Krytyka referendum, które odbędzie się 6 września stała się ostatnio modna. Publicyści podważają jego sens, politycy mówią o zmarnowanych pieniądzach, a konstytucjonaliści o wątpliwych podstawach ogłoszenia. Konstytucja mówi, że referendum powinno dotyczyć spraw o szczególnym znaczeniu dla państwa. Czy rzeczywiście pytania są błahe, a referendum to jedynie kampanijna wpadka?
Fundamentem każdego systemu politycznego jest legitymizacja władzy. Nie ulega wątpliwości że poziom akceptacji dla systemu politycznego w Polsce jest niski. I nie chodzi tu tylko o programy partii politycznych, czy zachowania polityków. Rzeczywistym problemem staje się akceptacja obowiązujących reguł gry, działania systemu i podstawy relacji wyborca - polityk. Świadczą o tym wyniki badań eurobarometru: Polacy wykazują najniższy wśród społeczeństw UE poziom zaufania do własnego parlamentu. Niezmiennie od lat zaledwie kilkanaście procent naszych obywateli deklaruje zaufanie do najważniejszego w systemie demokratycznym organu władzy. Efektem jest z jednej strony stosunkowo niska frekwencja wyborcza. Z drugiej rosnące w kolejnych wyborach poparcie dla ugrupowań populistycznych.
Trudno dziwić się takim ocenom. Spojrzenie na nasz system wyborczy oczami jego użytkowników przekonuje, że zrobiliśmy wiele, by odstraszyć od udziału w wyborach. W ostatnich wyborach parlamentarnych wyborcy w przeciętnym podwarszawskim okręgu mieli wybrać swojego posła spośród 200 kandydatów zgłaszanych na 9 listach wyborczych. Jak wyborca dysponujący jednym głosem ma dokonać racjonalnego wyboru? W efekcie takiej procedury mandat objęło w okręgu 12 parlamentarzystów. Jednak w praktyce ogromna większość mieszkańców nie jest w stanie wymienić nazwisk nawet 3 z nich.
Posłowie nie są rozpoznawani we własnym okręgu bo… nie muszą. System sprawia, że o reelekcji decyduje w większym stopniu ich sytuacja w partii, przekładająca się na pozycję na liście. Realne poparcie społeczne nie ma większego znaczenia. Zmiana ordynacji wyborczej może tę logikę odwrócić, choć doprowadzenie do niej wydaje się karkołomne. Z perspektywy obecnych posłów nowe reguły gry zmuszałyby ich do większego wysiłku. Dla wielu z nich oznaczałyby pożegnanie z mandatem.
Dlatego nadchodzące referendum jest jedyną szansą na zmianę reguł gry demokratycznej w taki sposób, by stały się bardziej zrozumiałe dla wyborców. Poseł z każdego powiatu, wybrany w wyborach większościowych byłby rozpoznawalny. Musiałby zadbać o kontakt z obywatelami swojej małej ojczyzny. Musiałby ich wysłuchać i wytłumaczyć motywy swego działania, by zachować szanse na ponowną elekcję. Pluralizm polityczny może zapewnić system mieszany pozwalający zachować część mandatów dla kandydatów z listy krajowej czy regionalnej. Wyborca jednak wiedziałby kogo personalnie rozliczyć z obietnic przedwyborczych.
Referendum 6 września dotyczy kwestii o zasadniczym znaczeniu dla państwa: legitymizacji systemu politycznego. Jeśli zmarnujemy szansę na jej odbudowanie, być może już za kilka lat będziemy musieli bronić państwa przed rosnącymi w siłę populistami przekonującymi Polaków, że demokracja się nie sprawdziła.