Legii i PZPN - jest aby z sytuacji w Łomiankach wyciągnąć odpowiednie wnioski i podjąć próby ukarania tych, którzy uniemożliwili rozegranie spotkania. Bo szkodzą nie tylko Polonii i nie tylko jej robią na złość, ale także swojemu klubowi, w którego (rzekomo) imieniu to robią.
Dodatkowy problem polega na tym, że sytuacja z Łomianek jest być może - oby nie - zwiastunem szerszego problemu, z którym mierzy się też odradzający się w IV lidze łódzkiej ŁKS Łódź. Kluby, bojąc się najazdu różnych grup nie-kibiców, oddają ŁKSowi walkowery, wypaczając sens sportowej rywalizacji na poziomie IV ligi. Związki Piłki Nożnej - Polski, Mazowiecki i Łódzki - muszą zastanowić się, jak ten problem rozwiązać.
Myślę, że to też element szerszego problemu: państwowo-prawnego. Musi zastanawiać, że zazwyczaj po interwencjach w takich sytuacjach zaledwie kilka osób otrzymuje zakazy stadionowe lub zarzuty. Czy na pewno wszystko działa w porządku, jeśli chodzi o instytucje publiczne? Jeśli, jak pisze na Twitterze dziennikarka Polsatu News Agnieszka Gozdyra, asp. Robert Opas z Komendy Stołecznej Policji powiedział na antenie stacji, że w Łomiankach "było sportowe święto" to warto się zastanowić nad tym, czy ludzie w policji mają jeszcze niezbędny kontakt z rzeczywistością. Myślę, że pora wyegzekwować poważniejsze działania, także legislacyjne, które pozwolą na przeciwdziałanie takim sytuacjom i temu, aby tacy ludzie byli odpowiedzialni za bezpieczeństwo imprez masowych.
W interesie wszystkich jest, aby do takich scen jak z Łomianek więcej nie dochodziło. Ani Polonia, ani Legia, ani tym bardziej niczemu niewinne KS Łomianki nie zasługują na to, żeby być zamieszane w takie widowiska.
Swoją drogą, w ten sam weekend ruszyła brytyjska Barclays Premier League. Na dzień przed pierwszym gwizdkiem - w piątek - główny sponsor rozgrywek zaprezentował film, w którym dziękuje kibicom - uwaga! - WSZYSTKICH DRUŻYN za to, że są. Że piłka nożna to gra dla nich, że oni są tu kluczowi. Że to jest wspólne, ważne wydarzenie, które łączy ludzi o różnych sympatiach wspólnym zbiorem sportowych emocji.
Myślę, że niektórzy z obecnych na dzisiejszym meczu w Łomiankach powinni to sobie wziąć do serca.
A Polonia i tak, głęboko w to wierzę, niedługo wróci do Ekstraklasy. Ale wolałbym, żeby to się odbyło na boisku.
"Problemy zaczęły się zaraz po pierwszym gwizdku sędziego, gdy kibice KS-u zaprezentowali swoją pirotechnikę. Stała grupa lokalnych kibiców, wśród których nie brakowało bardzo młodych osób, miała inną kocepcję dopingu niż przyjezdni z Warszawy, dla których w większości, mecz zespołu z Łomianek był pierwszym, którzy mieli okazję oglądać. Tym samym doping dla piłkarzy był co chwila zagłuszany przez przyśpiewki o "ukochanej" Polonii. Z trybun niejednokrotnie rzucane były różne przedmioty, w tym brzoskwinie i petardy, które zapowiadały nadchodzące wydarzenia."
"Zanim jednak sędzia zakończył swoją pracę, już w pierwszych minutach meczu, przy stanie 1:0 dla przyjezdnych, jeden z kibiców w kominiarce wbiegł na boisko, nie robiąc sobie nic z wypraszającej go ochrony. Trzeba przyznać, że dwóch panów nie potrafiło pozbyć się z boiska szalejącego kibica, nie próbowano go złapać i wyprosić z terenu stadionu. Po kilku minutach i przerwie w grze, sam wrócił na trybuny, bez żadnych konsekwencji." (jak to jest możliwe?!)
"Fakt ten zdenerwował jedank nie tylko organizatorów, ale także kibiców, którym dobro klubu z Łomianek bardzo leży na sercu. Zaczęły się dyskusje, wzajemne uspokajanie, robienie wszystkiego, by mecz nie został przerwany i przegrany poza boiskiem. To jednak nie dawało żadnego efektu, a kolejna stracona bramka przez Łomianki sprawiła, że ewentualnym walkowerem mało kto się już przejmował, wiedząc że na trzy punkty chyba nie ma już co liczyć. Ciągłe apele spikera nie pomogły i mecz został przedwcześnie zakończony, co wcale nie podłamało większości zasiadającej na trybunach. Bez zawahania, mobilizując się nawzajem, wkroczyli na murawę i ruszyli w stronę Polonistów, którzy ze względu bezpieczeństwa, mecz oglądali zza siatki ogradzającej stadion."
"W tym czasie, piłkarze Polonii, wraz z fanami, siedzieli zamknęci w autobusach, otoczeni z każdej strony policją, tak, że nie było nawet mowy, by ktokolwiek zbliżył się do nich na kilkadziesiąt metrów. Kibice Łomianek, ci lokalni, chociaż nie wszyscy, spokojnie siedzili na trybunach obserwując sytuację, natomiast Ci, którzy przyszli tutaj dla nieco innych emocji, niż te piłkarskie, zaczęli opuszczać stadion i rozchodzić się po mieście. Ich śladem szybko podąrzyła policja."
" Bardzo ciekawej wypowiedzi udzelił prezes KS Łomianki, pan Grzegorz Pachutko, który jeszcze kilka dni przed meczem rozważał oddanie walkowera przeciwnikom, twierdząc że wyjdzie mu to taniej, niż organizowanie środków bezpieczeństwa. I chociaż miał rację, to nie pozwolili na to kibice, których z pewnością mógł i powinien się obawiać.
- Spodziewałem się takich wydarzeń. Jestem prezesem tego klubu od wielu lat i widziałem tutaj niejedne awantury, nawet gorsze od tych. Dzisiaj byliśmy przygotowani i stłumiliśmy problem w zarodku. Zapewne nałożony zostanie na nas zakaz rozgrywania spotkań z udziałem kibiców i nie ukrywam, że cieszy mnie takie rozwiązanie. Automatycznie pozwoli nam to pozbyć się problemu, którym okazali się dzisiaj kibice."
"Na zakończenie warto dodać, że Polonia dopiero godzinę po gwizdku sędziego opuściła stadion w ogromnej eskorcie policji. Z relacji znajomych kibiców, należących go grupy najbardziej poinformowanych, dowiedziałem się, że po drodze czeka na nich kilka niespodzianek. Ile w tych słowach jest prawdy, tego nie wiem, ale jeśli tylko dojdzie do bezpośredniego spotkania kibiców, to na pewno o tym poinformujemy."